I

4.1K 229 95
                                    

ASAMI

Nucąc pod nose, schowałam buty do szafki i zdjęłam z szyi fioletową kokardę. Rozpięłam, lekko za małą, białą koszulę i przerzuciłam jasną marynarkę przez przedramię. Zarzuciłam na ramię starą torbę treningową brata i wyszłam ze szkoły. Prawie od razu sięgnęłam po słuchawki i puściłam ulubioną playlistę. Spojrzałam na rozbity ekran telefonu, sprawdzając godzinę, po czym wsunęłam go do kieszeni torby i ruszyłam w stronę metra.
Czekając na swoją stację, przeskakiwałam między ulubionymi utworami, dopóki nie dostałam wiadomości od przyjaciółki.

Kotori-chan<3: Nie uwierzysz co ten debil zrobił

Uśmiechnęłam się, myśląc o starszym bracie dziewczyny, którego tak de facto nigdy nie widziałam. Wiedziałam tylko tyle, że chodzi ze mną do szkoły, a że Akademia Shiratorizawa jest naprawdę rozległym kompleksem budynków, możliwe, że nawet go nie minęłam.

Ja: Uwierzę, uwierzę :")) Pogadamy wieczorem, jak wrócę z pracy, zgoda?

Kotori-chan<3: Jasne, kelnereczko XD

Podniosłam głowę i podeszłam do drzwi. Wysiadłam na stacji w centrum i skierowałam się do znajdującej się niedaleko kawiarni. Przeczesałam czarne włosy palcami i weszłam do lokalu tylnymi drzwiami. Podeszłam do swojej szafki i nieśpiesznie zmieniłam szkolny mundurek na białą koszulę i czarną spódnicę. Związałam włosy w kucyka i zawiązałam w pasie ciemny fartuch. Wsunęłam w jego kieszeń mały notatnik i czarny długopis, po czym wyszłam na salę, po drodze witając się z szefową. Wiedziałam, że ta niska kobieta o groźnym spojrzeniu nie przepada za mną i podejrzewałam, że już dawno by mnie zwolniła dla własnej satysfakcji, gdyby nie fakt, że potrzebowałam pieniędzy, a ona dobrze o tym wiedziała. W głębi duszy, dziękowałam za jej miłosierdzie. Podeszłam do pierwszego klienta i uśmiechnęłam się wesoło.

— Co podać?

***

Ciemnowłosy chłopak wszedł do kawiarni i usiadł przy wolnym stoliku pod oknem. Założyłam za ucho pasmo luźnych włosów i podeszłam do niego z uśmiechem.

— Co dla pana? — zapytałam uprzejmie. Chłopak westchnął i przetarł twarz dłonią.

— Głupie pytanie.

— Zrobić ci kawę? — zapytałam. — Latte z syropem karmelowym?

— Nie mam pieniędzy — westchnął. Wzruszyłam ramionami.

— Ale ja mam.

— Asami...

— Odejmę sobie z pensji — powiedziałam i nie czekając na odpowiedź chłopaka wróciłam za ladę. Kątem oka patrzyłam jak brunet wyciąga zeszyt z torby i przygryza długopis, zastanawiając się zapewne nad jakimś zadaniem z rozszerzonego angielskiego. Nalałam syropu do kubka, po czym zawinęłam w serwetkę jedno ciastko i podeszłam do stolika, by postawić przed nastolatkiem "zamówienie".

— Dziękuję — powiedział i chwycił za kubek, po czym przystawił go do ust i przymknął oczy, rozkoszując się słodkim smakiem. — Uwielbiam ją. A zwłaszcza jak ty ją robisz.

— Wiem — odparłam. — Kończę za dwadzieścia minut — poinformowałam chłopaka i skierowałam się do pobliskiego stolika, w celu zabrania pustych kubków. Wytarłam powierzchnię blatu ścierką i westchnęłam cicho, czując lekkie pulsowanie w czaszce. Zaczęłam zastanawiać się czy nie mam ze sobą jakiś leków przeciwbólowych, gdy do kawiarni weszła grupka licealistów. Uśmiechnęłam się uprzejmie i podeszłam do nastolatków.

***

Brunet przerzucił sobie przez ramię moją torbę, tak że jej pasek krzyżował się na piersi chłopaka z paskiem jego własnej miętowo-białej torby. Licealista zerknął na dwukrotnie zszywany brzeg i cmoknął z niezadowoleniem.

— Trzeba by ci kupić nową — powiedział. Westchnęłam cicho i pokręciłam głową.

— Są rzeczy ważniejsze — odparłam. — Ta jest jeszcze dobra.

— Pomijając fakt, że masz ją po starszym bracie — mruknął, i wsunął ręce w kieszenie miętowo-białego dresu.

— Jak trening? — zapytałam. Chłopak wzruszył ramionami.

— Jak zwykle — odparł. — Pracujesz jutro?

— Nie — odpowiedziałam. — Mam dzień wolny. Pójdę do parku, porobić zdjęcia.

— Rzuć to — powiedział, nie patrząc na mnie.

— Fotografię? — zapytałam.

— Dobrze wiesz o czym mówię — powiedział. Spuściłam głowę.

— Dobrze wiesz, że nie mogę — mruknęłam.

— Znajdę coś — westchnął. — Nie mogę pogodzić się z tym, że ty tak harujesz kiedy ja nic nie robię. To ja powinienem zarabiać na dom.

— Znowu zaczynasz? — westchnęłam. — A co z siatkówką?

— To tylko siatkówka — brunet wzruszył ramionami.

— Hajime...

— Ty jesteś ważniejsza — powiedział. — Rodzice też.

— Nie ma mowy — odparłam kategorycznie. — A jak już będziesz grał w reprezentacji, to wtedy pogadamy o tym, kto kogo utrzymuje.

Brunet pokręcił głową z dezaprobatą.

— Już o tym rozmawialiśmy, Hajime — powiedziałam. — Ja pracuję, ty grasz. Koniec rozmowy.

— A pamiętasz jak chciałaś chodzić na to kółko fotograficzne w czwartki, ale nie możesz, bo masz zmianę?

— Nie wiem o czym mówisz — odparłam. Chłopak prychnął i wyciągnął klucz z kieszeni. Podszedł do drzwi domu i otworzył je, po czym wpuścił mnie do środka. Zdjęłam marynarkę i przerzuciłam ją przez ramię.

— Co jemy? — zapytałam, gdy Hajime wszedł za mną do kuchni.

— A mamy cokolwiek? — westchnął i zajrzał do lodówki.

— Powinny zostać jakieś resztki z wczoraj — powiedziałam, podchodząc do brata. Brunet przejrzał niewielką zawartość zamrażarki i wyjął z niej paczkę mrożonych warzyw. Pokazał mi ją, unosząc pytająco brew.

— Może być — odparłam i usiadłam przy stoliku. Wyjęłam z torby zeszyty i przejrzałam je w poszukiwaniu zapisków dotyczących pracy domowej. Przekartkowałam podręcznik do angielskiego, szukając odpowiedniej strony i skupiłam myśli na zadaniu. Przygryzłam ołówek, myśląc nad trzecim przykładem, kiedy zobaczyłam jak brunet stuka palcem w poprzednie zdanie.

— Tu będzie Past Perfect Continuous — powiedział. Zerknęłam na przykład i westchnęłam, przyznając bratu rację.

— Dziękuję — odparłam cicho. Brunet wrócił do pilnowania smażących się warzyw.

— Nie ma problemu, jakbyś potrzebowała pomocy to jestem — odpowiedział. Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do pracy domowej.

✔️Z książką i kawą || Ushijima Wakatoshi x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz