-Wstawaj Tatsuo, nic tu po nas.
Do klęczącego na poboczu mężczyzny podeszła wysoka postać z doszczętnie spaloną skórą. Ten jednak zupełnie na to nie zareagował, wpatrzony w dwie metalowe bransolety i niewielki flakonik z szarym proszkiem. Wszystko to leżało ułożone obok siebie, na niewielkiej górce złożonej z kurzu. Bóg Śmierci ukląkł obok niego i podniósł delikatnie szklany flakonik, a jego zawartość przesypała się praktycznie niewidocznie dla oczów przeciętnego śmiertelnika.
-To moja wina...- Głos mężczyzny był mocno zachrypnięty, przez co jego słowa były dość zniekształcone, wręcz nie do zrozumienia.- Gdybym tego nie rozpamiętywał, ona by żyła.
-Nic na to nie możemy poradzić, tak miało się stać.- Bóg spojrzał na niebo, które zaczynało się rozjaśniać, a księżyc ustępował coraz bardziej swoje miejsce słońcu.- Chodźmy stąd, bo za chwilę ludzie wyjdą na ulice.
Shinigami podniósł się z kolan, a mały flakonik wsadził do kieszeni. Złapał nadal klęczącego na ziemi mężczyznę za ramiona i podniósł go na proste nogi, a w następnej chwili zaczął go za sobą ciągnąc prawie jak szmacianą lalkę. Świat wokół niewielkiej ilości pyłu i jeszcze ciepłych zwłok młodego chłopaka, ponownie opustoszał. Wydawać by się mogło, że zostaną w takiej ciszy przez wieki, jednak zza jednego z zakrętów zaczęła wyłaniać się ciemna, zniekształcona sylwetka. Wokół miejsca tragedii zaczęły unosić się niewielkie czarne piórka, które powoli opadały w kierunku zimnego betonu, aby nagle unieść się do góry targnięte przez nagły podmuch wiatru. Potężna istota rozłożyła swoje skrzydła i opadła na beton przed górką szarego prochu z niebieskimi kryształkami, które zaczęły się mienić w promieniach leniwie wyłaniającego się słońca. Jego skrzydła osłoniły pozostałości istoty mu podobnej, a kiedy bóg na powrót je ukrył, szarego pyłu już nie było, a drobne niebieskie rozbłyski zniknęły. Shinigami podniósł się z kolan i rzucił tylko przelotne spojrzenie na martwe zwłoki chłopaka o morskich oczach. Nie zwrócił na niego jednak zbyt wielkiej uwagi, kiedy kierował się w stronę jaśniejących w ciemnościach niebiańskich schodów.
Stając na kolejne stopnie, ta z wyglądu nierozumna istota, starała się poskładać swoje myśli. Bóg nie wiedział jak ma to do siebie przyjąć i zacząć na powrót żyć bez swojej Samotności. Pomimo, iż nie byli blisko mógł ukradkiem spoglądać na jej uśmiech, słuchać jej głosu, śpiewu czy przyglądać jej gniewu. Wydawało mu się, że czas spędzony z nią nie został przez niego właściwie wykorzystany, a on sam winien jest jej upadkowi. Najgorsze jednak było dopiero przed nim.
Potężne niebiańskie drzwi cicho skrzypnęły, kiedy bóg mocno je popchnął i wszedł na środek wielkiej sali, gdzie na setkach łańcuchów zawieszone było nieforemne ciało jego Króla. Po jego czaszce spłynęła potężna łza, która rozlała się po chmurach, a z niej utworzyła się tafla lustra, na której pojawił się ostatni uśmiech niebieskowłosej bogini, zanim jej ciało nie rozsypało się na wietrze. Shinigami podszedł do Króla i spojrzał na to, po czym przymknął powieki i otworzył swoje skrzydła, a czarne piórka opadły na uśmiech dziewczyny.
-Zabiłem ją. To moja wina. Wolałbym ją stracić i widzieć jak odchodzi do bogów zza góry, niż okłamywać i widzieć jak umiera.- Jego głos był jak zwykle zachrypnięty, ale teraz było słychać w nim też coś na rodzaj przygnębienia, które przeradzało się w smutek.
-Nie ty ją zabiłeś, a los.- Król powolnym ruchem ręki zniszczył taflę i spojrzał na stojącego przed nim boga.- Ona znała swoją przyszłość i mogła ją zmienić, ale uparcie brnęła w stronę przeznaczenia. Sama jest winna swojej śmierci.
-Król mówi o tym tak bez uczuciowo, jakby ona dla Króla nic nie znaczyła.
-Kodoku było dla mnie niczym Kibō. Wierzyłem w nią i pragnąłem, żeby jej historia nie zakończyła się tak, jak w mojej łzie. Miała wybór i go dokonała. Jej śmierć jest głupia, ale zrobiła to co uważała za słuszne.
-Śmierć z miłości nie jest słuszna. Jest upokarzająca i uniżająca naszej godności.
-W jej mniemaniu była odpowiednia i nie powinniśmy tego negować. Czasu nie cofniemy, a jedynie mogliśmy zmienić przeznaczenie, któremu na jej zgubę udało się z nami zwyciężyć. Nie możemy pogrążać się w smutku, los ma już dla nas inny plan.
-Nie chcę musieć oglądać twojej parszywej mordy ani sekundy dłużej.- Bóg złożył swoje skrzydła i zaczął odchodzić zostawiając za sobą pojedyncze czarne piórka, które kontrastowały z bielą znajdująca się wokół.- Mimo to brzydzę się sobą na równi z tobą i każdym, kto pozwolił na jej śmierć. Nią też się brzydzę, że potrafiła być tak bardzo ludzka żeby zginąć w imię miłości.
-Gdybyś potrafił kochać, wiedziałbyś dlaczego wpadła w taką skrajność.
-Kochałem ją.- Bóg głośno zarechotał, a po chwili ucichł.- Dlatego brzydzę się sobą, że nie potrafiłem jej ochronić, a ona dla swojej miłości potrafiła to zrobić.- Bóg przeszedł przez drzwi i od razu się zatrzymał. Spojrzał na niewielki flakonik w swojej dłoni i mocno cisnął nim o ziemię, a ten rozpadł się, przez co wokół uniósł się srebrny pył, a niebieskie kryształki odbiły od siebie światło.- Przepraszam Kodoku.
Shinigami po raz ostatni spojrzał na chmury wokół siebie i zaczął schodzić po schodach w kierunku Ziemi, zrzucając wpierw czarny notatnik.
-Chyba go opuściłem.- Bóg ponownie ruszył wpatrując się pustym wzrokiem w schodki pod jego stopami. - Co dzieje się z tą grawitacją?
W czasie kiedy Ryūk kontynuował swój spacer w poszukiwaniu zaginionego po raz kolejny notatnika, za nim pojawiły się dwie ciemne sylwetki, które przeszły przez wielkie wrota. Król Shinigami jedynie rzucił na nie przelotne spojrzenie i podał w stronę stojącego nieopodal mężczyzny niebieski notatnik, nie odrywając przy tym wzroku od ciągle uśmiechającej się w tafli bogini. Mężczyzna bez słowa chwycił Death Note'a i wrócił do swojego kompana, który powoli popijał tani alkohol z szklanej butelki.
-To co Suo?- Bóg donośnie beknął i się zaśmiał.- Witaj w klubie schorzeń szkieletu i chorób psychicznych. Ciekawe co czeka na ciebie.
🍎🍏🍎
Powstanie prawdopodobnie trzecia część.P.s. powstanie na pewno. Mam już 1/3 napisaną.
CZYTASZ
Homo Dei ludicrum
Misterio / SuspensoDla wielu człowieczeństwo kończy się w momencie, kiedy posuną się na najodważniejszy krok jakim jest morderstwo. Zabicie drugiej osoby dla wielu jest zbyt dużym wysiłkiem, czymś abstrakcyjnym, nieetycznym, a wręcz uniżającym naszej godności i obrzyd...