1. Konwój

23.9K 689 167
                                    

- Tak mamo wszystko spakowałam.- powiedziałam z uśmiechem.
Jutro odbędzie się wycieczka szkolna do lasu. Będzie to coś w stylu campingu, na który prawie wszyscy z mojej klasy jadą. Jest już popołudnie, a ja nie mogę się doczekać. Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy, ale martwię się czy napewno wzięłam wszystko. Jak przed każdą wycieczką.

                            ~Rano~

Po usłyszeniu budzika gwałtownie zerwałam się z łóżka i pognałam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę i rozczesałam włosy. Ubrałam szarą bluzę wkładaną przez głowę i ciemne jeansy z dziurami. Po uczesaniu kucyka wzięłam torby i położyłam je pod drzwiami wejściowymi.
- Już wstałaś? Śniadanie gotowe.- powiedział tata i postawił na stole jajecznicę. Zjadłam ją, a rodzice byli gotowi. Razem wyszliśmy z domu i poszliśmy w kierunku samochodu. Miałam jeszcze piętnaście minut do wyjazdu, a dojechałam w siedem.
- Pa mamo.- powiedziałam przytulając się do rodzicielki.
- Pa tato.- również się do niego przytuliłam.
- To tylko cztery dni. Wytrzymacie, pójdę zająć miejsce w autokarze. Do zobaczenia.
- Będziemy tęsknić.- powiedzieli chórem.- Żeby ci tylko jakieś głupie pomysły nie przyszły do głowy- wtrącił tata. Skąd miał takie obawy? Jeszcze nigdy nie mieli ze mną problemów, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Podeszłam do autokaru, a nauczycielka wpisała mnie na listę.

Spakowałam bagaż do schowka, gdy weszłam do pojazdu wszyscy byli bardzo głośno. Poszłam na koniec autokaru i cicho zajęłam miejsce obok okna, czekałam niecierpliwie na wyjazd. Mijały minuty, a ja nie mogłam się doczekać bycia już na miejscu.

Wilgotne powietrze.

Śpiew ptaków.

Cisza.

Tego mi teraz było trzeba. Przerwa od sprawdzianów, kartkówek i szkoły. Od tych ludzi nie do końca, ale zawsze mogłam ich ignorować.
- Proszę zająć miejsca, wyjeżdżamy z Brighton.
Po tych słowach przypomniałam sobie o rodzicach, odrazu zaczęłam do nich machać z uśmiechem. O dziwo nadal tam stali.

Autokar ruszył, a ja męczyłam się chwilę z rozplątaniem i po chwili założyłam słuchawki, i podziwiałam leśne widoki.
- Proszę o uwagę- powiedziała głośno nauczycielka.- Na miejscu będziemy za około trzy godziny, a postój mamy za półtorej godziny. Przypominam o zakazie jedzenia w czasie jazdy.

Po wysłuchaniu kobiety wróciłam do oglądania dzikiej natury. Wydawało mi się, że tylko ja jadę tam, żeby odpocząć trochę na łonie natury.

Wyprzedził nas czarny jeep, ale jechał przed nami dość wolno. Jakby nas spowalniał. Po chwili drugie takie samo auto pojawiło się z boku. Zaczęłam się denerwować, droga nagle stała się pusta, a z nikąd pojawiły się podejrzane auta. Tak zawsze dzieje się w filmach akcji. Czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Nikt z tutaj obecnych specjalnie się tym nie przejął, większość była pochłonięta rozmową i telefonami. Przyznaję, że może byłam przewrażliwiona przez media i powieści.

Wstałam z miejsca i podeszłam jak najbliżej lusterka. Obok nauczycielki. Musiałam zadać najczęstsze dzisiaj pytanie:
- Proszę pani? Za ile będziemy?- próbowałam w tym czasie spojrzeć w lusterko. Zamarłam. Za nami jechał trzeci jeep i kolejne. To nie był przypadek.
- Za około godzinę- mruknęła niezbyt entuzjastycznie. Po odpowiedzi nauczycielki szybko podeszłam na swoje miejsce (potykając się przy okazji o cudzą torbę) i napisałam sms'a.

Ja: Otoczyło nas kilka samochodów... Martwię się.

Czekałam z niecierpliwością na odpowiedź. Czułam, że moja historia nie skończy się dobrze. Stukałam niespokojnie w ekran paznokciem.

Mama: Spokojnie, co się dzieje?

Pewnie była tam teraz z tatą. Usłyszałam strzały, odwróciłam się gwałtownie, żeby zobaczyć mężczyzn strzelających w autokar, a dokładniej w tyknie koła.
To koniec.
Po mnie.
Po nas wszystkich.
Chęć przetrwania była bardzo silna, nasza ludzka natura.
Szybko wyciągnęłam komórkę, moja mama dzwoniła. Szybko odebrałam i powiedziałam im co się dzieje. Autokar zatrzymał się gwałtownie, prawdopodobnie opona już pękła od strzału.
- Dzwonimy po policję. Nie martw się będzie dobrze. Kochamy cię.- powiedział tata.
Czułam jakbym miała ostatni raz ich usłyszeć. Łzy cisnęły się, aby wylecieć z oczu. Nie blokowałam tego. W busie zapanowało przerażenie, niektóre dziewczyny płakały, inne piszczały. Stanęliśmy na środku drogi, kierowca spanikowany sam nie wiedział co zrobić, wyjął komórkę, ale nie zdążył wystukać trzech pieprznych cyfr. Zamiast tego przez powietrze przeleciał pocisk, którego nawet większość nie usłyszała, ten gość miał akurat tłumik. Przygotowany. Do pojazdu wsiedli kolejni mężczyźni w czarnych ubraniach. Bałam się niemiłosiernie, rozłączyłam się i wyciszyłam telefon. Kolejna była siedząca najbliżej nauczycielka, która zaczęła się drzeć. Na twarzach nie mieli uczuć, wyglądali jak bezlitosne roboty. Maszyny do zabijania. Czy może tylko udawali? Mój głupi mózg zamiast obmyślać jakiś plan godnego detektywa, zaczął myśleć, że oni mogą mieć żony, dzieci, a po pracy wracać do spokojnego domku i udawać, że nic się nie stało. Wszyscy patrzyli w ich stronę, w strachu i zastanawiali się nad swoim losem. Może błędem było ciągłe patrzenie na dwa morderstwa, ale ludzka ciekawość pomieszana z paniką...

Było ich sześciu, reszta pewnie była na zewnątrz. Jeszcze kilku weszło do środka, a autokar zapełnił się w przejściu. Przy moim miejscu stał brunet w czarnych okularach przeciwsłonecznych. Faceci zaczęli wiązać chłopaków, a dziewczyny pchać i ciągnąć za włosy. "Poprowadził" mnie wyżej wspomniany  na ulicę. Ustawili dziewczyny na środku i zaczęli mówić coś między sobą. Bałam się i wiedziałam jak to się skończy. Dziewczyny wykorzystają albo zabiją, a z chłopakami nie wiem co zrobią. Może prace fizyczne? Nie mogłam o tym myśleć. Jak wyobrazić sobie taki los, to nie miało się nigdzie zdarzyć. Czego mogli chcieć? Dzieciaki na wycieczkę nie biorą tak dużo pieniędzy, jedyny co ja miałam przy siebie cennego to narządy.

Stałam tam wraz z innymi dziewczynami w szeregu i czekałam na wyrok. Jedna wybitna zaczęła uciekać, ale łatwo się domyślić, że nawet nie zdążyła dobiec do lasu. Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną, więc ta cisza przed burzą wyjątkowo mnie denerwowała. Odwrócili się ku nam i wybrali kilka dziewczyn. Jedną z nich byłam ja. Zaczęli nas prowadzić do aut. Jedno odjechało, patrzyłam w tamtą stronę zbyt długo, coś mi się wydawało, nie byłam pewna kto był w środku, bo nie wychodził na zewnątrz. Coś się stało.

- Kocham Cię Melanie!- krzyknął wysoki blondyn. Nicolas. W mojej głowie właśnie nastała burza i nie miałam pojęcia co zrobić. Moje serce biło jak oszalałe. Chłopak, który nigdy do mnie często nie zagadywał, powiedział, że mnie kocha. Wsiadłam posłusznie do wozu patrząc w jego niebieskie oczy przepełnione bezsilnością.

To napewno koniec.
Skoro zaprowadzili nas do samochodów nie zamierzali nas zabijać. Wydaje mi się, że to będzie coś znacznie gorszego. Popatrzyłam na zapłakaną Amandę, która siedziała ze mną w tym samym aucie.
- Cccoo... z nami... zrobią?- łkała dziewczyna.
- Nie wiem, ale musimy być silne.

Chłopcy gdzieś zniknęli, a do "naszego" auta wsiadł kierowca i na moje szczęście jeden z tych zbrodniarzy zajął miejsce obok mnie. W trójkę siedzieliśmy na tylnich siedzeniach, a to przecenie stało tak pięknie puste. Po chwili rozległa się głośna praca silnika, a po chwili kolejnych. Odwróciłam się, żeby coś jeszcze zobaczyć, jeszcze jeden pojazd został zaparkowany przed naszym autokarem. Ktoś wszedł tam do środka z czarnym workiem, więcej już nie zobaczyłam, bo szturchnął mnie mężczyzna siedzący po prawej. Wzdrygnęłam się na ten widok, co zaciekawiło blisko siedzącego typa. Przypatrywał mi się nachalnie, nie sprzeciwiłam się. Cholernie się bałam, co z nami będzie. Jechaliśmy za konwojem jeepów, jestem pewna, że chłopaki są w tamtych autach.
Martwiłam się o Nic'a, nie bez powodu powiedział mi to, zanim wsiadłam.

Chyba jak każdy wierzy, że zginiemy.

Mogę już go nie zobaczyć.

Nigdy.

Kim jesteś? ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz