#6

1.2K 55 5
                                    

Zeszłam szybko z mojej maszyny i podeszłam do poszkodowanego, wzięłam jego twarz w ręce i ujrzałam...

Ujrzałam twarz mojego brata. Zaczęłam krzyczeć żeby zadzwonili po karetkę. Płakać. Przecież to nie może być on. To nie może być na prawdę. Chciałabym się teraz obudzić, chciałabym żeby to był sen. Usłyszałam sygnał karetki. Jak przez mgłę widziałam jak ratownicy zabierają go do powozu i odjeżdżają.
Łzy nadal mi spływały po twarzy, nadal miałam kask, pewnie pod spodem wyglądałam jak panda ale mnie to nie obchodziło. Pozbierałam się szybko, ruszyłam do mojego motoru, sprawdziłam go i odjechałam do domu by się przebrać w normalne ciuchy. Gdy wparowałam do domu dwie pary, nie trzy pary oczu zwróciły się na mnie. Zdjęłam kask i odstawiłam go na komode. Nie przejęłam się tym że widzieli mnie całą zapłakana to się dla mnie teraz nie liczyło. Paul jakby wybudzony z transu spojrzał na mnie przerażonymi oczami. Mimo że na zewnątrz byłam zimna suką która zabija bez sumienia, w środku byłam słabą osobą która potrzebuje pomocy. Chłopak podszedł do mnie i mocno mnie przytulił, odwzajemniam uścisk.

- Paul... Mike miał wypadek... Jest teraz w szpitalu... - w tym momencie załamał mi się głos. Zaczęłam cicho szlochać. Ale po chwili się uspokoiłam choć w środku się rozrywałam na małe kawałki. - Muszę jechać do szpitala.

- Kylie, ty nie pojedziesz w takim stanie, jeszcze spowodujesz wypadek.

- No... Masz rację. Dlatego ty pojedziesz ze mną.

- Dobrze, pojadę.

- Ale najpierw muszę się przebrać, nie pojadę w takim stroju.

Wyswobodziłam się z jego uścisku i pobiegłam na górę nie zwracając uwagi na dwójkę która stała w osłupieniu i to był błąd. Szybko się przebrałam w jakieś leginsy i bluzkę, na rzuciłam na to jeszcze bluzę Luka (przyjaciel z gangu), wzięłam dwa pistolety oraz kilka noży. Prawda jest taka że bez broni praktycznie nigdzie się nie ruszam. Zeszłam na dół i dopiero teraz przyjżałam się chłopakowi który do nas przyszedł. Miał zielone oczy, brązowe włosy, kilka tatuaży i kolczyk w uchu. Już wiedziałam czemu wydawał mi się znajomy. To jest jeden z moich największych wrogów, Aszton Irwin. Jego wzrok wylądował na mnie, od razu odwróciłam mój. Dobrze że Paul był na korytarzu, mogliśmy od razu jechać.

15 minut później

Gdy byliśmy na miejscu, wyszłam jak torpeda z samochodu i pobiegłam w stronę szpitala. Podeszłam do recepcji.

- Dobry wieczór, gdzie znajdę Mike'a Cooper?

- A pani jest kimś z rodziny? - nie no ja zaraz oszaleje, mój brat może umierać o ona z takim pytaniem.

- Słuchaj lalunio - wyciągnęłam nóż i przyłożyłam go do jej szyi, ta zaczęła szybko oddychać - mów gdzie on leży, nie mam czasu na takie pogaduszki!! - mój krzyk pewnie ja przeraził, bo się zatrzęsła, co spowodowało kreskę na jej szyi. - Odpowiesz mi czy nie!!

- Już, już... Sala operacyjna 23, drugie piętro... - wzięłam nuż z jej szyi i go schowałam, uprzednio go wycierając, po czym pobiegłam do windy, kątem oka widząc zszokowany wyraz twarzy chłopaka. No cóż nic na to nie poradzę że jestem niecierpliwa.

Wjechałam windą na drugie piętro i udałam się do sali nr 23. Usiadłam na krześle przed drzwiami i czekałam na lekarza.

Po jakiś dwóch godzinach, dwójka lekarzy wyszła na korytarz. Od razu do nich podbiegłam.

- I co z moim bratem? - zapytałam, niepewna czy wszystko jest dobrze.

- Pani brat będzie żył. Udało nam się go uratować, pomimo że były komplikacje podczas operacji.

- Czy mogę się z nim zobaczyć?

- Pacjent potrzebuje dużo odpoczynku i jest w śpiączce. Może pani wejść tylko na kilka minut.

- Dobrze, dziękuję.

Weszłam powoli do sali w której leżał mój brat. Był cały blady na twarzy i miał sine usta. Jego cera praktycznie polewala się z białością sali. Podeszłam do niego drżąc cała na ciele. Usiadłam na krześle i ujęłam jego dłoń, była taka zimna i blada. Zaczęłam głośno płakać. Usłyszałam trzask drzwi. Pomyślałam że to któraś z dziewczyn przyszła po mnie, ale myliłam się. Moim błędem było to że się nie odwróciłam w tą stronę. Usłyszałam kroki za mną, a potem coś zimnego na szyi, jednak nie wydałam z siebie żadnego odgłosu. Pomimo tego że się nie odezwałam nawet najmniejszym piskiem, ten ktoś przyłożył mi do ust szmatke, wiedziałam z czym to jest. Chlorofol (nie wiem jak to się pisze, ale wiecie o co chodzi). Wstrzymałam powietrze, nie dam się tak łatwo.

- No dalej zaciągnij się słonko. - rozpoznałam ten głos, wszędzie bym go rozpoznała. Aszton. Mogłabym się domyślić że on coś planuje.

Z braku tlenu zaciągnęłam się, przed oczami zobaczyłam ciemność...

------------------

Cześć kochani!!

I jak tam książka?? Może być?? Nie spodziewaliście się tego co??

Mam do was prośbę, za promujcie moją książkę. Liczę na was. Coraz mniej osób to czyta. Poważnie zastanawiam się nad usunięciem książki lub zawieszeniem jej.

Jak już się pofatygowałeś to zostaw proszę jakiś ślad po sobie.

Buźka papa😘





Nie igraj ze mną Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz