j'étais heureux [ 1 ]

3.6K 313 91
                                    

rozdział, podobnie jak wszystkie kolejne, pisany był we współpracy z cudowną ohnotuagain!

i macie to kochać!

Złość, jaka ogarnęła całe jego ciało i umysł, nie pozwoliła mu spokojnie dojść nawet na przystanek, z którego to miałby dojechać do domu. Zaraz po usłyszeniu dzwonka, wręcz wyleciał z sali, by schować się choć na chwilę w szkolnej łazience, pozwalając sobie na złapanie oddechu i jego unormowanie. Nie wiedząc do końca czemu, wolał zimne kafelki w kabinie i niezbyt przyjemny zapach, niż widok bezczelnie uśmiechniętej pani Choi, która z nieukrywaną satysfakcją wpisała mu kolejną ocenę niedostateczną do kolekcji. Świadomość, że będzie mógł poprawić ocenę nie podnosiła go na duchu. I można by stwierdzić, że wszystko byłoby w porządku, gdyby faktycznie się nie nauczył, czy jak to się mówi - „olał" sprawdzian, bo wtedy chociażby ta jedynka byłaby zasłużona. Ale frustracja, jaka go w tym momencie dopadła, była nie do opisania między innymi dlatego, że ostatnie trzy noce ślęczał nad książką od angielskiego, wkuwał na pamięć słówka z chyba najbardziej nudnego działu ze wszystkich możliwych i dosłownie wypruwał sobie żyły, przepisując kolejne zdania w czasie przeszłym i czytając regułki po tysiąc razy. I tylko po to, by znów zobaczyć, że do dwójki zabrakło mu ledwo parę procent. Poziom jego wściekłości, może nawet powiązanej z bezradnością, osiągnął maksimum, gdy chwilę przed końcem, nauczycielka zapowiedziała kolejny test za dwa tygodnie, który Yoongi spędzi najprawdopodobniej cały we łzach, otoczony pustymi kubkami po kawie, które w niewielkim stopniu pomogą mu jakoś wytrzymać te kilka(naście) długich godzin przed zeszytem i piętrzącymi się notatkami.

W drodze do domu, młody chłopak starał się hamować cisnące się do oczu łzy tak, jak tylko mógł. Ale chyba było to zbyt ciężkie nawet dla niego, bo w połowie marszu zatrzymał się koło jednego ze sklepów i zwyczajnie się rozpłakał. I gdyby mógł, trwałby tak zawsze, jednakże w obawie, że ktoś pozna go i zauważy jego beznadziejny stan, szybko wszedł do budynku i kupił chusteczki, zastanawiając się przez chwilę nad papierosami, które w ustach ostatnio miał może z trzy miesiące temu, gdy na małej posiadówce ze znajomymi, poczęstował go nimi Namjoon. Tylko, że Kim miał już własny dowód, na którym wyraźnie było napisane, że osiągnął już pełnoletność i mógł sobie kupować tyle fajek, ile tylko chciał i na ile pozwalałby mu stan jego portfela, a Yoongiego zawsze, ale to zawsze pytali o jakiś dokument. Może to przez jego niski wzrost lub całkiem niepozorny wygląd? Nie miał pojęcia, ale wiedział, że i tym razem ekspedientka na pewno nie sprzedałaby mu tych pieprzonych Chesterfieldów.

Przeciągał swój powrót do domu, ile tylko mógł, sam w sumie nie wiedział po co. Nawet wysiadł przystanek wcześniej, by przejść się ostatnie pół kilometra pieszo. Do tego czasu, jego policzki zdążyły wyschnąć, przy czym charakterystycznie ściągając skórę w tamtym miejscu, a oczy szczypać, ale mozolnie chowając czerwone naczynka. Już nieco spokojniejszy, ale nadal wyraźnie niezadowolony wszedł za bramę, uprzednio wstukując banalny kod. Nim doszedł do drzwi, zwrócił uwagę na auto na podjeździe, które nie należało do jego ojca. Bo on, jak zawsze, zaparkował idealnie między jedną donicą z kwiatami, a drugą. Przez chwilę myślał nad tym, by wejść do domu przez garaż, gdyż wtedy najpewniej uniknąłby gościa i swojego ojca, który zawsze lubił go wkurzać swoimi głupimi komentarzami odnośnie wszystkiego. Uwagi odnośnie nieuprasowanej koszulki, pobrudzonych butów czy roztrzepanych włosów, to tylko parę z wielu argumentów i błahostek, by wywołać kolejną, małą sprzeczkę między nimi.

Odkąd mama Mina wyprowadziła się do Kioto, ojciec Yoongiego stał się co najmniej zrzędliwy. Za to częściej bywał w domu, bo duma nie pozwalała mu zatrudnić nikogo do pomocy w sprzątaniu czy gotowaniu, bo przecież ich dom, mimo bogatego wnętrza, wcale nie był taki duży, jak te wszystkie wille milionerów. A o innej kobiecie nie było w ogóle mowy. „Zobaczysz, Sun i tak wróci", trajkotał bez przerwy starszy Min, najwyraźniej nie przyjmując do wiadomości tego, że jego żona już od kilku miesięcy domagała się rozwodu, że dzielą ich teraz niezliczone kilometry, a nawet tego, że powoli układała sobie ona życie z innym mężczyzną. W dodatku młodszym. I to chyba bolało go bardziej. Nie sama rozłąka, a urażone, męskie ego.

havana ➽ sopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz