Żartujesz

8 1 0
                                    

Obudził mnie ten cholerny budzik. Po co ja go ustawiałam? Przeciągnęłam się powolnie przypominając sobie zamiar nastawienia budzika. Sobota i impreza! No tak jak mogłam zapomnieć?
Ogólnie rzecz biorąc cała reszta tygodnia zleciała mi strasznie szybko. Mogę nawet powiedzieć, że w mgnieniu oka. Jeśli chodzi o unikanie Brayana to nie miałam z tym problemu, ponieważ prawie wogóle nie chodził w pozostałe dni do szkoły z czego się obrzydliwie cieszyłam.

Zerknęłam na zegarek jedenasta trzydzieści osiem. Co ja tak długo spałam? A no tak wczorajszy maraton filmowy zakończył się koło czwartej nad ranem, a możliwe, że nawet trochę po.
W końcu ryszyłam dupsko z łóżka zataczając się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, którym chciałam się tylko rozbudzić co mi się udało...poniekąd.
Przebrałam się w czarne spodenki z adidasa i czarny top po czym zeszłam na dół do kuchni w celu przetrawienia czego kolwiek.

-O księżniczka się obudziła - powitał mnie dźwięk głosu mojego kochanego braciszka. -Wyglądasz jakbyś była nieźle skacowana -zaśmiał się widząc jak bezwładnie opadam na krzesło. Muszę przyznać, że stosunki między nami się dużo poprawiły. Nawet razem zrobiliśmy sobie przedwczoraj maraton horrorów przez który bałam się sama spać i musiał mnie zgarnąć do siebie.
-I tak też się czuję - burknęłam bez wykazania jakiejkolwiek siły do życia.
-Kawa i tosty? - zapytał z szerokim uśmiechem odwracając się do mnie.
Jak on to robi, że wygląda na tak wypoczętego? Skandal!
-Uwielbiam cię! - odesłałam powoli informację zwrotną. Chwilę później dostałam złożone przeze mnie zamówienie. Mocna kawa i tosty. Oh yeah! To kocham najbardziej.
-Jakie plany na dzisiaj? - zapytał siadając naprzeciwko mnie bez żadnego jedzenia. No tak. Głupia ja! Jest po jedenastej i to grubo na bank wstał przed dziewiątą i już zdążył zjeść śniadanie.
-Hm... impreza, choć tak naprawdę miałabym ochotę leżeć calutki dzień plackiem na łóżku i nic nie robić, a tu klops - wymamrotałam biorąc gryza tosta.
-To czemu nie zrezygnujesz? - zapytał spoglądając na mnie ze zdziwieniem.
-Chciałabym, ale obiecałam Aronowi, że przyjdę - odchrząknęłam popijając w między czasie kawę którą zrobił mi mój kochany braciszek.
-Randa? - wyrwał mnie nagle jego głos i pytanie które mi za dał. O mało co, a zakrztusiłabym się śmiertelnie kawą.
-Jaka randka? To tylko kolega Mike. TYLKO - odpowiedziałam gdy tylko się uspokoiłam wyraźnie akcentując ostatnie słowo.
-Coś za dużo masz tych kolegów - zaśmiał się w odpowiedzi na co dostał kopniaka pod stołem.
-To chyba nic złego? Lepiej chyba,że jakiś mam, a nie że nie. Jeszcze byś snół insynuacje,że wole dziewczyny, a to było by już złe - wyśmiałam go zupełnie ignorując jego jakiekolwiek podjeżenia.
-No tak tu się z tobą zgodzę. Masz racje - rzekł śmiejąc się na mój komentarz. - O której masz tą rand... znaczy się impreze - podpuścił mnie znów z chytrym i przebiegłym uśmieszkiem którego nie cierpię.
-Impreze mam o dwudziestej - odparłam zbywając jego przygryzkę i kontynuowałam konsumpcję żarcia.
-Dobra to ja ci nie zawracam głowy. Znykam na siłkę. Powinienem wrócić koło siedemnastej. Jak co to dzwoń - odpowiedział w końcu wracając do normalnego Mika.
-A propo... zrób zakupy jak będziesz wracał. Na lodówce wisi kartka z listą zakupów - przypomniałam sobie szybko co uratowało mnie od targania ciężkich siat na nogach z kilometr.

W ciągu godziny zdążyłam posprzątać kuchnie, która nie była w najlepszym satnie, łazienkę, zrobić pranie które czekało chyba z tydzień, odkurzyłam no i poogarniałam trochę pokoje.
Było koło piętnastej więc zmuszona byłam aby coś ugotować. Pytanie co i z czego. Nasza lodówka wyglądała naprawdę ubogo od kąd mamy nie ma już u nas. Wcześniej jakoś wychodziło na to, że ona wyręczała nas w robieniu zakupów więc nie było potrzeby abym to ja zawracała sobie tym głowy, dlatego zapomniałam zrobić ich wczoraj.
No to wisil się Ros.

Po doszczętnym przegrzebaniu lodówki i szafek zdecydowałam na makaron ze szpinakiem i kurczakiem. Łatwe, szybkie i proste.
Po zjedzeniu umyłam zbędne garki i odłożyłam porcję dla Mika.
To teraz najgorsze. Ogarnięcie mnie.
Postanowiłam wziąść kąpiel, bo miałam naprawdę dużo czasu, było po siedemnastej chyba trzydzieści. Mike obiecał, że wróci na tą godzinę, a niego ani widu ani słychu.
Wzięłam się za swój wizerunek gdyż chciałam się w końcu odwalić. Zrobiłam lokówką lekkie fale, mój makijaż składał się z podkładu,korektora, msakary, matowej nudziakowej pomadki do ust, kresek i rozświetlacza.
Jeszcze tylko stórój. Podczas malowania przyjechał Mike. Na całe szczęście poradził sobie z zakupami dzięki czemu miałam luz w dalszym szykowaniu. Problemy były z jedzeniem, ale z tym szybko poszło.

Walcz O Nas ( W Trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz