No cóż, czuję się jak śmieć i najchętniej położyłbym się w jakimś rowie i zdechł, ale mam dużo czasu na odnalezienie jakichkolwiek pozytywów, bo tak się składa, że musimy w jak najkrótszym czasie dostać się na drugą stronę kontynentu. To tylko jakieś pięć tysięcy kilometrów. Co to dla mnie?
Z tym że jeśli Ariel chce, abyśmy całą trasę przeszli pieszo to zajmie nam to jakieś dwa miesiące. I to przy dobrych wiatrach. Pierwsze trzydzieści kilometrów przejechaliśmy taksówką, jednak teraz podróżowaliśmy pieszo.
- Ariel może złapiemy jakiś autobus albo autostopa? - Nadzieja umiera ostatnia i jest matką głupich. Tak więc nie zawiedź mnie matko.
- Zrobimy to. Jednak dopiero jak oddalimy się od Boston i znajdziemy się w okolicy Worcester.
- Dlaczego?
- Zmniejszymy szanse na to, że wpadniemy na kogoś, kogo nie chcemy spotkać.
- ... Skoro tak mówisz. Ale idziemy już od pięciu godzin, nogi mnie bolą.
- Jeśli chcesz, możemy odpocząć.
- Naprawdę? Odpocznijmy. Naprawdę ledwo stoję. No i dochodzimy do jakiegoś miasta, może zrobimy małe zakupy. Potrzebujemy wody i czegoś do jedzenia. I jakichś mocnych prochów, bo na trzeźwo chyba nie wytrzymam...
- Coś cię boli?
- Życie mnie boli.
- ...
- Nie, spokojnie. Nie przejmuj się mną. Po prostu mam ból istnienia. Kiedyś mi przejdzie. W końcu życie się kiedyś skończy...
- Sky rozumiem, że wciąż czujesz się... źle po tym, co się stało...
- Źle to trochę mało powiedziane.
- Sky rozumiem cię. Naprawdę. Doświadczyłem śmierci bliskich. Jestem też pośrednio odpowiedzialny za czyjąś śmierć i wiem, że trudno jest sobie wybaczyć, ale musisz iść dalej.
- ... Idę. Od pięciu godzin.
- ... Wezmę ten nieśmieszny komentarz za oznakę polepszenia twego samopoczucia.
- Mój komentarz był bardzo śmieszny i błyskotliwy... no może trochę suchy, ale jednak.
Mijaliśmy właśnie małą tabliczkę z napisem "Sherborn". Było to niewielkie, ale ładne miasteczko. Zbliżał się zmrok, a my musieliśmy znaleźć jakieś schronienie. Ariel twierdził, że powinniśmy trzymać się jak najdalej od ludzi. Nigdy nie wiadomo czy jakaś podrzędna istota nie przekaże informacji o naszym pobycie, dlatego nocowanie w hotelach, motelach i tym podobnym było niebezpieczne.
Tylko gdzie w takim razie mielibyśmy spać? W lesie? Trochę chyba na to za zimno. Mamy pieprzony listopad. Właśnie uświadomiłem sobie, że ominęło mnie Halloween. Zamiast zbierać cukierki (Nie. Nie jestem za duży na zbieranie cukierków.) byłem przykuty do łóżka i czekałem na śmierć... Mogło być gorzej.
Weszliśmy do najbliższego sklepu. Był to najprawdopodobniej największy supermarket w mieścinie. Wziąłem koszyk i ruszyłem za aniołem. W pierwszej kolejności udaliśmy się do alejki z napojami. Z utęsknieniem spojrzałem na stojącą na półkach colę, po czym wziąłem sześciopak półlitrowej wody niegazowanej. Żegnaj cukrze... Następnie poszliśmy do działu spożywczego i tu zaczęły się problemy. Co tak właściwie powinniśmy wziąć? Ostatecznie Ariel zgodził się na kilka batoników. Cukier, jej! Oprócz tego wzięliśmy kilka zup w puszce, suszoną wołowinę i wafle ryżowe. Mam wrażenie, jakbyśmy wybierali się na kemping.
Krążyliśmy jeszcze chwile po sklepie. Właśnie zastanawiałem się które chusteczki higieniczne wybrać (te o zapachu lawendy, czy zwykłe), gdy zawołał mnie Ariel. Wszedłem do alejki, w której się znajdował i od razu zrozumiałem, o czym myśli. I nie spodobało mi się to. Przed aniołem stał cały asortyment sprzętu biwakowego. A więc on na serio chce spać w lesie?!
CZYTASZ
Alexis II
FantasyDruga część przygód Sky'a. Po tym jak jego życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni chłopiec został zmuszony do ucieczki. Ucieczki przed krwiożerczymi demonami jak i niebiańskimi istotami. Na szczęście nie został sam. W jego wędrówce towarzyszy...