Rozdział 24

1.1K 52 8
                                    

Jest dopiero piąta nad ranem a my jesteśmy już na nogach,o ósmej mamy samolot do Kanady.

-Masz wszystko?-zapytał mnie gdy robiłam nam owsiankę

-Tak,chyba-powiedziałam i podałam mu śniadanie

Ubrałam czarne leginsy i luźny t-shirt i do tego zwykłe conversy.

-Musimy iść-powiedziałam biorąc walizkę

                               
Siedzieliśmy już w samolocie,jestem przytulona do śpiącego Harrego.
Za półtorej godziny powinniśmy być na miejscu.
Wyciągnęłam telefon i zaczęłam się nim bawić,ponieważ nie mam wifi zaczęłam robić porządki w mojej galerii gdy nagle na trafiłam na zdięcie z przed pomad pięciu lat gdzie byłam ja i Harry w jakieś restauracji.Patrzyłam się na fotografie już dobre kilka minut i uśmiech nie schodził mi z twarzy

-Pamiętam to-odezwał się nagle mój mąż

Popatrzyłam na niego i się uśmiechnęłam jeszcze szerzej

-A ja nie-zaśmiałam się

-Byliśmy w restauracji to było kilka dni przed twoją osmiemnastką,wtedy byłem w ogromnym stresie a ty głupku mały myślałaś,że chce cię zostawić-pocałował mnie w czółko-pamiętam,że na tej kolacji miałem twój pierścionek zaręczynowy w kieszeni i bałem się,że go zgubie

Momentalnie popatrzyłam na swoją dłoń gdzie znajdowały się dwa pierścionki,jeden zaręczynowy a drugi to obrączka.Usmiechnełam się mimowolnie i pocałowałam Harrego

-Kocham cię-powiedziałam i wtuliłam się w jego tors

                                 ***

Gdy wylądowaliśmy od razu skierowaliśmy się do naszego hotelu ale tylko aby odłożyć rzeczy i wsiądź torbę do szpitala dla Hazza.

-Boje się-odezwał się,gdy staliśmy przed ogromnym budynkiem gdzie za pare godzin ma odbyć się operacja

-Będzie dobrze,musi być-powiedziałam i zaplotłam nasze palce kierując się w stronę wejścia

-No dobrze to za godzine przjadą po pana pielegiarki i uda się z nimi pan na stół operacyjny-powiedział lekarz oglądając jakieś papiery-Musi pan i pani wiedzieć,że operacja jest bardzo ryzykowna.Ten rak jest mało spotykany a wręcz jest tylko kilka przypadków tak złośliwego raka i jeszcze w takim miejscu.Ryzyko jest ogromne,mozemy odzyskać pana normalne życie albo ryzykujemy smierć...

Łzy słynęły mi po policzku na samo słowo SMIERĆ.Harry wydawał się niewzruszony tym co właśnie usłyszał

-Mam nadzieje,że wszystko się uda a tym czasem do zobaczenia za godzine-powiedział i wyszedł

-Nie martwisz się?-zapytałam gdy zobaczyłam uśmiechającego się Hazza

-Oczywiście,że się martwię ale kochanie tyle razy wyszedłem cało z różnych wypadków i wierze ze tym razem też tak będzie.Przecież obiecałem Ericowi,że będę żył i tak będzie! Zresztą mnie chyba diabeł nie chce i dlatego wciąż żyje

Zaśmiałam się smutno i wtuliłam się w niego po chwili wybuchając płaczem.
To może być ostatni raz kiedy go przytulam...nie chce tego! Dlaczego w naszym życiu nie może być wszystko dobrze?!

-Hej,nie płacz-pocieszał mnie

Kiwnęłam tylko głową,ale nic to nie dało i dalej wylewałam potok łez.

-Musimy już jechać-powiedziała jedna z pielęgniarek biorąc łóżko z Harrym

-Będzie dobrze-uśmiechnął się do mnie

Złapałam jego dłoń i szłam z nim aż pod blok.

-Musimy wjeżdżać-powiedziała pielęgniarka

-Chwilkę-odezwał się Harry-kocham cię pamietaj o tym i cokolwiek się stanie ja zawsze będę z wami,kocham ciebie i nasze dzieci.Jeśli coś się stanie podczas operacji mam nadzieje,że będziecie szczęśliwi.Bardzo mocno was kocham i dziękuje Bogu za to,że poznałem taką osobę jak ty-mówił a ja nie mogłam pochamować łez-kocham was

-Tez cię kocham Harry-powiedziałam i puściłam jego dłoń i w tym samym czasie zniknął zza drzwiami

Usiadłam na jednym z krzeseł i płakałam.Musi być dobrze! Po prostu musi!

Operacja będzie trwała około dwie godziny,postanowiłam iść po kawę bo jestem zmęczona całą podróżą.

Nagle mój telefon zaczął wibrować

Matt

-Hej mała-zaczął

-Czesc

-I jak z Harrym?-zapytał

-Przed chwilą zaczeła się operacja

-Będzie dobrze Sam.Wierze w to mocno,ten dureń spadł z kilkunastu metrów i nic mu nie było wiec to tez się uda.

-Mam nadzieje-powiedziałam smutno

-Trzymaj się tam i jak coś to dzwoń.Kocham cię i proszę nie płacz

-Dziękuje,papa-powiedzialam po czym się rozłączyłam

Wróciłam na miejsce obok sali operacyjnej i czekałam...

Nagle zza drzwi wybiegła pielęgniarka,wstałam na równe nogi

-Co się dzieje?!-zapytałam przerażona

-Nie mogę teraz powiedzieć-odpowiedziała po czym straciłam ją z oczu

Nie wiedziałam co się dzieje,niw mogę nic zrobic aby jakoś pomóc.Ta bezradność jest najgorsza...

Po chwili znowu zobaczyłam biegnącą pielęgniarkę z białym wiaderkiem,która wbiegła ponownie do sali i zdarzyłam zobaczyć tylko napis ,,krew"

                                   ***
Operacja trwa już cztery godziny a ja wciąż nie wiem co się dzieje.Miala trwać góra dwie...żaden lekarz ani pielęgniarka nie wyszło z sali a ja tu umieram ze strachu o mojego męża.

Już nawet nie mam czym płakać

Położyłam głowe na kolanach i czekałam,aż ktoś w końcu da mi jakaś wiadomość

Po jakimś kwadransie wyszedł lekarz,z jego twarzy nic nie mogłam wyczytać...

-Proszę coś powiedzieć...

To był błąd | II cz.,,Jesteś moja"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz