Rozdział XVII

1.6K 174 31
                                    

   Zaklęcie przestało działać. Kryształy straciły blask, a w wodzie ponownie widziałem własne odbicie. Wstałem i delikatnie otrzepałem kolana. Belzebub wpatrywał się we mnie w ciszy. Jego twarz była pozbawiona emocji jak maska. Maalik natomiast wydawał się podekscytowany. Nie byłem pewien czy dzielenie się przy nich moimi podejrzeniami było właściwe, jednak skoro Lucyfer ich tu przysłał, musi być pewny ich lojalności.

- Możemy ruszać.

- Jesteś pewien, że twój przyjaciel cię nie zdradzi.

- Ufam mu. Sprowadzi Rafaela.

- Rafael nie jest głupcem. Sprowadzi kogoś ze sobą.

- W takim wypadku liczę na was.

   Mężczyzna nie odpowiedział, ale skinął delikatnie głową. Nigdy nie przeszłoby mi przez myśl, że kiedyś będę współpracować z upadłym. Cóż, ścieżek losu nie da się przewidzieć.

- Wiecie, gdzie jest sanktuarium?

- Tak. Kilka godzin autem. Mamy ponad dwadzieścia godzin na dotarcie. Zdążymy.

- Skąd weźmiemy auto?

- ... Nie lekceważ mnie.

   Belzebub nie powiedział nic więcej, tylko ruszył ścieżką prowadzącą do pobliskiej szosy. Podszedłem do Sky'a i delikatnie go podniosłem. Jego drobna, zraniona ręka zawisła bezwładnie co wywołało ból w moim sercu. Był zimny, blady i poraniony. Gdyby nie to, że jego pierś unosiła się sporadycznie w słabym oddechu, pomyślałbym, że jest martwy. Zdławiłem w sobie ból. Teraz nie było na to czasu.

   Ruszyłem za upadłymi. W szybkim tempie jednak na tyle ostrożnie by nie urazić którejś z licznych ran chłopca. Po kilku minutach wyszedłem z lasu i moim oczom ukazało się stojące na drodze, czarne, sportowe auto. Belzebub siedział na miejscu kierowcy i wydawał się szczerze znudzony. Maalik natomiast z fascynacją przyglądał się autu. Gdy mnie zobaczył, szybko otworzył drzwi, bym mógł wejść do środka. Delikatnie ułożyłem chłopca na tylnym siedzeniu i usiadłem obok, układając jego głowę na własnych kolanach. Maalik zamknął drzwi i zajął miejsce z przodu, obok Belzebuba. Samochód ruszył i w ciągu kilku sekund rozpędził do dużej prędkości.

- Ej, skąd wytrzasnąłeś tę furę!? - Maalik z niemal ubóstwieniem gładził panel kontrolny auta.

- Z najbliższego miasta. Przy okazji, podczas kupowania kwarcu.

- ... Przy okazji?

- Masz z tym jakiś problem gadzie?

- Nie no co ty... ale nie masz już przypadkiem takiego?

- Mam. Ale nie przy sobie. Dlatego kupiłem nowy.

- ... Kto bogatemu zabroni...

- Jaki jest stan nefalema? - Belzebub zerknął na moje odbicie w lusterku.

- ... Słabnie.

- Zdążymy.

- ... Mam nadzieję.

   Jechaliśmy w ciszy. Maalik próbował włączyć radio, przez co o mało nie stracił dłoni. Belzebub najwidoczniej wolał ciszę... tak jak ja.

   Oderwałem spojrzenie od krajobrazu za szybą i przeniosłem je na Sky'a. Delikatnie odsunąłem kosmyki włosów z twarzy chłopca. Spojrzałem w jego śpiącą twarz i ogarnęło mnie przerażenie na myśl, że mógłby się już nie obudzić. Ponownie go zawiodłem. Nie dość, że go nie dopilnowałem, to nie udało mi się go obronić. Nie robiłem nic, gdy on walczył.

Alexis IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz