Prawie umarłaś

29 4 7
                                    

Już przekrczyłam próg szkoły, kiedy z wielką siłą na kogoś wpadłam. Geniusz ze mnie! Lekko zatoczyłam się do tyłu , ale utrzymałam się na nogach. Kurwa jak dużego trzeba mieć pecha żeby wpaść z igły pod widły?

Moim oczom ukazał się nie kto inny jak Collins. Tak jak zawsze zaciesz wymalowany był na jego twarzy. Boże czy jemu nigdy nie schodzi on z mordy?
-Uważaj jak chodzisz, bo się kiedyś zabijesz - zaczął, przenikliwie na mnie patrząc. - Gdzieś się wybierasz? - dodał śmiesznie unosząc brew, co w rezultacie zakończyło to ,,spotkanie,, miłym.
-Nie twoja sprawa - przewróciłam oczami, próbując go wyminąc. Niestety na marne były moje starania, bo postanowił zatorować mi drogę.
-Moja, to się okaże, ale co by powiedzieli nauczyciele gdyby zobaczyli, że tak zdolna uczennica ucieka z lekcji? - podszedł bliżej mnie przez co poczułam ten znajomy zapach. Ależ on mnie wkurza! Czy choć raz mogę na niego nie wpaść, gdy nie mam na to ochoty? Czyli nigdy?
-Odwal się. Nie masz swoich spraw? - zapytałam z grubą nutą ironii.
Oparł rękę niedaleko mojej głowy i spojrzał na mnie, próbując coś wyczytać. Automatycznie zerwałam z nim kontakt wzrokowy.
-Może i mam, ale jak widzisz obchodzą mnie i twoje sprawy - odparł już bez tego soczystego banana. - Ros co się dzieje? - zapytał po drugiej próbie nawiązania kontaktu z moim spojrzeniem. Nieudanej próbie.
-Nic... Co ma się dziać? - bez większego entuzjazmu obdarzyłam go jednym przelotnym spojrzeniem.
-Widzę, że coś jest nie tak! - odparł twardo skupiając jeszcze większą uwagę na mojej osobie.
-Nic co powinno cię interesować - rzekłam patrząc na jego czarne air forcy. Westchnął głęboko wypuszczając głośny świst powietrza.
-Ros pamiętasz jak... jak wtedy mówiłem ci, że możesz mi zaufać? - zapytał unosząc mój podbródek do góry tak abym popatrzyła w jego oczy. No i porwała mnie ta czekoladowa rzeka w jego tęczówkach. Byłam jak zahipnotyzowana. Pokiwałam w odpowiedzi tak, jako iż pamiętałam ten incydent, przez którego poniekąd teraz uciekam ze szkoły. - Wiec możesz mi powiedzieć co się dzieje - dodał po chwili, bardzo spokojnym i opanowanym tonem. Nie, na pewno nie powiem mu z jakiego powodu uciekam.
-Po prostu pokłuciłam się z dziewczynami... nie pytaj - wyrzuciłam to z siebie tak niespodziewanie, że dopiero po chwili do mnie dotarło co powiedziałam.
-Tylko dlatego? - zapytał ze śmiechem niedowierzając.
-Nie pytaj - ponowiłam próbę. Uniósł ręce w obronie.
-Chcesz gdzieś wyskoczyć? Chętnie zerwę się z tobą - zaproponował, jednocześnie zbijając mnie z tropu.
Chwila namysłu dla mnie. Przyjąć propozycje i jechać gdzieś z nim, czy może też odmówić i szfędać się samej? Dobre pytanie na które sam Bóg nie zna chyba odpowiedzi.
-Gdzie? - wydukałam niepewnie lekko zerkając na niego z dołu.
-To mi się podoba! - wyrzucił entuzjastycznie obejmując mnie i udając się w kierunku swojego samochodu. Co z tego, że jest przerwa... wszyscy mogą się gapić... wszyscy nas widzą.
Do moich nozdży biła silna woń jego zapachu. Intrygował mnie. Jego ręka delikatnie obejmowała moje ramiona przez co czułam dziwne bezpieczeństwo mimo tego, że każdy mnie przed nim ostrzega. Otworzył drzwi pasażera abym chwile potem zajęła miejsce. Nie minęła minuta, a znalazł się za kierownicą.
-Dokąd jedziemy? - zapytałam zapinając pas. Znów ten zawadniacki uśmiech.
-Zobaczysz - rzekł pewnie i wcisnął gaz odjerzdżając z piskiem opon.

Podróż nie zapowiadała się na krótką więc postanowiłam zanurzyć się w myślach.
Jakie on ma działanie? Czego on tak naprawdę chce? Miałam milion pytań do. Niestety żadne z nich nie wyjdzie na światło dzienne. Był mimo wszystko bardzo interesującą osobą. Wydaje mi się, a raczej to wiem, że wszystko przez to iż nie mam kompletnego pojęcia jakie ma do mnie zamiary. Możliwe, że powinnam się bać. Jest taki tajemniczy... na dobrą sprawę nie wiem nic kompletnie na jego temat... no tylko tyle, że ma ten debilny uśmiech i zmienia laski jak rękawiczki. No właśnie. Nawet jego zachowanie jest dziwne. Raz jest takim agresorem, raz dobry wręcz idealny towar na męża.
Samochód chwilę później się zatrzymał. Kiedy wysiedliśmy z samochodu ukazał mi się piękny widok plaży i jeziora. Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam nad wodą, a tak bardzo to kochałam kiedy byłam malutka. Mimowolnie na moje usta wpełznął szeroki uśmiech.
-Podoba ci się? - zapytał podchodząc bliżej mnie. Miałam ochotę rzucić się na niego, bo powrócił czas z dzieciństwa, gdzie byłam spokojnym dzieckiem bez problemów. To było nad West Water. Jest tam cudownie. Raczej było. Niestety tata musiał się przeprowadzić z powodu śmierci wujka. Nieznosił tego miejsca. No, a potem to już się zaczęło...
-O czym tak myślisz? - wtargnął do moich uszu dźwięk głosu Collinsa. - Nie podoba ci się? - dodał z lekkim rozczarowaniem.
-Nie, bardzo mi się podoba, poprostu się zamyśliłam...- odparłam zwracając w jego stronę wzrok, był łagodny i taki inny. Lubie kiedy patrzy na mnie tym wzrokiem... czyję się jakoś wyjątkowo. Whatever.
Zaczęliśmy iść aż dotarliśmy do małego klifu, tam zasiedliśmy. Było tu jak w bajce. Kto by pomyślał, że jakieś czterdzieści minut od domu jest tak piękne miejsce jak to. Duże, czyste jezioro rozciągało się bardzo daleko. Było wręcz jak z bajki. Wokół otaczał je piasek,plaże i te cudowne klify. No po prostu idealnie. Skąd on zna takie miejsca?
-Skąd znasz takie miejsca i czemu mi je pokazujesz? - zapytałam z ciekawością zanim zdążyłam pohamować wylew myśli.
-To były moje miejsca... lubiłem i dalej lubię tu przesiadywać - odparł nie patrząc na mnie tylko gdzieś w dal.
-To czemu mi je pokazałeś... były twoje - zaczęłam niepewnie. Może nie powinnam pytać?
-Były moje teraz są nasze - odpowiedział z uśmiechem zerkając w moją stronę. Nic więcej nie musiał mi mówić. Słowa ciągle obijały się o bębenki moich uszu ,,Były moje teraz są nasze". Mogłabym to uznać za dobrą część randki... pomarzyć zawsze można.
-Opowiedz coś o sobie - poprosił nagle, po długiej chwili ciszy. Momentalnie moje całe ciało się spięło. Miałam mu coś o sobie powiedzieć, co oznaczało, że o przeszłości, której nienawidzę.
-Co chcesz wiedzieć? - dopytałam aby przedłużyć czas na wymyślenie czegoś.
-Wszystko... czemu tu przyjechałaś... - odrzekł usadawiając się tak aby mnie dobrze widzieć.
-No więc przyjechałam tutaj z powodu zmiany pracy mojego taty... - zaczęłam trochę niepewnie. Fakt co fakt to była poniekąd prawda... pominęłam tylko kilka incydentów.
-Ale przecież on wyjechał jeszcze gdzie indziej... mogłaś zostać w swojej starej szkole - powiedział, a ja byłam już tak zmieszana. Kurde czemu on musi być taki bystry i dociekliwy? Zatkało mnie... co mam powiedzieć?
-Mogłam, ale nie chciałam - westchnęłam próbując nie myśleć czemu tak naprawdę się tutaj znalazłam.
-Dlaczego niechciałaś? - dodał po chwili, a ja już biłam się w myślach za moją wcześniejszą odpowiedź. Co teraz Ros?
-Bo... - i tu sama niewiedziałam co powiedzieć. Nie chcę mu mówić, że cięłam... to takie upokażające. -Nie chcę o tym gadać - dodałam szybko odwracjąc wzrok. Miałam głupią nadzieję, że na tym zakończy tą ciężką rozmowę, ale nie.
-Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć? - zadał pytanie retoryczne, bo wiedział jaka jest moja odpowiedź. - Ktoś cię skrzywdził? Zrobił ci coś? - zapytał przysuwając się bliżej dotykając mojej dłoni. Momentalnie ją wzięłam jak jakaś poparzona. - Ros możesz mi powiedzieć... jeśli nie chcesz to uszanuję to - odparł spokojnie tym razem lekko mnie przytulając. Byłam gotowa rozryczeć się. To było okropne. Moje życie było okropne. Ciągłe rany... pobyty w szpitalach... mogłabym dostać tam stałą kartę pacjenta. Do dziś tego żałuję.
Do oczu napłynęły mi łzy. Ledwie powstrzymałam się od rozryczenia się tu na nim.
-Kiedyś powiedziałaś... że prawie umarłaś... przez plotki - zaczął cicho i niepewnie. Wystarczył ułamek sekundy po jego słowach, a po moich policzkach spłynęły łzy. To była moja granica wytrzymałości. Pamiętam kiedy mu to powiedziałam, nie sądziłam, że to zapamięta. Ogarnął mnie smutek... żal. Byłam jak zwiędły kwiatek w jego ramionach. - Przepraszam... nie powienienem - dodał ze smutkiem i żalem uszczelniając uścisk. Nie chciałam się chamować, ale nie mogłam. Leciały mi tylko pojedyńcze łzy. Tkwiliśmy tak w tym uścisku dobrą chwilę. Miałam ochotę wyrzucić to z siebie, ale nie dałam rady... nie przy nim...

Po jakiś dziesięciu minutach może mniej, może więcej, uspokoiłam się. Jego uścisk się poluzował z czego skorzystałam i wyrwałam się lekko odsuwając się w bok.
-Przepraszam... - odchrząknęłam cicho patrząc w dal.
-Nie masz za co. To nie twoja wina... nie powinienem... - odparł i pozostaliśmy w ciszy.

Hejka😁 przepraszam za długą nieobecność...sami rozumiecie egzaminy i te sprawy😞. Dobiliśmy 1000 wyświetleń za co wszystkim dziękuję😘 Z tej okazji jak już wspominałam w poprzednim rozdziale daje wam możliwość wymyślenia jakiejś małej akcji😀. Każdy może coś wymyślić. Jeśli będzie mało propozycji to może wezmę wszystkie lub zrobię losowankę... no to się jeszczę okaże w każdym razie pod tym rozdziałem piszcie swoje propozycje😚💖

@weeraa123💜

Walcz O Nas ( W Trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz