Rozdział XXI

1.6K 178 11
                                    


   Mężczyzna wpatrywał się we mnie czarnymi jak węgiel oczami. Były pozbawione życia i wszelkiej radości. Pociągła twarz była przystojna, jednak wydawała się sroga i nieprzyjazna. Prosty nos, delikatne jasne brwi i wąskie zaciśnięte usta. Gdyby mężczyzna się uśmiechnął, wyglądałby naprawdę pięknie. Jego rysy twarzy były wyraziste, ale łagodne. Jego cera była bardzo jasna a sięgające pasa, proste włosy śnieżnobiałe. Ubrany był prosto i staroświecko jakby sprzed kilku dekad. Biała koszula, czarne spodnie i buty oraz długi do ziemi czarny płaszcz z kapturem wykonany z ciężkiego i grubego materiału.

   Mężczyzna stojący przede mną był bohaterem co najmniej kilkudziesięciu moich rysunków i szkiców. Białowłosy zbliżył się do nas kilka kroków i zatrzymał się w odległości jakichś pięciu metrów, po czym zwrócił do Belzebuba.

- Na twoim miejscu rozważyłbym natychmiastowe opuszczenie tego miejsca.

   Chyba nie byliśmy mile widziani.

- Lucyfer pragnął, by chłopiec się z tobą spotkał.

- Nie obchodzi mnie, czego pragnie Lucyfer. Nie podlegam mu. Wynoście się stąd, jeśli cenicie własne życia.

   Nie podobało mi się, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa. To była moja szansa, by dowiedzieć się czegoś o sobie. Nie mogłem jej przegapić. Ten człowiek zapewne wiedział o mnie więcej niż ja sam. Nie zamierzałem stać bezczynnie i patrzeć jak się kłócą. Zanim zorientowałem, się co robię, pytanie wybrzmiało z moich ust.

- Wiesz, kim jestem prawda?

   Białowłosy mężczyzna zwrócił swoje zimne spojrzenie w moją stronę. Z jakiegoś powodu nie budził we mnie lęku ani niechęci. Wydawało mi się, że na ułamek sekundy jego spojrzenie zmiękło, a może to tylko gra cieni. Mężczyzna milczał, jakby rozważając co zrobić, po chwili jednak zdecydował się odpowiedzieć.

- Znam cię Alexis.

- ... Nie, rozumiem...

- Nie tym imieniem się teraz posługujesz, ale takie nadała ci matka.

- Znałeś moją matkę?

- ... Powierzchownie. Znacznie lepiej znałem twojego ojca.

- Kim byli moi rodzice?!

- Nie wiesz? Anielica i upadły. Nie ja powinienem wyjaśniać ci resztę. Myślę, że Lucyfer zna kogoś, kto zrobi to lepiej.

   Mówiąc to, mężczyzna spojrzał na Belzebuba. Najwidoczniej upadły wiedział, o co chodzi, ponieważ nie zaprzeczył. Miałem wrażenie, że panuje pomiędzy nimi jakieś napięcie.

- Ale... ukrywałeś mnie prawda? Proszę, powiedz mi co się ze mną działo... - Mimowolnie zrobiłem krok w stronę mężczyzny.

- Nie zbliżaj się!

   Zamarłem w bezruchu. Nie rozumiałem, co się dzieje. Dlaczego nie chciał odpowiedzieć? Dlaczego był taki oschły? Ukrywał mnie, ale czemu to robił, skoro najwidoczniej darzy mnie niechęcią.

- ... Błagam... chcę tylko poznać prawdę...

- ... Twoja matka przyszła do mnie, błagając, bym cię ukrył. Powiedziała, że wkrótce po ciebie przyjdzie, ale nigdy tego nie zrobiła. Oczywiste było, że zginęła i musiała brać pod uwagę, że tak się stanie. A jednak mimo to zostawiła cię tu. Powinienem był odmówić. Nie obchodzą mnie ani anioły... - Mężczyzna spojrzał na Ariela z mieszaniną pogardy i wściekłości. - ...ani upadli. Dość wycierpiałem przez wasze samolubne i bezsensowne działania!

Alexis IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz