26. Zbyt blisko

3.8K 196 3
                                    

Poniedziałek był tym dniem, w którym poczułam znowu niechęć do szkoły

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Poniedziałek był tym dniem, w którym poczułam znowu niechęć do szkoły. Zwlekałam się powoli, po usłyszeniu alarmu budzika.
Eric miał przyjechać dziesięć minut przed ósmą. Omówiliśmy prawie wszystkie pierdoły.
W tym nie błahą dla mnie, najgrubszą bluzę.
Powiedział, że jeśli jej nie ubiorę, to ściągnie swoją i założy ją na mnie siłą. Cudownie!
Ogarnęłam się w kilka minut i naszykowałam ciemne jeansy. Początkowo miałam ochotę ubrać się cała na czarno, ale to zwróciłoby niepotrzebną uwagę. Wytargałam z szafy jasnoniebieską bluzę z białym napisem lovely. Wedle życzenia, spięłam włosy w kucyka i wyszłam z pokoju. Mój bunt pojawił się, gdy spojrzałam na prognozę pogody, miało być siedemnaście stopni. Wiosna się już zaczęła, a ja miałam paradować w zimowej bluzie. Śniadanie zjadłam w kilka minut, a po krótkim „pa", wyszłam z domu. Zarzucając plecak na plecy, pomyślałam, że będę czekać chwilę na chłopaka, ale jak mogłam się domyśleć, stał przed domem. Był wcześniej, a mi było gorąco.

Wsiadając do czarnego auta, wrzuciłam bagaż na tylne siedzenie. Przywitałam się, a on przyjrzał mi się, a po chwili ruszył.
- Zbyt ładnie wyglądasz- powiedział patrząc już na drogę.
- Jakbym ubrała worek, to tez byś tak powiedział?- musiałam mu odpowiedzieć, bo jego gadanie było uciążliwe.
- Najpierw musiałbym to zobaczyć- uśmiechnął się i skręcił w lewo. Opowiedział mi, że dodał swój numer już wczoraj i jeśli coś się stanie, to mam do niego odrazu dzwonić. Pomyślałam, że będzie czatował wokół budynku, ale zapewnił mnie tylko, że będzie w okolicy.
- Kończę o piętnastej- powiedziałam sięgając po plecak. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który pokazywał, że do lekcji pozostało mi dziesięć minut. Popatrzyłam niepewnie na budynek i po krótkim czasie, uświadomiłam sobie, że wcale za nim nie tęskniłam.
- Chodź, masz jeszcze trochę czasu- odezwał się, zaparkował i wyciągnął kluczyki ze stacyjki.
- Gdzie?- zapytałam kierując wzrok na niego.
- Odprowadzę cię pod same drzwi, jeśli ktokolwiek będzie pytał się o wycieczkę, mówisz, że wróciłaś wcześniej i nie masz pojęcia. Nie wdawaj się w dyskusje.

Takie proste polecenia tylko brzmiały łatwo.
Trudniej było z zastosowaniem, podobnie jak wzory na chemii czy fizyce, niby kilka literek, a później wychodzi jak wychodzi. Dotrzymał jednak obietnicy i kroczył u mojego boku aż zatrzymaliśmy się kilka metrów od wejścia.
Nie było to lato i zbyt dużo uczniów nie stało na zewnątrz. To dobrze, bo nie obyło się bez buziaka w policzek, ale nie byłam tak skrępowana, jak przy okazywaniu miłości publicznie przez rodzica. To było lepsze.

Wkroczyłam w progi szkolne odwracając się w kierunku Eric'a, który pomachał mi i zawrócił, a obok niego przeszła jakaś brunetka, która uczęszczała do mojej klasy. Żałowałam, że nie pojechała wtedy z nami. Zapamiętałam to, gdy odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się. Ulżyło mi, gdy ją zignorował i ruszył do samochodu, spojrzała na mnie i posłała mordercze spojrzenie. Miałam ochotę krzyknąć jedno: zaklepany! Odwróciłam wzrok od szyby. Uśmiech gdzieś jej odszedł, podobnie jak ja, kierując się pod klasę. Nie miałam dużo do pierwszej lekcji, którą okazała się historia. Czułam się, jakbym była w nowym miejscu, choć byłam tu już kilka lat. Czułam obcość.

Wchodząc do klasy wraz z nauczycielem, który spóźnił się o dwie minuty, naliczyłam trzynaście osób, a ze mną czternaście. Szkoda, bo wcześniej było nas dwudziestu pięciu. Na szczęście niedużo osób wyjechało. W tamtej klasie nie zadawałam się zbytnio z chłopakami, a teraz te aniołki zaczęły po kolei mnie witać. Ich grupka liczyła sześć osób, inne rozłączone były po klasie. Dziewczyn było pięć, a na uboczu był jeden chłopak. Nazywał się Russel i wyglądał, jakby przybył z innej bajki, a u jego boku pomocnik Luke.
Zajęłam moje stare miejsce, druga ławka przy oknie, a za mną usiadła para miłych panów.
Pozostała czwórka usiadła w środkowym rzędzie i mogłam ich prawie dosięgnąć ręką.
Czułam się znowu otoczona z niewiadomego powodu. Dziewczyny siedziały głównie z tylu, a przede mną była jedna blondynka. A ci z innej grupy byli pod ścianą, przedostatnia ławka.
- Meyers, nie siedzisz już tutaj, skarbie- powiedziała Martha lekko unosząc pomalowane na ciemno brwi. Położyła już torebkę obok mojego miejsca. Jakieś zwierzątko kiedyś żyło w tej skórze, która teraz była od noszenia kosmetyków.
- Od teraz siedzę- odpowiedziałam patrząc na nauczyciela, który zaczął dopiero sprawdzać obecność. Jeździł palcem po liście.
- Wypad- powiedziała już nie cukierkowym tonem, a panu spadły prawie okulary, które się przechyliły. Wyglądało to, jakby zrobiły to z wrażenia, albo ze strachu same chciały ustąpić jej miejsca.
- Siadaj Martha- powiedział wskazując ruchem ręki na pierwszą ławkę.
- Nie, nie będę siedzieć tak blisko i nie z Laurą.
- Będziesz, to ona powinna być raczej z tego niezadowolona- odpowiedział ściągając jego pomoc dla wzroku. Nie skończyło się na pyskowaniu.

Szatynka zajęła miejsce obok mnie i odwróciła się do chłopaków, posyłając im promienny uśmiech.
Gdyby dla koleżanek była taka miła. Wzięłam swoje rzeczy i przetransportowałam się do pierwszej ławki na środku. Nie zamierzałam z nią siedzieć nawet przez minutę. Była chyba najlepszą przyjaciółką Angeliki. Doskonale były przypasowane. I naprawdę nie spodziewałam się, że ci z tylu, pójdą za mną, usiedli przy ścianie. Panna problem rozdziawiła usta jak żaba, a nauczyciel nie komentował. Takie życie. Eric będzie napewno wniebowzięty.

Na czwartej lekcji dostałam informację, że dostałam obstawę. Nasi dżentelmeni należeli do watahy i mieli mnie pilnować. Wygadał się blondyn, który bardzo lubił mówić. I tak prędzej czy później bym się dowiedziała, nigdy nie byłam w towarzystwie takich tłumów. Na przerwie przemierzałam korytarze i w końcu doszłam do szatni, mieliśmy teraz wychowanie fizyczne. Pędem przebrałam się, kiedy szatnia była prawie pusta. Wraz z dziewczynami, weszły śmiechy, krzyk i rozmowy. Ciemnowłosa na szczęście nie zaczepiała mnie, więc siedziałam na ławeczce do końca przerwy. Po dzwonku stanęłam przy drzwiach do sali gimnastycznej. Żałowałam, że moja przyjaciółka jest chora, bo siedziałam prawie cały czas jak odludek, ale z drugiej strony, cieszyłam się. Dziękowałam grypie, że dzięki temu Eve nadal żyje.

- Zagracie dzisiaj w koszykówkę- oświadczył wuefista, a większość pań zawyła. Chłopcy wyglądali, jakby cieszyli się z cudzego nieszczęścia. Dla mnie granie było raczej obojętne, ale gdy pan wspomniał o wybieraniu to się cofnęłam.- A składy wybierze- zamilczał na chwilę i mierzył wszystkich wzrokiem.
- Melanie i Martha!- wybrał chyba przeciwieństwa, które mogłyby się pozabijać. To naprawdę było aż tak widoczne? Albo wyczuł mój strach.
Niechętnie wyszłam na środek, a dziewczyna zaczęła jako pierwsza, wybrała jako pierwszego gadułę. Zastanowiłam się chwilę i żałowałam, że nie ma tu Eric'a.

Kim jesteś? ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz