Rozdział XVIII

1.5K 177 10
                                    

   Wyczułem go w momencie, w którym się zjawił. Nie ukrywał swojej aury. Nie miał powodu. Oparłem chłopca o monolit, a sam wstałem. Rafael znany jest z miłosierdzia, umiłowania pokoju oraz alienacji od innych. Widziałem go kilkakrotnie, nigdy jednak z nim nie rozmawiałem. Niemniej jednak od razu go rozpoznałem. Jasna cera, przeszywające spojrzenie niezwykle jasnych oczu w odcieniach szarości ze złotymi akcentami i długi siwy warkocz sięgający pasa. Ubrany był w luźne, lniane spodnie i złotą szatę przywodzącą na myśl azjatyckich mnichów. Na szyi nosił grube drewniane korale z wyżłobionymi na nich runami. Na prawej dłoni miał zawiązany prosty czerwony sznurek z niewielkim złotym dzwoneczkiem.

   Rafael spostrzegł mnie i bez słowa minął, zbliżając do brzegu jeziora. Zatrzymał się i przypatrzył przejrzystej wodzie. Bił od niego spokój i opanowanie. Podobno jego uosobienie było spokojne, jednak twarz o tym nie świadczyła. Wyglądał jak wojownik. Ostre, twarde lekko azjatyckie rysy twarzy, onieśmielające spojrzenie zimnych oczu i sztywna postawa wzbudzały raczej respekt, a nawet lęk. To było oblicze generała, nie uzdrowiciela. A jednak.

   Po chwili Rafael zwrócił się w moim kierunku, przyjrzał się mi a po chwili przeniósł spojrzenie na Sky'a. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie mógł odmówić pomocy... A jednak napadły mnie wątpliwości. Właśnie zamierzałem się odezwać, jednak uprzedził mnie niski i silny głos archanioła.

- Wiem, czego chcesz. Wypada jednak, byś przedstawił swoją... prośbę. - Ton, którym wypowiedział ostatnie słowo, dawał jasno do zrozumienia, że to on rozdaje karty.

- Panie Rafaelu... - Archanioł skinął delikatnie głową, najwidoczniej doceniając wyraz szacunku. - Pragnę skorzystać z prawa, które zapewnia mi obecność w sanktuarium i proszę cię o uzdrowienie.

- ... Zastanawiałem się nad prośbą Araela. Chłopiec jest dość przewidywalny. Wiedziałem, że ma to coś wspólnego z tobą.

- I zgodziłeś się?

   Rafael spojrzał gdzieś w dal, jakby pogrążając się w myślach. Po chwili ponownie rozbrzmiał jego głos.

- Nie nam jest dane decydować, kto powinien żyć. Każde istnienie powstało w jakimś celu. Jestem uzdrowicielem. Moim powołaniem jest nieść życie. I nie mam prawa wybierać, komu powinienem pomóc. Poprzez swojego przyjaciela poprosiłeś mnie o pomoc, a ja nie mam w zwyczaju odmawiać... nie zmienia to jednak faktu, że jestem też członkiem Rady, a wy jesteście poszukiwani. Pozostali uszanują moją decyzję, gdyż tak nakazuje nasze prawo oraz tak nakazuje mi moje sumienie. Musisz jednak zrozumieć, iż musiałem przedsięwziąć pewne środki... ostrożności. Teraz jednak powinienem zająć się moim pacjentem.

   Rafael odszedł od brzegu jeziora i podszedł do około metrowego wniesienia na ziemi. Jednym ruchem dłoni zmusił roślinność do posłuszeństwa i drobne pnącza usunęły się, a owo wniesienie okazało się czymś w rodzaju długiego na dwa metry kamiennego postumentu lub ołtarza.

- Połóż go tu.

   Bez chwili wahania wziąłem Sky'a w ramiona i delikatnie ułożyłem na kamiennym łożu. Nie było teraz czasu na wątpliwości.

- Teraz odsuń się.

   Posłusznie odszedłem kilka kroków. Runy na drewnianych koralach zajaśniały złotym światłem, gdy Rafael zaczął korzystać z magii. Potrafiłem poczuć promieniującą od niego moc. Delikatnie przesuwał dłonią nad ciałem chłopca. W pewnym momencie zastygł bez ruchu z dłonią tuż nad klatką piersiową. Jego głos przerwał cisze niczym sztylet.

- Kto doprowadził go do tego stanu?

- Mephistopheles.

- ... Twój przyjaciel był chroniony przez silne bariery.

Alexis IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz