Koniec wakacjiOdpoczęłam jak nigdy. Przez ten wolny czas zaplanowaliśmy już mniej więcej, co zrobić z moją edukacją. Eric poświecił się do tego stopnia, że obiecał złożyć papiery do liceum, o posadę. Został umówiony na rozmowę o pracę, za trzy dni. Nie wiedziałam, czy był z tego powodu szczęśliwy, ale w końcu to on chciał być blisko mnie. Myśląc, że za niecały tydzień mam wrócić do murów szkoły, mdliło mnie. Właśnie w taki jeden poranek, kiedy Eric musiał wyjechać z niewiadomych dla mnie przyczyn, pobiegłam do łazienki. Mi naprawdę było niedobrze! Spuszczając zawartość mojego śniadania, zawróciło mi się w głowie, usiadłam na łazienkowym dywaniku.
Nie wiedziałam, gdzie jest mój mate, wspomniał tylko, że nie może mi powiedzieć wszystkiego, bo jest to związane z „zaginionymi". Trochę czułam się niepotrzebna, wykluczona, gdzieś zniknął, i znowu zaczęłam tęsknić. Rodzice uczniów się niecierpliwili, więc musiał pomóc znajomym na komendzie, aby ustawić ślady w niezagrażający sposób dla rasy wilków. Szkoda było tej reszty dzieciaków, ale nie wypowiadałam więcej takich słów w obecności chłopaka. Przecież jemu pewnie tez było ich żal. A może nie?
Czy jedyne uczucia, jakie posiadał, to obojętność wobec cudzej krzywdy i te do mnie? Gdyby los nas nie złączył, pewnie nawet by na mnie nie popatrzył. Podeszłam do umywalki przemywając buzię. Co się ze mną działo? Patrząc w odbicie, w małym stopniu przypominałam dawną siebie. Ale gdzie odeszłam? Nawet nie byłam pewne, czy podjęłam w życiu właściwe decyzje.
Podkrążone oczy, patrzyły nieprzytomnie na resztę twarzy. Mogłam nie zamykać klapy od muszli, bo przydała się po raz kolejny, ledwo co zdążyłam, kilka sekund i musiałabym wycierać deskę. Trzymając lecące włosy, na klęczkach opierałam się o ubikację. Splunęłam na koniec pozbywając się wszelkich resztek. W ustach miałam okropny smak, musiałam umyć zęby po raz drugi. I wtedy coś do mnie dotarło. To było jak mała lampka, która zaświeciła się po dopływie energii, mój mózg przecież doskonale znał objawy ciąży. W filmach zawsze byłam pierwsza do takich diagnoz .Zamknęłam na chwilę oczy, zaczerpnęłam powietrza i spojrzałam na siebie znowu, może to tylko przypadek, po prostu brakuje mi Eric'a, odrzuciłam tamtą myśl, ale i tak nie odeszła na długo.
Poszłam do kuchni, donośnie burczało mi w brzuchu, gdyby ktoś tu był, zapewne zostałby przez to obudzony. Napiłam się wody i zrobiłam kolejną porcję kanapek. Byłam głodna, jak wilk, którym zresztą od jakiegoś czasu byłam. Nie przepadałam za przemianą, czułam się wtedy nieswojo. Szczególnie nie przemieniałam się, kiedy Eric'a nie było obok. Obawiałam się, że mój organizm znów nie przyjmie posiłku, ale tym razem uspokoiło się.
Jednak byłam na tyle sprytna, żeby spiąć włosy w koński ogon, na wszelki wypadek. Postanowiłam żyć dalej i obserwować się pod względem jakichkolwiek objawów. To było podobne do doświadczenia, jakie robiło się kiedyś na przyrodzie, tylko ja nie miałam żadnej fasolki.Kolejnego dnia było tak samo. Dodatkowo towarzyszyło mi uczucie ciężkości i roztargnienia. Nie, nie miałam okresu, kolejna sprawa. Odwiedziła mnie Klara, która zauważając zmianę, zapytała co się dzieje. Zadawała zbyt trudne pytania pytania. Z pewnością bym odpowiedziała, gdybym miała jakiekolwiek pojęcie. Powiedziałam, że słabo się czuję i muszę jechać do apteki. Tak jak założyłam, z chęcią zebrała się i podwiozła mnie do najbliższej. Poprosiłam, żeby została w aucie. Nie posłuchała odrazu, więc przekonywanie jej zajęło mi dobre kilka minut, jej argumenty mówiły: a co jeśli zasłabniesz?
Powiedziałam, że potrafię kupić sobie głupie tabletki i wyszłam z pojazdu. Jak można się domyślić, nie zamierzałam kupować żadnych leków. Nie czułam, że to choroba.Trochę spięta pociągnęłam drzwi, a moim oczom ukazały się jasno oświetlone półki ze wszystkimi lekami, suplementami, maściami i witaminami, jakie można sobie wyobrazić. Gdyby wszystkie naprawdę leczyły ludzi, to chyba przestalibyśmy w ogóle chorować.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?- odezwała się ekspedientka, widząc bezradną dziewczynę, która zapomniała, jak mówić. Pomyślałam, że Klara mnie widzi, bo szyby od strony parkingu odsłaniały praktycznie całe pomieszczenie.
- Dzień dobry- podeszłam do lady. I język zaczął mi się płatać, nie wiedząc, jak zacząć. Nie próbowałam nawet odgarniać włosy lecące mi na twarz, w sumie, to była taka ochronna przed rozpoznaniem. (Tak, jakby ktoś mnie akurat tu znał.)
- Czy są testy ciążowe?- zapytałam cicho, nachylając się w jej kierunku. Rozejrzałam się odruchowo i drugą klientką okazała się jakaś babcia, głowiąca się, co kupić. Spojrzała na mnie przelotnie, zupełnie, jakby wyczuła, że patrzę w jej kierunku. Napewno tego nie słyszała.
- Tak, ma tu pani do wyboru cztery różne, proszę sobie wybrać.
No to super, bo ja je kolekcjonuję, znam się i tylko patrzę, jakiej znanej marki są owe testy- pomyślałam. Wybrałam w końcu pudełko z fioletowym napisem i paskiem na dole. Chyba będzie pasować do salonu. Zawierało 2 sztuki, więc w pełni mi to wystarczało. Zapłaciłam, spakowałam paczuszkę do torebki, podziękowałam i już wychodziłam. Zdążyłam usłyszeć nawet miły komentarz tej troskliwej, starszej pani: te dzisiejsze gówniary nie mają nic do roboty, tylko za tymi chłopcami latają, żeby zaciążyć. Do nauki się brać, a nie...
Ekspedientkę na tyle zamurowało, że nic nie odpowiedziała. To babsko miało piekielnie dobry słuch. I zapewne równie diabelski charakter.Zbiłam Klarę z jakiegokolwiek tropu, mówiąc, że samo przeszło, ale po tabletce będzie jeszcze lepiej. Pod nosem wymruczała, że ciekawe jakie sobie kupiłam, bez recepty. Wystarczyło unikania jej wzroku przez całą jazdę. Przypomniałam sobie w dodatku, że mój mate nie zaplanował swoich urodzin, więc będę musiała sama coś zorganizować.
- Pomożesz mi zrobić przyjęcie dla Eric'a? Mamy jeszcze dwa dni.
- Jemu to jest obojętne, uwierz mi- zaparkowała przed swoim domem. Zmarszczyłam czoło.
- Zanim się pojawiłaś, ciagle unikał takich spotkań, rzadko był w domu, nie wspominając już o uśmiechu, zmienił się dzięki tobie. Nie poznałabyś go, czasem był nazywany ponurakiem. Nie bez powodu. Przypomniał sobie trochę przeszłości kiedy trenował Nikodema, zamierza prowadzić znowu takie szkolenia. Nie bierz tego do siebie, ale osłabiasz go, on myśli tyko o tobie, nie ma w tym nic złego, ale musi się za siebie wziąć. Taka miękka klucha się z niego powoli robi- wyjaśniła.
- To on wcale nie wyjechał?!- podniosłam głos zdziwiona.
- Ma wrócić dzisiaj w tajemnicy, nie mów mu, że cokolwiek ci powiedziałam.
- To gdzie on w końcu jest?- odpięłam pas.
- A kto to wie Melanie? Napewno ci to powie, kiedy wróci.
Będzie musiał- pomyślałam i pożegnałam się.Nadszedł ten moment. Usiadłam z testem w łazience. Patrzyłam, jak głupia w dwie kreseczki, które na początku zdawały się być moją wyobraźnią. Gdyby popatrzeć z boku, moja twarz sama nie wiedziała, co wyraża. Ogłaszam zatem wszem i wobec, że za dziewięć miesięcy w tych murach przestanie być cicho, a domownicy nie będą spać po nocach. A szkoła? Odpowiedź pojawiła się sama, nie spodziewałam się na początku takiego rozwiązania. Wpadł mi do głowy pomysł na urodziny męża. Chociaż nie daruję mu, że nie raczył mi powiedzieć o jakimś głupim treningu, na który przecież mógłby chodzić. Mógłby.
CZYTASZ
Kim jesteś? ✔️
WerewolfTo miała być zwykła wycieczka szkolna, która przerodziła się w koszmar. Zapraszam do drugiej części pt. „Anioł przeszłości".