Szósty

6.5K 410 16
                                    

Stałem samochodem pod domem Courtney, tak naprawdę nie powinienem zagłębiać się w tę sprawę jak mam wrażenie robię. Skąd to całe przechodzenie na Ty, skąd to chore zainteresowanie i pociąg który do niej odczuwam? Jej cholerny narzeczony zaginął a ja nie potrafię powstrzymać się przed ocenieniem jej tyłka w obcisłych dżinsach. 

- Dzień dobry, Harry. - Wita się wchodząc do samochodu.

- Courtney - Przytakuję. 

Tłumaczy mi drogę, a ja stukam lekko palcami w rytm muzyki wydobywającej się z głośników w moim samochodzie. Wydaje się, że Wood jest dziś wyjątkowo w dobrym nastroju, ale zganiam to na fakt iż myśli, że coś znajdziemy. Może tak, a może nie. Bezsensowne napinanie się, nie zrobi nic dobrego, ale co ja mogłem zrobić? Byłem wynajętym detektywem co odnalezienia tego kutasa, a nie pieprzonym terapeutą żeby dawać złote rady. 

- Myślisz, że coś tam znajdziemy? - Przerywa ciszę i moje myśli.

- Nie wiem, po prostu.. Nie rób sobie za dużych nadziei, może wszystko okazać się fiaskiem. 

Moją wypowiedź przerywa prychnięcie mojego auta oraz fakt że ustało na środku trasy. Oh, pieprzony samochód! To mój skarb niezaprzeczalnie, ale zawodzi mnie w najmniej odpowiednim monemcie. Spróbowałem odpalić - na nic. 

- Poczekaj chwilę, spróbuję zobaczyć co się stało. - Pokiwała tylko głową. 

Podniosłem maskę, a w moją twarz buchnęła kupa dymu, poprawiłem kilka kabelków, sprawdziłem wszystkie zawory i wydawało mi się, że wszystko jest w porządku. Powinienem jechać do mechanika w najbliższym czasie.

- Mogłabyś, spróbować odpalić? - Zawołałem w jej stronę.

- Jasne. - przesiadła się na miejsce kierowcy i silnik o dziwo odpalił za pierwszym razem. To dobry znak - Pomyślałem. 

-Umm.. Harry?

- Taa? 

- Mogę poprowadzić? - Zapytała z nadzieją. Nigdy nie dawałem mojego samochodu w niczyje ręce, ale.. Cholera niech będzie.

- Taa, tak myślę. - Usiadłem na miejscu pasażera, a Courtney uśmiechnęła się do mnie promiennie. 

Po niedługim czasie podjechaliśmy pod drewniany domek, wyglądał na nieużywany. Jak na moje pierwsze wrażenie zupełnie bez śladu bytowania w ostatnich dniach. Courtney wysiadła, a ja zaraz za nią. Weszła na małą werandę i otworzyła stare drzwi kluczykiem, które pod naporem lekko skrzypnęły. Rozejrzałem się po okolicy, w zasadzie było tutaj naprawdę ładnie. 

- Pójdę rozejrzeć się w okół domu, okej? Nie dotykaj nic w domu, cokolwiek wyda Ci się dziwne. 

- Jasne. - Uśmiechnęła się, jakby samo to, że znajduje się w tym domu było dla niej pocieszeniem. 

Lekki obchód i nie znalazłem zupełnie żadnych śladów, buda dla psa, mały ogródek z tyłu domu, lekko zarośnięty, mały garaż a w nim narzędzia, ale również bez śladów egzystencji. Tak jak myślałem, nie było go tutaj. Nie było śladów opon, ani niczego niezwykłego. Wszedłem do środka domu, pachniało tutaj drewnem, było miło i przytulnie ale znów - wyglądał na nie odwiedzany. 

- Znalazłeś cokolwiek? - Zapytała wyglądając zza ściany w kuch jak mniemam. 

- Nie, nie podejrzanego, a Ty? 

- Także nic. Masz ochotę na kawę? - Zapytała

- Z miłą chęcią, wejdę jeszcze na górę, jeśli pozwolisz. 

- Pewnie. - Odkrzyknęła

Na dole znajdował się duży salon, a za ścianą znajdowała się kuchnia i łazienka. Schody prowadzące na piętro były utrzymane w czystości. Na górze było kilka pokoi i również łazienka. Otwierałem każdy z nich po kolei. Jakiś gabinet, sypialnia, łazienka, małe pomieszczenie, coś jak zachowanko i jedna sypialnia gościnna jak mniemam, ale była w stanie surowym. Brązowe ściany, ale jednak bez mebli. Zszedłem na dół dotrzymać towarzystwa Courtney. 

- Więc co robimy? - Zapytała.

- Myślę, że wypijemy kawę i wracamy do Londynu, nie ma sensu szukać tutaj znaku, skoro Johna widocznie tutaj nie było. 

- Jesteśmy w punkcie wyjścia, prawda? Nadal nie mamy nic. 

- Courtney, ja nie mam. Nie jesteśmy partnerami, musisz siedzieć w domu i czekać aż znajdę Twojego narzeczonego, nie możesz jeździć ze mną na akcje. - Ta dziewczyna mnie coraz bardziej zadziwia. 

- Um.. Jasne. - Uciekła wzrokiem. - Po prostu.. Kiedy nie siedzę sama w domu czuję się lepiej, mniej się martwię i tęsknie. 

- Nie bierz tego do siebie, zawsze pracuje sam. - Odchodzę od stołu. - Pójdę przestawić auto. - Dupek Harry Styles wita, zamiast ją pocieszyć uciekam, za bardzo znajome. 

Siadam ze kierownicą, a to pierdolone auto zamiast odpalić lekko prychnęło i zgasło. Co jest do chuja? Akurat dziś, kiedy jestem z kobietą która mnie pociąga w środku lasu? Wyciągam telefon i dzwonię żeby mnie z holowali. Pierdolony cwel na linii mówi że może to potrwać do jutra. Świetnie kurwa! Uderzam dłońmi o kierownicę, aż włącza się dźwięk truknięcia. Courtney wyłania się z domu i rzuca mi pytające spojrzenie.

- Pieprzony samochód znów nawalił, z holują mnie dopiero jutro, możemy tutaj zostać na noc? - Zapytałem jej. 

- Tak myślę, Harry. - Posłała mi uśmiech zagryzając wargę. 

Zajebiście. Po prostu zajebiście. Jeśli uda mi się zostawić ją nietkniętą dzisiejszej nocy będę pierdolonym mistrzem.

przez te wakacje nie mam kiedy pisać, serio! kiedy chcę sie wziąć za rozdział ktoś dzwoni, pisze albo wpada i wyciąga mnie na miasto i to by było na tyle w chęci pisania :D kiedy zacznie się rok szkolny będę bardziej zorganizowana, chciaż mam nadzieję, że nadal będę się wyrabiac z pisaniem. tak czy siak, miłej lekturki! życzę wszystkim przyjemności! enjoy! 

Detective StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz