Trzynasty

5.8K 340 18
                                    

Kiedy jadę do Bradford z Tracy mam wciąż w głowie słowa Courtney. To nie tak, że ona jest mi obojętna bo nie jest, oczywiście, że mi się podoba. Mam wrażenie, że ona jest w guście każdego pieprzonego faceta w Londynie. Tylko.. Ja jestem specyficzny, nie lubię wiązać się ponieważ zwykle większość mojego czasu to praca. Myśląc o tym przypominam sobie także to że nie lubiłem dotyku , lubię kontrolę. Lubię kiedy kobieta jest zdana tylko na mnie, kiedy musi wiedzieć, że może zaufać mi całkowicie i jest oddana, a przy niej te wszystkie potrzeby znikają. Czy mylę się co do niej? A może mylę się co do moich preferencji? Może skoro tak naprawdę mogę znieść jej dotyk, mogę znieść ją całą? Jej uśmiech, tajemniczość, błysk w oku, ukrytą zadziorność, poczucie humoru, to jak bardzo podniecająca jest. Może mógłbym spróbować żyć w tym na co dzień? 

Moje przemyślenia przerywa Tracy, która kładzie rękę na moje kolano. 

- Harry. - Mruczy. - Może zjedziemy do jakiegoś hotelu, naprawdę mam ochotę na coś. - Przeciąga swoją rękę bliżej mojego krocza. Przez chwilę myślę o tym, że możemy tak zrobić, a potem.. Potem przed moimi oczami pojawia się twarz Courtney, zupełnie niespodziewanie i robię to, czego nigdy nie spodziewałbym się. 

- Nie teraz, Tracy. Mam robotę do wykonania. - Zabieram jej rękę, kładąc ją delikatnie na jej kolanie. Normalnie nigdy bym tego nie zrobił, znajomość z tą kobietą zmienia mnie.. I jeszcze nie wiem czy to dobrze czy źle. 

W tej chwili myślę, jak bardzo nie chciałbym tutaj być właśnie z Tracy, o tym mówię. Po tym wszystkim nie lubię mieć blisko ludzi z którymi coś mnie łączy, to dla mnie w pewnym sensie krępujące. Nadal jestem pewien swoich możliwości, ale w tym samym czasie zupełnie niepewien dawanych im nadziei. Nie chce dawać Tracy nadziei na coś więcej ze mną, bo wiem że czegoś takiego nigdy nie będę w stanie jej zapewnić. A Courtney? - Potrząsam głową, wyrzucając te mysli z mojej głowy.

- Jedź pod dom z numerem 42. To tutaj zdaje się, że jest. - Mówi i przegląda jakieś papiery. Parkuję przy chodniku niedaleko tego domu. Postanawiamy siedzieć tam tak długo, aż wreszcie do zobaczymy. 

- Masz aparat? - Pytam. Kiwa głową i pokazuje mi lustrzankę, którą ma przy sobie. - Masz ochotę na kawę? 

- Świetny pomysł, Harry. Wydaje mi się, że trochę tutaj posiedzimy. Mógłbyś? - Pyta.

- Jasne. Latte bez cukru? 

- Taa, będę obserwować. - Przytakuję i udaję się do małej kawiarni na rogu ulicy. 

Mam nadzieję, że ta ciota jeszcze się nie pokazała, osobiście chciałbym zobaczyć dowód, dlaczego opuścił tak niezaprzeczalnie cudowną kobietę. Pieprzony melepeta. Zanim właściwie zdążę zdecydować co powinienem zrobić wybieram numer Courtney i czekam aż odbierze. 

- Cześć, Harry. - Mówi swoim głosem, na który reaguję dziwną ulgą. Kurwa.. Co się dzieje ze mną? 

- Courtney, co robisz? Bo ja właśnie jestem na misji i mam do wykonania masę roboty, której naprawdę nie chcę wykonywać. - Mówię z udawanym smutkiem.

- Oh, Harry. Przykro mi, nie zawsze możesz być agentem specjalnym Bondem, hm? 

- Bond? Daj spokój, jestem od niego przystojniejszy! Jestem Styles, Harry Styles. - Mówię, na co ona cichutko chichocze, a ja uśmiecham się pod nosem. 

- A co Ty robisz? 

- Obiad, nic specjalnego w zasadzie to się nudzę. I tak nie jest ze mnie tak dobra kucharka jak z Ciebie. - Grymasi.

- Może kiedyś nauczę Cię kilku trików. - Mówię bez zastanowienia. 

- Naprawdę? - Odpowiada natychmiast z wyczuwalnym podekscytowaniem.

- Taa. - Odpowiadam. - Muszę kończyć, misja sama się nie wykona. 

- Miłego dnia, Harry. - Żegna się. 

Wracam do samochodu podając kawę Tracy. Kiwa mi głową z podziękowaniem i patrzymy wciąż w stronę tego domu. Tak mija nam następne kilka godzin. Na nudzeniu się, obserwowaniu, wymienianiu kilku uwag, ale w zasadzie na względnej ciszy. Myślę wciąż o Courtney, w zapominaniu nie pomaga mi fakt że właśnie czekam na jej pieprzonego narzeczonego. 

Po jakiś 3 godzinach wreszcie los się nad nami zlitował, z domu wychodzi kobieta - około 20-25 lat, jest niższa niż Courtney, ma ciemne i długie włosy, dość szczupłą sylwetkę. Wychodzi przez bramę do samochodu postawionego obok i pakuje tam swoją torbę, spogląda na dom jeszcze przez chwile, a potem na zegarek. Za kilka minut za bramą pojawia się John z małym chłopczykiem na rękach. Oh, wow, nie ma mokasynów. Jest wysoki, niższy niż ja, mam wrażenie przynajmniej głowę i praktycznie wcale nie umięśniony. Myślę nad tym jak szybko mógłbym go pokonać i przypominam sobie, że zupełnie nie powinienem się nad tym zastanawiać. Mam ochotę podejść do niego, przyłożyć mu i uświadomić ile przez niego wycierpiała siedząca w ich domu w Londynie Courtney. 

Wracając do sceny przed moimi oczami, widzę jak John wkłada to małe dziecko do samochodu, zapinając w foteliku, a potem wynurza się i zakłada ręce na talię, tej kobiety. Tracy cały czas robi zdjęcia, które moglibyśmy pokazać Courtney, w dowodzie zdrady, lub podwójnego życia, które wiedzie John. Kiedy ta dwójka przed nami zaczyna się całować wiem, że w jej psychice powstaną rany, które ciężko będzie wyleczyć i myślę o tym, że chciałbym je zniwelować, pomóc jej, uchronić przed tym, ale nie mogę.

- No to mamy to? - Pyta Tracy przeglądając zdjęcia. - Możemy już wracać, sprawa zamknięta. Ten dupek ma drugą rodzinę. - Patrzy na zdjęcia z niesmakiem. - Gdyby był to mój chłopak zabiłabym go na miejscu. - Mówi. 

- Tracy, sama zdradzasz swojego chłopaka. - Przypominam jej, na co ta wzrusza ramionami. 

- Jest warto, a poza tym i tak zawsze ląduje z nim - Wysyła mi buziaczka, a ja się krzywię. 

-Taa. - Odpowiadam i reszta podróży do Londynu mija nam w ciszy i akompaniamencie muzyki wydobywającej się z radia samochodu. 

Wysadzam Tracy pod biurem, a sam zajmuję się kartą ze zdjęciami, które mam w swoim posiadaniu, czy powinienem je pokazać Courtney już dziś? Jak ona na to zareaguje? Co teraz będzie z tym wszystkim? Skoro sprawa jest zamknięta to z naszą znajomością również koniec? 

Postanawiam zadzwonić do niej i jednak pokazać zdjęcia jak najszybciej, muszę przestać być egoistycznym dupkiem chociaż raz. 

- Cześć, Harry. Jak tam misja. - Pyta mnie. 

- No właśnie Courtney.. Ta misja, to było odnalezienie Twojego narzeczonego. 

- Znalazłeś Johna? - Bierze wdech. 

- Taaa.. Musimy się spotkać, ale nie wiem czy będziesz zadowolona. - Ostrzegam.

- Przyjedź. - Mówi i rozłącza się.

Muszę nastawić się psychicznie na to co będzie się działo. 

czeeeeść :D mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba, trochę zaczyna się robić przejrzyściej, hm? niedługo skupimy się tylko na wątku Courtney i Harrego, który z kolei sam w sobie jest poplątany jak jasna cholera :D jeeeest mi tak gorąco, uh! idę zrobić sobie kawkę i pędzę trochę poodpoczywać :D niedziela - dzień cwela, hm? :D przyjemności :*

a! myślę, że DS skończę do końca sierpnia, a co do kolejnego opowiadania to jeszcze nie wiem, ale przypuszczam że rozstanę się z wattpadem. :) 

LOFKI KISSKI FOREVERKI (o.O) :D <3

Detective StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz