- Zabiłam go... wyszeptałam patrząc w stronę urwiska. Co prawda nigdzie nie widziałam ciała, ale w głębi serca wcale nie chciałam go zobaczyć. Pewnie leżało pod wystającymi skałami.
- No, no Melanie zabiłaś człowieka-wilka, zapisz to gdzieś, albo nie wyrzuty sumienia przypomną...- mruknęłam do siebie. Popchnęłam go. Nie żyje.I czemu to oznaczenie mnie tak swędzi?!
Zastanawiałam się czy to wina zginięcia chłopaka. Drapiąc się po strupach na szyi ruszyłam w stronę, z której przyszliśmy. Musiałam odnaleźć moich "bohaterów" i uratować.
W mojej głowie myślałam tylko, jak to szybko znajdę tą jaskinię, szkoda, że chyba się zgubiłam.Pov, Nash
- Gdzie ja jestem?- mruknąłem pod nosem. Powoli wstawałem do pozycji siedzącej.
- Ach tak, jaskinia wiewiórki...- Eric!
Podnioslem się z zimnej ziemi i na czworakach podeszłem do chłopaka.
Ubrania przemokły, stracił dużo krwi.
Ale pieron żyje.
Znając go, po ranie nie ma śladu- pomyślałem odwijając szmatę. Głośno zassałem powietrze co przypominało "szszhh". Ślad po nożu wydawał się jeszcze świeży. Za wolno braciszku.
~ Lucas, przynieś bandaże... dużo bandaży i środki dezynfekujące i coś jeszcze na ranę kłutą srebrnym sztyletem.
Po przemyśleniu mojej głupoty, dodałem:
~ Jesteśmy w Jaskiniach Spadku.
~ Przybędę jak najszybciej, Alfo. I chciałem Pana poinformować, że Nikodem uciekł. Za wami.
~ I go nie zatrzymaliście?- spytałem nerwowo.
~ Dobra, pośpiesz się- odpowiedziałem przez brak odpowiedzi od chłopaka.Eric co jakiś czas kręcił głową i próbował coś powiedzieć, lecz z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Wciąż spał. Bez potrzebnych środków byłem całkowicie bezsilny, usiadłem obok poszkodowanego brata i czekałem na chłopaka. Nie wiem co mu tyle zajęło, ale długo czekałem.
Zdecydowanie Lucas zdobył u mnie plus. Przyprowadził kumpla, gdyby w razie konieczność trzeba było "przetransportować" nieprzytomnego.
Podbiegł do nas jakby miał małe skrzydełka na plecach i unosił się nad ziemią, zaciekawiło mnie jednak dlaczego oboje mają puste ręce. Jednak gdy Lucas nakazał drugiemu wilkowi się odwrócić, zrozumiałem. Gość miał na plecach ogromny plecak sam nie wiem czym wypchany! Zapewne gdybym był przechodniem, pomyślał, że idą na biwak. Dwutygodniowy.Pov. Melanie
W duchu marzyłam o cieplej kołdrze i ulubionej książce. Jednak zamiast oczekiwań, miałam niestety szarą, ciemną, rzeczywistość: wciąż sama w lesie, zaczęło robić się późno. A nie chciałam być sama, nocą w lesie. Zirytowana bezradnością, kopnęłam w niezbyt wielki kamień. Towarzyszył temu jednak głośny wrzask, ponieważ to nie był kamień, a jeż. Sama nie wiedziałam dlaczego zaczęłam płakać; czy przez to, że skrzywdziłam niewinne zwierzę, czy że nie wiedziałam co robić, a może, że miałam adidasy pokryte cholernie, cienką siateczką.
Pov. Nash
-Słyszeliście to?- zapytałem, bo przed sekundą usłyszałem, co prawda nie jakoś bardzo wyraźny krzyk kobiety, ale coś to było.
- Ta- mruknął Gavin urywając bandaż zębami. Jednak nie zdążył się dobrze odsunąć, a Eric przyłożył mu niezbyt mocno w twarz. Niczym żywy trup, otworzył gwałtownie dwie powieki i wyglądał na gotowego do działania.
- Gdzie...Ona... jest- wydyszał spazmatycznie chłopak.
- Ten gość ją porwał- powiedziałem powoli. Musiałem go zatrzymać, wiedziałem, że będzie chciał wystartować niczym wyścigówka.
Taa wyścigówka z pękniętym kołem...
Jak wcześniej wspominałem, Eric ledwo co się dźwignął i pozostał w pozycji siedzącej.
- Muszę ją odzyskać- powiedział ostro, przeszywając wzrokiem przestrzeń przed sobą.
- Najpierw, to odzyskać musisz formę, później pogadamy o jakichkolwiek...- urwałem, bo brat nie przejął się specjalnie moim wykładem. Wstał i popatrzył na opatrunki.
- To rozkaz- dodałem głosem Alfy.
Byłem pewny, że to go zatrzyma, ale jak widać, pomyliłem się, jak rzadko w kwestii brata. Wilki z mojej watachy, jak zawsze chętne do pomocy, zaczęły próbować mimiką twarzy prosić o zgodę, aby zainterweniować.
~ Gdybym chciał coś z wami umówić, mamy zdolności telepatyczne, matoły- pokiwałem ze znudzeniem głową.
- To pomożecie, bo jest niedaleko...?
Powinienem gdzieś to zanotować
Nigdy, przenigdy, nie ufać mu w sprawie mate.Pov. Melanie
Poirytowana i zawiedziona moimi zdolnościami orientacji w terenie, rozpaliłam ognisko, szkopuł w tym, że niestety nic na nim nie piekłam. Nie miałam serca i przełyku, aby zabić i zjeść jeża. Ogień był niewielki, ale jak ogrzewał! Moje ubranie nie było przewidziane na nocowanie w dzikiej puszczy, nie chroniło ani trochę przed nieustajacym zimnym, wieczornym powietrzem. Wszelkie trzaski gałązek lub odgłosy zwierząt sprawiały, że panicznie rozglądałam się dookoła.
Podskoczyłam jednak, gdy zza drzew wyszedł chłopak. Z daleka nie wyglądał
ani znajomo, ani groźnie, czarne włosy, bluza i joggery, typowy nastolatek, prawda? Na wszelki wypadek podniosłam kij, który wcześniej znalazłam, miał lekko zaostrzony koniec, poprzez pęknięcie wywołane prawdopodobnie wichurą.
-Nikodem?- zapytałam mrugając i przymrużając lekko oczy. Nie mogłam go rozpoznać.
Mężczyzna był coraz bliżej.
CZYTASZ
Kim jesteś? ✔️
LobisomemTo miała być zwykła wycieczka szkolna, która przerodziła się w koszmar. Zapraszam do drugiej części pt. „Anioł przeszłości".