Harry nie mógł zasnąć przez połowę nocy. Mimo, że Louis już dawno się uspokoił i zasnął on cały czas rozmyślał. Szkoda mu było Louisa i reszty jego rodzeństwa jak i ojca szatyna a najbardziej Jay. Wiedział, że Louis najbardziej kocha swoją mamę i załamałby się po jej śmierci. Wiedział też, że musi w jakiś sposób uszczęśliwić Louisa i sprawić aby jak najmniej o tym myślał.
Pocałował jego czubek głowy i spojrzał na jego twarz. Jego usta były ułożone w lekkim uśmiechu, co oznaczało że śniło mu się coś dobrego. Twarz mimo, że płakał w nocy nadal była delikatna i piękna jak dla niego. Zaczął gładzić jego włosy co jakiś czas zahaczając twarz. Wpatrywał się w niego bez żadnego skrępowania.
Zagryzł wargę, gdy Louis się przebudzał -- długo nie śpisz? -- spytał ze swoją poranną chrypką. Harry dostał lekkich ciarek.
-- Jakąś godzinkę -- wzruszył ramionami.
-- A długo się na mnie patrzysz?
-- Jakąś chwilę -- uśmiechnął się do niego -- jesteś głodny? -- Louis skinął głową -- to idę coś zrobić, zaraz wrócę.
-- Pomogę Ci -- wstał za nim i poszedł z Harry'm do małej kuchni.
-- Jak chcesz to idź do salonu, zaraz przyjdę.
-- Nie, nie chce być teraz sam -- powiedział słabo i usiadł na wyspie -- co mam robić?
-- Możesz zrobić herbatę.
Louis przewrócił oczami -- przecież nic sobie nie zrobię przy wrzucaniu jajek do miski albo mąki -- zszedł z blatu.
-- Dobrze, to zrób ciasto a ja pokroje warzywa -- odsunął się od poprzedniego miejsca pracy aby Louis mógł zrobić ciasto. Między nimi była cisza. Louisowi szło dobrze z ciastem ale to było dla niego za nudne.
-- Ej Harry -- powiedział i gdy ten się odwrócił na jego twarz pstryknął mąką.
-- Louis! -- krzyknął i również obrzucił go mąką. Śmiechy nie schodziły z ich twarzy zaczęli nawzajem rzucać w siebie różnymi rzeczami. Zaczęli się śmiać a po chwili gdy nie mieli już nic pod ręką spojrzeli na siebie -- Louis, nie będziemy mieć teraz nic na śniadanie.
-- Jesteś pewien? -- poruszył brwiami i uśmiechnął się do loczka.
*
-- Nadal uważam, że chipsy i cola to nie jest odpowiednie śniadanie, Louis.
-- Nie marudź tylko jedz -- wtulił się w jego klatkę piersiową. Między nimi była cisza, ponieważ oglądali wiadomości a obaj lubieli poranne informacje.
-- W Londynie na ulicy Flower Street 253 wybuch pożar. Zginęło pięć osób a dziewięć trafiło do szpitala w poważnym stanie -- powiedziała dziennikarka -- pożar podłożył nie znaleziony mężczyzna -- zdjęcia mężczyzny zostały wyświetlone na ekranie -- jeżeli państwo widzieliście kiedyś tę osobę proszę dać nam znać.
-- Sherlock by się tym zajął od razu i by to znalazł w dobę -- parschnął Louis gdy Harry powiedział właśnie te słowa.
-- Jesteś niemożliwy -- zaśmiał się.
-- I za to mnie lubisz.
Nie tylko lubię - pomyślał. I właśnie w tym momencie zdał sobie sprawę, że zakochał się w chłopaku, który jest jego zakładem. Zdał sobie sprawę, że zakochując się w nim rani nie tylko Harry'ego ale też siebie.
*
-- Louis? Jesteś tam? -- spytał się go pukając w drzwi -- siedzisz tam dobrą godzinę a wyszedłeś tak szybko z pokoju. Jeżeli coś się stalo to powiedz albo napisz a nie będę ci marudził -- usiadł pod drzwiami -- Lou?
-- Nie chce teraz rozmawiać -- szepnął wycierając swoje łzy -- przepraszam.
-- Spokojnie -- mruknął -- chcesz abym tu siedział czy poszedł?
-- Jeżeli chcesz to zostań -- wzruszył ramionami mimo, że Harry tego nie widział.
Znów zaczął łkać zakrywając swoje usta dłonią -- Lou, czy tu chodzi o twoją mamę?
-- Po części -- szepnął gdy już się ogarnął -- Harry?
-- Co jest? -- oparł głowę o drzwi.
-- C-chciałem się po prostu upewnić, że jesteś.
Louis wtulił się w swoje kolana podciągnięte pod klatkę piersiową. Po jego policzkach cały czas płynęły łzy. Szatyn zaczął się trząść. Nie dawał sobie rady z tym wszystkim. Chora mama, zakład w którym ma wykorzystać chłopaka z burzą loków do którego właśnie coś zaczyna czuć. Był pewien, że to nie jest gówniane uczucie ale za to silne uczucie, którego w najbliższym czasie się nie pozbędzie.
Wstał na kolana i przekręcił klucz w drzwiach lekko je uchylając i odrazu wpadając w ramiona przyjaciela -- przepraszam, przepraszam, przepraszam -- szeptał gdy Harry zaczął gładzić jego włosy i lekko ich kołysząc.
-- Cii, spokojnie. Wszystko będzie okay Louis -- mówił cicho i pocałował jego głowę -- płacz tyle ile chcesz. Nie krępuj się.
Szatyn wpadł w jeszcze większy szloch. Nie mógł po prostu tego powstrzymać. Łzy same cisnęły mu się do oczu. Harry złożył w jego włosach dłuższy pocałunek ciągle gładząc jego plecy. Dla Harry'ego było to normalne, że Louis się załamał. Jego mama jest chora i nie dziwi się mu, że wylewa tyle łez.
-- Pójdźmy na spacer, hmm? Świeże powietrze dobrze nam zrobi -- szepnął -- chodź Louis.
-- Chwilka -- mruknął do niego wycierając swoje łzy. Spojrzał na Harry'ego -- j-ja Cię przepraszam Harry. J-ja już mam tak, j-ja nie jestem w stanie tego powstrzymać.
-- Spokojnie, Louis.. nic nie szkodzi. Rozumiem Cię -- pocałował jego czoło ponownie. Louis skinął głową i po chwili wstał -- idziemy?
-- Idziemy -- skinął głową i uśmiechnął się do niego. Złapał dłoń Harry'ego spuszczając głowę -- do sklepu chcesz zajść? -- spytał gdy wyszli z hotelu.
-- Coś do picia i jedzenia bo nic nie ma i też muszę zrobić coś na drogę -- mruknął. Louis skinął do niego głową i podnosząc jego dłoń pocałował ją. Harry poczuł stado motyli w brzuchu a jego policzki przybrały czerwony kolor. Uśmiechnął się pod nosem zagryzając wargę i ciesząc się z towarzystwa z szatynem.
💙💚
Miłego dnia kochani!!
CZYTASZ
Beautiful mess▪larry
Fanfic-- Wiem -- szepnął. -- C-co? -- Zróbmy układ. -- Jaki? -- powiedział marszcząc czoło. -- Poderwij tego chłopaka i rozkochaj go w sobie. Masz czas do wycieczki. Opłacę Ci całą wycieczkę. Jeżeli uda ci się przekonać do czegoś bardziej ostrego to zap...