Rozdział 52.

4.7K 369 416
                                    

Drugi na dziś kochani :*
Uprzejmie proszę, abyście mnie nie zabili za końcówkę...

„ patrzysz się na morze jak się z horyzontem zlewa,

dzwonisz do dupeczki, ale nie odbiera tela,

może ktoś ją krzywdzi w tym momencie, a Cię nie ma,

albo Twoja miłość nie ma dla niej już znaczenia "

Perspektywa: Liam.

Czułem się potwornie źle i miałem cholernego kaca po tej imprezie, lecz jedno wiem na pewno. Nie żałuję niczego. Przez cały praktycznie dzień dochodziłem do siebie i wymiotowałem alkoholem i jakimś świństwem, które wziąłem. Kiedy już jednak wydaliłem z żołądka to, co było zbędne postanowiłem poszukać Brett'a. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że dochodziła godzina dziewiętnasta.

Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się w swoja ulubioną wkładaną bluzę, jakieś spodnie i sportowe buty. Włożyłem telefon komórkowy do kieszeni i udałem się na dół. Musiałem znaleźć mojego chłopaka i nie odpuszczę, póki nie dowiem się, gdzie jest. To jak szukanie igły w stogu siana, lecz ja się nie poddam.

Jak będzie trzeba, to przeczesze całe miasto i wywrócę wszystko do góry nogami, ale znajdę go.

Niestety, musiałem jednak spotkać Dylana z Minho w kuchni. Na szczęście w salonie był Brad, bo Thomas długo będziesz jeszcze dochodził do siebie. To był pierwszy raz, kiedy wampir pił alkohol, więc tak szybko nie wyzdrowieje. Szczerze mu współczuję, ale nie mogę przy nim dłużej być, bo muszę odnaleźć Brett'a.

Spojrzałem wściekłym wzrokiem na wilkołaków i bez żadnego słowa kierowałem się ku wyjściu, lecz niestety nie było mi dane opuścić w spokoju domu.

- Dokąd idziesz? – zapytał łagodnie Dylan. Zdenerwowałem się tym, że mnie zaczepił po tym wszystkim. Za kogo on się uważa?

- A co Cię to kurwa obchodzi?! – wrzasnąłem, a moje oczy poczerwieniały ze złości.

- O co Ci chodzi, Liam? – spytał zdziwiony Minho. – Nie podoba mi się Twoje zachowanie.

- Idę szukać Brett'a. – rzekłem stanowczo mając już na nich wyjebane i energicznie kierowałem się do wyjścia, lecz zobaczyłem, jak nóż wbija się w drzwi dosłownie kilka centymetrów od mojej twarzy. Dylan gniewnie na mnie spoglądał i czułem, że wojna jest blisko, ale ja miałem na to wywalone. Nie liczą się oni, tylko mój chłopak, które znajdę mimo wszystko.

- Nigdzie. Nie. Idziesz. – warknął, a moje oczy jeszcze bardziej się rozświetliły.

- Bo co mi kurwa zrobisz?! – syknąłem i wyzywająco na siebie patrzeliśmy.

- Brett nie jest już naszą rodziną. – odparł pełnym zgrozy głosem, a ja prychnąłem wściekle.

- Proszę Was, nie kłóćcie się, błagam... - powiedział Brad przez łzy i stanął pomiędzy nami bojąc się, że dojdzie między nami do szarpaniny lub co gorsza, do bijatyki.

- Dylan, może powinniśmy to przedyskutować... - wtrącił się Minho, który chyba po raz pierwszy zaczął myśleć. – Chyba faktycznie źle oceniliśmy Brett'a...

- Teraz jesteś po jego stronie?! – fuknął Dylan.

- Nie zapominajmy, że dzisiaj jest pełnia. Musimy być ostrożni i nie denerwować się. Uspokój się, Dylan, proszę. – chciał załagodzić jakoś sprawę Azjata, lecz ja byłem nie ugięty w dążeniu do celu i żaden pożal się Boże wilkołak mnie nie powstrzyma.

Przypadkowe Porwanie ✔ | Dylmas, Brainho, Briam & JescottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz