Dwudziesty

5.3K 324 37
                                    

Było trudno wsiąść w samolot do Dublina, było trudno odejść, uciec, zniknąć. Jakkolwiek chcesz to nazwać. Nazwij mnie tchórzem, albo idiotą. Powiedz, że jestem nic nie wart, ale ja wiem, że mam coś w sobie. Mam w sobie miłość do tej pokręconej kobiety, która nie wiedząc jak i kiedy wdarła się pod moją skórę i kurewsko trudno było przestać o niem myśleć, przez ten tydzień. 

Obecnie siedzę w samolocie, wracam do domu, do Londynu. 

Tydzień temu siedziałem w tej maszynie mając kompletny mętlik w głowę, w sercu. Nie wiedziałem kompletnie czego chcę, co dalej powinienem zrobić. Ufałem, że przez ten czas z daleka od niej coś w mojej głowie się zmieni, coś nabierze jasności, określę sobie drogę jaką powinienem obrać, ale nie stała się żadna z tych rzeczy. 

Mieliśmy przerwę tak jak chciałem, żadnego kontaktu przez tydzień i nie wiem jak ona czuję się z tym wszystkim. Powiedziała mi coś ważnego, a ja jak dupek, którym oczywiście jestem nie odezwałem się słowem przez pieprzony tydzień. Pomyślała, że mi nie zależy? Czy uważa, że mam ją w dupie? Czy powinienem zadzwonić dziś? Poczekam, aż ten pieprzony lot się skończy i do momentu, kiedy nie wyląduje postanawiam się nie pieprzyć po raz kolejny swoimi myślami i po prostu zasnąć. 

Kiedy już znalazłem się w Londynie przywitała mnie jebana deszczowa pogoda, od której szczerze mówiąc chciało mi się już rzygać. Lotnisko było kompletnie, kurwa zatłoczone i to wkurwiało mnie jeszcze bardziej. Biorąc pod uwagę fakt, że sam z siebie jestem nie spokojny z wiadomych przyczyn. 

Wsiadam do swojego samochodu i kieruję się w stronę mojego mieszkania, nie mogąc się doczekać, aż się kurewsko wyluzuje i moja głowa pozostanie cudownie uwolniona od natrętnych myśli przez butelkę piwa i jakieś gówno w telewizji. 

Miałem w planach wpaść do niej zaraz po moim powrocie, ale wolę się zapowiedzieć, żeby nie zrobić jej nie miłej niespodzianki i jednocześnie przyznać się, że jej słowa mnie obeszły, że to coś dla mnie znaczy. Biorę telefon z deski rozdzielczej i wciskając odpowiedni guzik przykładam urządzenie do ucha, czekając na to aż dobierze. 

Niestety znając moje szczęście, gówno to dało i powitała mnie automatyczna sekretarka. 

- Cześć, Courtney, z tej strony Harry. Pewnie myślisz, że jestem pieprzonym dupkiem, że odzywam się dopiero po tygodniu, ale cóż.. Potrzebowałem to wszystko przemyśleć i myślę, że tyle czasu mi wystarczyło. Chciałbym dziś do Ciebie wpaść, brzmi w porządku? Oddzwoń proszę. 

Kończę połączenie i myślę, że zadzwonię do Tracy i zapytam jak w robocie, szczerze mówiąc gówno mnie to obchodzi, ale jestem szefem tego pieprzonego burdelu i lubię mieć rękę na pulsie. Parę sygnałów i na linii słyszę głos mojej pracownicy. 

- Cześć, Harry! Już w Londynie? - Wita się. 

- Taa, niedługo będę w domu, jak w biurze? Bez kłopotów, przez ten tydzień? Budynek jeszcze stoi? 

- To nie tak, że jak nie ma kota to myszy harcują, Styles! Masz nas za bandę nieudaczników Ty chamska świnio? - Śmieję się z jej nazewnictwa. 

- Ach, Trac! Jak zawsze wesolutka i słodziutka. - Droczę się. 

- Taaki już mój urok. Chciałbyś może dziś do mnie wpaść? Dawno się nie widzieliśmy poza biurem, a mojego chłopaka nie będzie przez jakiś czas. - Tak bardzo chciałbym powiedzieć, że chętnie, ale muszę załatwić parę ważniejszych spraw. 

- Nie dziś, ale obiecuję znaleźć się niedługo w progach Twojego domu. Trzymaj się Tracy! - Żegnam się z nią. 

- Do widzenia, szefie. - Jestem pewien, że się teraz uśmiecha. 

Szafie, to nie to samo co Detektywie Styles, to nie wzbudza we mnie takich samych uczuć. Może to i dobrze? 

Kiedy przekraczam próg własnego mieszkania witają mnie kurewsko znajome ściany i szczerze mówiąc czuję się z tym zajebiście. Nie lubię wyjeżdżać, dobrze się czuję w swojej przestrzeni. Postanawiam coś zjeść, wziąć krótki prycznic dla odświeżenia i pojechać do Courtney. Wiem, że to jest sprawa, która nie może czekać. 

Kiedy kończę z ogarnianiem swojego tyłka biorę jakąś kanapkę w dłoń i kieruję się z powrotem do windy wiedząc, że muszę stoczyć bitwę z pewną skomplikowaną blondynką. Patrzę na swój telefon i nie widzę żadnych oznak tego, że odsłuchała moją wiadomość. Żadnego połączenia, czy pieprzonej wiadomości. Nic. 

Droga do jej domu mija mi w przeciągu pół godziny i przez ten pieprzony czas nie wpadłem na pomysł co jeszcze mógłbym jej powiedzieć, poza przeproszeniem, za to jak wielkim kutasem byłem nie odzywając się do niej. 

Wjeżdżam na ulicę, koło jej domu i stanę trochę dalej, przez pieprzony samochód, który ustawił się prosto pod jej domem. 

Ma gości? 

Odpowiedź na moje pytanie zaraz się pojawia ze znajomą blondynką. Pieprzony chłoptaś, którego u niej ostatnio widziałem przyciska ją do swojego boku, kiedy idą w stronę tego samochodu. Widaje mi się to kurewsko znajome. Patrzyłem na to jak jej narzeczony przyciska tak do siebie swoja kochankę. Tym razem nie wiem czy mogą ją za to winić, że znalazła sobie kogoś.. Nie odpowiedziałem, nie dałem znaku życia. Może pomyślała, że jestem gównianym typem i musi dać sobie ze mną spokój?

Moje kostki pobielały, kiedy zdałem sobie sprawę, jak mocno zaciskam palce na kierownicy. Ten fiut trzyma ją w swoich obiciach i schyla się w jej stronę łącząc ich usta w pocałunku.

Chwilę to trwa, a porem odrywają się od siebie i wzrok Courtney ląduje na moim samochodzie, czuję jakby łączyła swoje spojrzenie z moim, ale nie wiem czy to możliwe, przez szybę samochodu. W tym samym czasie wciskam gaz i odjeżdżam zostawiając kobietę, którą pokochałem samą. Nie, nie samą. Z jej nowym chłopakiem.

Zamiast jechać do domu, skręcam na skrzyżowaniu i przykładam telefon go ucha. 

- Tak? - Odzywa się głos w słuchawce. 

- Zmieniłem zdanie Tracy, będę niedługo. - Mówię i się rozłączam. 

Harry Styles wraca, choć nigdzie nie zniknął, został uśpiony, ale właśnie się budzi, wstaje z martwych. Silniejszy. 

Harry aka zraniona księżniczka :D nie spodziewałaś się go w domu tak szybko huh Courtney? :D ide zjeść śniadanie :) do zobaczenia w czwartek :)

Detective StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz