Rozdział 18

62 6 0
                                    

Obróciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy. Po chwili ktoś wszedł do sali.

- Harvey mówiłam ci, żebyś poszedł...

- To ja...

- Rye? Co ty tu robisz...?

- Przyszedłem, bo się o ciebie martwię. Jak się czujesz.

- Teraz ok... Ale słuchaj jak mam słuchać twoich przeprosin czy tłumaczeń, to darujmy sobie.

- Wiem, spieprzyłem wszystko, ale może w ramach przeprosin przyjmij chociaż te kwiaty. - zza pleców wyciągnął bukiet róż. - Ja... Ja nie mam nic swoje wytłumaczenie, gdybym mógł cofnąć czas... Wiem, że teraz mi nie wybaczysz i, że nie chcesz mnie widzieć...

- Dobra, kwiatki połóż na stoliku i możesz iść.

- Przepraszam... Aha i gratuluję bliźniaków. Harvey na pewno jest szczęśliwy muszę mu pogratulować zdrowych chłopaków...

- Rye, ja nie wiem czy to są jego dzieci... - wiedziałam, że w końcu i tak będę musiała mu powiedzieć.

- Co!? - spytał i momentalnie zbladł. - Czyli... Mogą być moje?

- Tak... Dlatego jak urodzę chciałabym zrobić test na ojcostwo, zgadzasz się?

- T... Tak... O boże...

- Usiądź, chcesz wody?

- Nie, dzięki. Nagle zrobiło mi się trochę ciemno przed oczami, ale już ok.

Wstałam i podeszłam do niego.

- Słuchaj, ja... Ja niczego od ciebie nie wymagam. Jest Harvey...

- Czekaj, czekaj, co jak co, ale jeśli to są moje dzieci, to chce być z nimi. Jeśli pozwolisz...

- Jak chłopcy będą twoi, to nie mogę ci zabronić kontaktu z nimi. Będziesz miał do nich takie samo prawo jak i ja...

Nagle Rye stanął na stołku.

- Ja, Rye Beaumont, oficjalnie oświadczam, że zaopiekuje się moimi chłopakami, najlepiej jak będę mógł!

- Ty to głupi jesteś. - parsknelam śmiechem. - Aha i dalej jestem na ciebie zła, więc lepiej mi nie podpadnij jeszcze bardziej. - wróciłam do łóżka.

- Obiecuję!

- Dobra, idź do swojej dziewczyny, bo na pewno na ciebie czeka.

- Zazdrosna? - spytał z uśmiechem.

- Ja? - zaśmiałam się.

- Nie, ja.

- Ja mam Harvey'a. - zaczęłam się śmiać.

- To powodzenia... A tak w ogóle to Sarah nie jest moją dziewczyną. Tej nocy dosypała mi czegoś do picia... - czułam, że kłamie z tym "dosypaniem", ale nie wnikałam. - Zrozum, że kocham tylko ciebie, ale rozumiem, że jesteś z Harvey'em. Życzę szczęścia... Muszę iść, przyjdę jutro. Pa, pa chłopaki. - powiedział do brzucha.

- Ok, cześć.

Wtuliłam się w poduszkę i zasnęłam...

Następny dzień...

Była jakaś 8 rano. Właśnie się obudziłam. Ktoś stał za moimi drzwiami, jakieś dwie osoby. Podeszłam bliżej, żeby usłyszeć rozmowę.

- Oni są moi, rozumiesz!? Nie pozwolę, żebyś się do nich zbliżył! - krzyczał Harvey.

- O nie, nie, jak dzieci są moje, to mam do nich prawo i możesz mnie w dupę pocałować! - teraz Rye.

- Jak się ma pieniądze, to się może wszystko! Jeszcze zobaczysz!

- Tak? Mogę się założyć, że Julia do mnie wróci!

- Ona jest moja!

- Na razie...

- Po pierwsze nie jestem, jesteśmy nikogo! A po drugie wynoście się! Już! Nie chce was widzieć! - krzyknęłam.

Nagle coś zakuło mnie w brzuchu. Złapałam się za niego.

- Julia, wszystko ok? - spytał Rye.

- N... Nie... Ałć... - brzuch zaczął mnie coraz bardziej boleć.

- Julia! - krzyknął Harvey. - Lekarza! Szybko!

30 minut później...

- Za dużo stresu i nerwów. Musi być pani spokojna. A wy panowie, proszę opuścić salę, pacjentka potrzebuje spokoju, a to przez was źle się poczuła.

- Julia przyjdę później... - powiedział Rye.

- O nie, nie! - zdenerwował się Harvey.

- Halo! Panowie, powiedziałem coś! - zaczął lekarz. - Już, zapraszam na zewnątrz.

- Już lepiej, dziękuję. - odpowiedziałam.

- To dobrze, aha i proszę nie wstawać z łóżka!

- No dobrze...

✓ Is there somebody who could... ~RyeB Vs HRVY ✓ [ ZAKOŃCZONE + Druga Część ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz