- Poznałam Harry'ego niecałe trzy lata temu, ale dołączyłam do watahy już po dwóch tygodniach znajomości. Zazdrośnik zaprosił mnie do siebie, kiedy znaliśmy się ze szkoły. Po jednym z takich ciepłych dni, nie wytrzymał. Teraz tłumaczy się, że zbyt dużo gości patrzyło na moje nogi, kiedy ubrałam spódniczkę- zaśmiała się cicho. Opowiadała to tak, jak historię z jakiegoś filmu. Nikt nie śmiał jej przerywać.
- Zaczęło się po kilku dniach. Zawroty głowy, miejsce ugryzienia pulsowało bólem, a później było gorzej. Pewnego dnia, ból przebił się przez skórę, wychodząc wraz z prawdziwą bestią. Kojarzył mi się z wewnętrznym, ludzkim strachem. Jakiego nikt nie chce oglądać. Ostre zęby i pazury, ukazujące bolesne wspomnienia, które powoli się zaciskają.
- Aleksa- Vi przytuliła przyjaciółkę.
- Ale Harry mi to wynagradza - uśmiechnęła się promiennie.- Każdy się czegoś boi Melanie, ale ty decydujesz, jak bardzo na to pozwalasz.
- To nic strasznego, jeśli masz wsparcie- dodała dziewczyna z kręconymi włosami, chwytając blondynkę za dłoń. Chcąc rozluźnić atmosferę, włączyłam śmieszne filmy, po których przeszły melancholijne chwile. Na ich miejsce wbiegły
wskakujące do basenu koty, a za nimi (nie w podskokach) Eric.- Witam wszystkie panie, mam nadzieję, że nie psuję śmiania się do telewizora.
- Idź leżeć, nie powinieneś chodzić- odpowiedziałam podchodząc do niego. Tak to jest, jak się czegoś wcześniej potrzebuje to nie ma. A później przyłazi samo.
- Nigdzie bym nie wychodził, gdyby ktoś położył mi coś do jedzenia i picia przy łóżku- powiedział, a ja mentalnie uderzyłam się w czoło. Mam zdecydowanie krótką pamięć, o czym ja do licha myślałam?
-Jaka byłaby z ciebie żona- zaśmiał się otwierając lodówkę. Przemilczałam tą uwagę przyglądając się co zamierza zrobić. Widać jak wolno mu to idzie, kazałam wskakiwać pod kołdrę, a ja mu wszystko przyniosę.
- Dobrze księżniczko- uniósł ręce do góry, odsuwając się od blatu. W kuchni to by nie przetrwał. Gdy widziałam jak znika na schodach, zawołałam znajome.
- Upieczemy ciasto- oznajmiłam.Dziewczyny szybciutko uwinęły się z naszykowaniem składników, a ja zrobiłam jajecznicę dla Eric'a. Kładąc bułkę na talerzu, ruszyłam na górę. Przypomniałam sobie bajkę o czerwonym kapturku, a na mojej twarzy zagościł uśmiech. Wychyliłam się zza drzwi, widząc mojego mate, który leżał i mnie zauważył, albo usłyszał. Musiał po prostu zawsze o wszystkim wiedzieć. Otworzyłam drzwi szerzej, popychając je nogą. Z pozycji leżącej, chłopak usiadł obserwując danie.
- Smacznego- powiedziałam przekazując mu porcję do rąk.
- Dzięki, a co tam pieczecie?- zapytał podejrzliwie poruszając nosem.
- Ciasto- odpadłam z dumą.
- To chyba się już przypaliło- wziął kęs i w największej harmonii, zaczął pochłaniać jedzenie, ja za to, jak tornado przeszłam na dół.
Zaatakowały mnie schody, a dokładniej ostatni stopień, który pominęłam. Nie uderzyłam twarzą w podłogę, bo padłam na ręce. Usłyszałam głos Scarlet „sytuacja opanowana".To coś, co miało być pysznym domowym wypiekiem, przypominało czarną skamielinę.
Nie robiłyśmy kolejnego. Jedna z dziewczyn wyciągając brytfankę, skrzywiła nos i próbowała wyrzucić spaleniznę do kosza. Próbowała, bo niezidentyfikowany obiekt przyczepił się do metalu jak magnes. Włożyła naczynie do zlewu i napuściła wody, aby rozmokło. Porozmawialiśmy o pierdołach, które dla mnie miały znaczenie, bardzo długo brakowało mi takich rozmów.Zniknęły niemal tak szybko, jak się pojawiły.
Jednak nie bezgłośnie tym razem. Nalałam sobie soku owocowego i rozmyślałam chwilę za co mam się wziąć. Zaplanowałam, że gdy Eric wydobrzeje, wrócimy, a on zostawi mnie na chociaż kilka dni u rodziców. Przemyślałam, co może przynieść mi przyszłość, ale przerwała mi fala dyskomfortu. Poleciałam to łazienki.Dokładnie po dwóch dniach, zawitaliśmy ponownie w Brighton. Czarnowłosemu było widocznie lepiej. Tym razem nie obawiałam się wszystkiego, tak jak poprzednio.
- Przyjadę za trzy dni- orzekł chłopak bez uzgodnienia tego ze mną. Moje zdanie w ogóle się nie liczyło. Niby mogłam się cieszyć, że tęskni, ale czułam się trochę związana, jak ptak w ciasnej klatce. Po zrelacjonowania pobytu państwu ciekawskim, poszłam się rozpakować.
Z pustymi rękoma. Zapomniałam wziąć bagażu z samochodu. Przynajmniej nie zostawiłaś wszystkiego w tym drewnianym domku- odezwał się głos otuchy.Pierwsze dwa dni, zleciały dosyć szybko. Jednak z uczuciem pustki, czułam się, jakby ktoś zabrał mi jakiś skarb. Jakby oddalał się bezustannie, a ja nie mogłabym go nigdy odzyskać. Miałam wrażenie, że nie miałam na nic wpływu. Jednak powrócił.
Kładąc się i przykrywając kołdrą, jak tarczą przed złymi myślami, myślałam o dosłownie wszystkim. Własna głowa nie dawała mi spokoju. Nie zwróciłam uwagi nawet na uchylone okno. A nie oszukujmy się, na dworze było jeszcze trochę zimno. Gdy toczyłam wewnętrzna walkę z myślami, sprawna ręka przekręciła klamkę okiennicy. Wtedy usiadłam opatulając się okryciem. Firanka zatańczyła we wnętrzu pokoju, a człowiek stanął pewnie na dywanie, zamknął okno, które walnęło z trzaskiem. Zrobił się przeciąg. - Przeziębisz się- powiedział mój mate, a mi zrobiło się gorąco na sercu. Poczułam wręcz, jak moje ciało przestaje mieć dreszcze, a krew zaczyna krążyć jeszcze szybciej. Obawy uciekły.
- Teraz już nie- odpowiedziałam próbując uchwycić jego postać, ale jedyne co widziałam, to ciemność. No niestety, noktowizora nie miałam zamontowanego w oczodołach. Położył coś na ziemi i po miękkim odgłosie, zrozumiałam, że to moja torba.
- Dobranoc, nie zapomnij też zasnąć- podszedł niewiadomo kiedy i pocałował mnie w czoło.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech i mogłam się założyć, że tak zasnęłam. Chłopak na to widocznie czekał, obudziłam się naprzeciwko jego twarzy.
CZYTASZ
Kim jesteś? ✔️
WerewolfTo miała być zwykła wycieczka szkolna, która przerodziła się w koszmar. Zapraszam do drugiej części pt. „Anioł przeszłości".