Rozdział V

2.2K 189 26
                                    

Sky

   Potknąłem się na schodach. W ostatniej chwili chwyciłem się drewnianej poręczy, dzięki czemu uniknąłem upadku. Nie mogłem na to pozwolić, musiałem wykorzystać każdą sekundę, którą zapewnił mi Sam. Dobiegłem na szczyt schodów i minąłem okno z witrażem, następnie co sił w nogach popędziłem przez korytarz.

    Minąłem pokój, w którym spędziłem ostatnie kilka dni i po chwili zauważyłem metalowe drzwi na końcu korytarz. Winda! Ledwo zdążyłem wyhamować, rzuciłem się do przycisków i nacisnąłem ten, który ją przyzywa. Spojrzałem na wiszący powyżej niewielki monitor wskazujący, na którym piętrze znajduję się teraz winda. Na ekranie widniał numer 13. Nie zmieniał się. Nacisnąłem przycisk jeszcze kilka razy, ale nic się nie działo. W panice zacząłem wciskać wszystko, co się dało, ale nadal nic.

- Nie. Nie. Nie. Tylko nie to! Cholera działaj!

   Ze złością kopnąłem w metal, jednak na ekranie wciąż widniała trzynastka. I co teraz? Sam ostrzegał, że winda może nie działać, ale nie powiedział mi co mam w takiej sytuacji zrobić. Nie mogę wrócić. Nie mogę też się ukryć. Dlaczego takie rzeczy zawsze muszą się mi przydarzać?! Dlaczego chociaż raz życie mi nie odpuści?! Sam mnie uwolnił... poświęcił swoje życie tylko po to, żeby mogli mnie złapać kilka minut później?!

   Jestem w pułapce, nie ma innego wyjścia. Boje się... Nie chcę, by zabrano mnie do tego człowieka... nie pozwolę się wykorzystać! Prędzej zdechnę! Nie słyszałem już wystrzałów... sam nie potrafię się obronić... jednak nie zamierzam się im oddać. Chcecie mnie dostać? Ha! Po moim trupie!

    Rozejrzałem się wokół i znalazłem niewielką gaśnicę. Wziąłem ją i zacząłem biec przez korytarz. Usłyszałem głośny huk i wycie. Przedostały się przez drzwi, to znaczy, że Sam...

   Przyśpieszyłem. Wpatrywałem się w ogromne okno, do którego się zbliżałem. Szkło miało niezwykle piękne, intensywne kolory. Gdy byłem kilka metrów od niego, cisnąłem w nie z całej siły gaśnicą. Szkło ustąpiło, pozostawiając na szybie dość dużą dziurę i szlaki pęknięć rozciągających się po całej powierzchni. Żywcem mnie nie dorwą.

   W ostatniej chwili przekręciłem moje ciało w bok i skoczyłem. Kątem oka zauważyłem wbiegające na schody bestie. Uderzyłem barkiem w resztki szkła, które z łatwością ustąpiły pod impetem uderzenia. Poczułem, jak odłamki ranią mnie w twarz, plecy, ręce i nogi. Jednak nie miało to już znaczenia. Spadałem.

   Na początku spanikowałem, zacząłem w ostatnim odruchu chwytać powietrze. Spojrzałem w górę. Widziałem, jak jeden z wilków wyskakuje przez okno i z gracją biegnie po ścianie budynku. No tak. Przecież to duchy. Dlaczego nie miałyby robić czegoś takiego... Pomyślałem, że to dobrze, że nie widzę zbliżającej się ziemi... w ostatnich chwilach życia będę patrzył na niebo.

   Wiele razy śniło mi się, że spadam... ale nigdy się nie bałem... to było przyjemne, ponadto... zawsze budziłem się przed upadkiem. Rozłożyłem ręce tak jak we śnie... i postanowiłem skorzystać z tych ostatnich sekund. Zamknąłem oczy... i poczułem się, jakbym właśnie śnił... wydawało mi się nawet...że słyszę głos Ariela... krzyczał moje imię... chwila... Ja chyba naprawdę go słyszę.

   Otworzyłem szeroko oczy i zobaczyłem smugę, która przeleciała tuż obok mnie. Anioł jednym cięciem zniszczył stwora i płynnym ruchem odbił się od ściany w moim kierunku. Miał skrzydła! Piękne, ogromne, białe skrzydła, z popielatymi końcami. Poruszył nimi i w jednej chwili znalazł się tuż przede mną, wyciągnąłem dłoń w jego kierunku, a on złapał ją i przyciągnął mnie do siebie. Objąłem go mocno, a on zrobił to samo.

Alexis IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz