2.Dwa pytania- Jedna odpowiedź

16.3K 642 51
                                    

Jechaliśmy w ciszy przez dłuższy czas aż zjechaliśmy w leśną ścieżkę. Nie wiedziałam ile temu nas porwali. Straciłam rachubę czasu i tylko zastanawiałam się gdzie nas wiozą. I po co? Nikt nie odpowiedział mi na to pytanie i prawdopodobnie nie odpowie.
Zdobyłam się na odwagę i w końcu zapytałam nie oczekując odpowiedzi.
- Gdzie nas wieziecie?- zapytałam niepewnie i cicho.
Odpowiedziała mi tylko głucha cisza.
Tak myślałam.
- Nic wam nie zrobimy.- powiedział jeden z tej dwójki. O to właśnie pytałam! Chcieli, żeby zaczęła wariować? Proszę bardzo!
Skoro nas porwali to chyba w jakimś celu? Nie wierzę w jego słowa.
~ To uwierz~ powiedział głos w mojej głowie. Chyba naprawdę zwariowałam i słyszę głosy w głowie, nawet nie muszą w tym pomagać. Mogę tylko stwierdzić, że nie było ze mną dobrze. Jechaliśmy w głąb ciemnego lasu. Ściemniało się z każdą minutą. Piękny, radosny las przerodził się w mroczną otchłań. Jedyne światło dawały lampy auta, a księżyc zaczął się dopiero pojawiać. Z myślą co się z nami stanie zasnęłam. Nie powinnam zasypiać, wiem, ale to było silniejsze ode mnie.

Obudziło mnie szturchanie i trzaskanie drzwiami auta.
- Pssst. Melanie.- poczułam delikatne szturchnięcie w ramię, Amanda.
- Co się dzieje?- powiedziłam najciszej jak potrafiłam.
- Auto się zepsuło. To nasza jedyna szansa.- powiedziała nerwowo dziewczyna, ściskając mnie za rękę.
- Nie mamy szans z dwoma umięśnionymi facetami, Am.
- Na trzy.
- Raz.

- Dwa.- wtrąciłam, że to może tylko pogorszyć sprawę, ale na nic to było. Nie słuchała podobnie jak biegający po korytarzu uczeń.

- Trzy!- usłyszałam. Przesunęłam się odrazu na jej miejsce i poznałam za nią. Nie uwzględniła kilku aspektów, a ja głupia jej posłuchałam. Byłyśmy w obcym miejscu, chyba w środku lasu, czyli już byłyśmy zagubione, a po drugie to wcale nie biegałyśmy jak sprinterki. Długie dystanse zawsze dawały mi w kość. Czułam, że nas gonią, ale przez chwilę nie liczyło się to dla mnie. Ważna była tylko wolność. Biegłam i nie patrzyłam w tył, nie patrzyłam na Amandę. Wiedziałam, że to nie ma sensu, że i tak nas złapią, ale miałam szansę i chciałam dobrze ją wykorzystać. Żeby później nie żałować
Gałązki łamały się pod moimi stopami. Biegłam i biegłam, ale w końcu musiało to się skończyć. Padłam na ziemię i zostałam przygnieciona ciężkim cielskiem. Para silnych rąk podniosła mnie i przerzuciła jak worek ziemniaków. Widziałam tylko plecy chłopaka. Słyszałam krzyki Amandy, aby ją wypuścił, ale jak można się domyślić, nie posłuchał. Próbowałam się rzucać i wyrwać, ale był zbyt silny. Mogłam chodzić na te sztuki walki, ale po co, ważniejszy jest telefon.

W końcu, gdy doszliśmy do jeep'a wsadził mnie znowu na tylne siedzenie i... i uwaga przykuł mnie kajdankami. Ekstra. Amanda dziękuję ci.
~ Możemy ruszać.- odrzekł głos w mojej głowie.
Wzdrygnęłam się, a mężczyźni popatrzyli na mnie zagadkowo.
~ To ona. Rozumie nas.
Dalej żadne głosy się nie odzywały. Nie wiem co się ze mną dzieje, najpierw głosy, a później? Zaczęłam podejrzewać, że wezmą nas do jakiegoś laboratorium na jakieś chore eksperymenty. Jechaliśmy w ciszy, a zza konarów widać było małe zabudowania. Czyżby to ich 'baza'?
Podjechaliśmy bliżej, a z domków wychodzili ludzie. Kobiety, mężczyźni i dzieci. W środku lasu? To jakiś sen? No proszę czyżby halucynacje?
Nie sądzę, bo ból w nadgarstku dopiero teraz dawał się we znaki, Amanda. Popatrzyłam na nią krzywym wzrokiem i potrząsnęłam łańcuchem. Widziała to, ale się odwróciła i patrzyła tępo w szybę. Chłopak pomiędzy nami cicho się zaśmiał, ale gdy zobaczył mój wzrok zabójcy mina mu zrzedła.
Doskonale. Wyciągnął kluczyk i uwolnił moje ręce. Nie wiedział do czego jestem zdolna. Mężczyzna, który prowadził wyszedł jako pierwszy, otworzył drzwi, żeby dziewczyna wyszła. Dalej to samo stało się ze mną. Wzrok ludzi był skierowany na nas. Reszta dojechała trochę wcześniej. Czułam to. Z tyłu tłumu ujrzałam znajome twarze. Chłopaki. Szli do lasu, było ich sześciu. Na ich twarzach nie było strachu. Dziwne. Zobaczyłam tam również Nicolasa. Stałam znowu na środku w ciszy i nie wiedziałam na co czekam. Po kilku chwilach ludzie rozstąpili się jak Morze Czerwone, a z wnętrza wyszli dwaj mężczyźni. Brunet i Czarnowłosy, budową nie różnili się od porywaczy. Tak samo duże klaty i mięśnie, takie jak pośród tłumu. To raj czy co?! Zdziwiła mnie jedna rzecz. Chłopak z kruczoczarnym włosami miał przed chwilą zielone oczy, teraz już fioletowe. Mówiłam, że źle ze mną. Zaczął biec w moim kierunku krzycząc "Moja!". Zawał przyszedł dopiero, gdy zorientowałam się, że biegnie w moim kierunku. Na początku, pomyślałam, że dobrze byłoby szybko kucnąć, ale moje nogi w ogóle się nie zgięły. Moje serce kołatało bardziej niż przy Nic'u, ale od środka rozpierała mnie przyjemne uczucie nie do opisania. Chłopak był krok ode mnie, nie zatrzymywał się. Zostałam tak mocno przytulona, że przez chwilę nie mogłam oddychać. Na szczęście zorientował się dość szybko i zluźnił uścisk. Zaczęłam się wyrywać. Nie jest ze mną aż tak źle, że przytulam się z obcymi. Z tym wyrywaniem to był głupszy pomysł niż miała Amanda. Docisnął mnie jeszcze mocniej do swojego torsu. Potrzebowałam tlenu! Nagle z nikąd pojawiła się we mnie siła. Była tak silna, że rozpierała mnie od środka. Poczułam ją i odepchnęłam mężczyznę z dwa metry dalej. (Nie wydawało mi się, naprawdę). Nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć.
-KIM TY JESTEŚ?! ODWALIŁO CI Z TYM PRZYTULANIEM?!
Wszyscy patrzyli na mnie z otwartymi ustami jak na wariatkę. To ja się do obcego przytulam czy co?!
~ Nieźle trafiłeś braciszku.~ znowu głos w mojej głowie. Miałam już tego dość.
~ Spieprzajcie z mojej głowy! To nie jest jakaś kawiarnia!!!
Po ułamku sekundy większość zaczęła rechotać. W tym brunet, który wyszedł z tym powalonym gościem. Miał Alzheimera i teraz mu wmówili, że kimś dla niego jestem?
~ Dlaczego to potrafi~ teraz to było dużo głosów. Zbyt dużo.
~ Do cholery nie mówię wyraźnie?! Zamknąć mordy!

Nastała upragniona cisza.
- Odpowie mi ktoś co się tu dzieje?
Cisza. Do gadania wszyscy, ale żeby odpowiedzieć, to nikt, chyba zaczęłam wiedzieć, co muszą znosić nauczyciele.
Chłopak był wkurzony, a jego oczy były już pomarańczowe. Ohooho wiejemy! Ludzie zaczęli się rozchodzić, czemu udawali, że tego nie widzą?
Chłopak jakby słyszał moje myśli i gwałtownie do mnie podszedł. 
~ Pójdziesz ze mną~ powiedział znowu w mojej głowie. Byłam pewna, że to ON.
Zrobiłam krok w tył, a on znów za mną. Złapał mnie i znów mogłam poczuć się jak worek ziemniaków. Słyszałam szepty i szmery, chichot i płacz. Płacz dziewczyny.
- Nie odpowiesz mi kim jesteś?
Nie chciał odpowiedzieć. Czułam to.

Szedł ze mną na plecach dłuższą chwilę. Jego dotyk był przyjemny, a on sam bardzo ciepły. Właśnie na to zwracam uwagę, jak ktoś porwie mnie do jakiegoś wygwizdowa, owszem. Zwolnił przed budynkiem, który stał obok dużego domu. Otworzył drzwi nogą (zupełnie jak zawsze to robiłam, kiedy miałam ręce pełne jedzenia) i postawił mnie na ziemi. Czyżby to mój zaginiony brat, którego nigdy nie miałam?
Podszedł bez słowa do kuchni i zrobił kanapkę. Po czym wyszedł, mówiąc, że zaraz wróci. Zostawił mnie tam samą.
Zły wybór.
Drzwi wejściowe zamknął na klucz, zostały okna. Zjadłam na szybko kanapkę i pognałam do okna. Nie była chyba zatruta, a mój żołądek cały czas o nią prosił, więc w pewnym sensie byłam do tego zmuszona. Przekręciłam klamkę i otwarłam je szeroko i po prostu wyskoczyłam. Las otaczał całe to miasteczko. W lesie są chłopaki- przyszło mi na myśl. Kierunek podróży był chyba dosyć oczywisty. Pobiegłam w stronę, gdzie po raz ostatni ich widziałam. Zapomniałam o Amandzie. Trudno, wrócę po nią później. Nie było po nich śladu, a ja nie wiedziałam gdzie iść. Usłyszałam głośne rozmowy mężczyzn. Znajome głosy. Zaczęłam mieć nadzieję, że wrócę do domu. Odgłosy nasiliły się, więc wychyliłam się zza domku. Same znajome twarze.
I jedna, która mnie zobaczyła, jedna która nie chciałam żeby mnie zobaczyła.
~ Twoja mate wybrała się na spacer~ powiedział brat czarnowłosego. Odskoczyłam jak poparzona i zaczęłam uciekać. Moje szanse były niskie, ale wierzyłam w siebie. I kto to ta mate? Wbiegłam miedzy drzewa, tak szybko jak potrafiłam. On był szybszy. Dogonił mnie po kilku sekundach i znowu ta sama historia.
Worek, plecy, dom, pokój i klucz. Tym razem został już ze mną, na co niekoniecznie miałam ochotę.

W pokoju usiadł na łóżku i kazał uczynić mi to samo. Wykonałam posłusznie polecenie.
- Chciałaś wiedzieć kim jestem.
- Nadal chcę. I chcę jeszcze wiedzieć po co nas porwaliście?
- Wybierz jedno pytanie, bo narazie otrzymasz tylko jedną podpowiedź.- powiedział i uśmiechnął się zalotnie.

- To dlaczego to zrobiliście?

Kim jesteś? ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz