Szczerze powiedziwaszy ja nie wiem, co robię. Po prostu włączyłam laptopa, Wattpada i piszę tego one-shota o Luce. Dziękuje i to niespodzianka za te ogromne wyświetlenia. Jestem wam bardzo wdzięczna! ;)
***
Luka Couffaine nigdy nie miał spokojnego i szczęśliwego życia. Zaczęło się, kiedy był osimiolatkiem, a jego rodzice zbankrutowali i całą rodziną byli zmuszeni przeprowadzić się do Stanów Zjedonczonych, bo tam mieszkała prababcia chłopaka. Tam zaczęło się piekło. Nie znał języka, ludzi, był dziwnym i cichym dzieckiem, którego nikt nie lubił. Pragnął wrócić do swoich przyjaciół z Francji.
Przez pierwsze dwa lata był obiektem żartów i wyzwisk, kiedy skończył dziewięć lat zaczęli go bić. W klasie, na korytarzu, boisku, w łazience. Czasami po szkole. Dziewięciolatek nie rozumiał wtedy nic. Był zagubiony. Nie mógł odnaleźć siebie i wciąż tęsknił za znajomymi. A kolejne sekundy sprawiały, że miał ochotę zabarykadować się w swoim pokoju, jeść ciastka i przeglądać komiksy do końca swojego życia. Lecz w domu również nie mógł być bezpieczny. Awantury rodziców po zmroku, rzucanie naczyniami, wazonami, butelkami, wszystkim, co było pod ręką, wyzwiska, krzyki to one najbardziej zapadły w pamięć Luce. A kiedy jego matka odeszła bez niego. Był przerażony jeszcze bardziej. Bał się wychodzić z pokoju. Bał się iść do łazienki i umyć. Bał się cokolwiek zjeść. Bał się, że ojciec dopadnie go i zabije, chociaż on był tylko Bogu ducha winnym dzieckiem. Lecz kiedy ojciec pierwszy raz go pobił, uciekł mimo młodego wieku.
Znalazła go policja trzy dni po tym wydarzeniu. Dowiedzieli się o sytuacji w domu chłopaka, a jego ojca zamknęli w więzieniu za zażywanie narkotyków, przemoc domową i szemrane interesy. Luka zamieszkał w domu dziecka. Przenieśli go do innej szkoły i pomagali w nauce języka angielskiego. Wtedy myślał, że będzie już szczęśliwy na zawsze, że już nic go nie powstrzyma przed radością do życia.
Raz, dwudziestoletni Luka usłyszał w telewizji o Adrienie Agreste. Do jego głowy napłyneły wspomnienia bogatego dupka, który rządził się wszystkimi i zabierał mu jego jedyną przyjaciółkę Marinette. Couffaine nigdy tak naprawdę jej nie kochał. On kochał uczucie posiadania tego, co miał Adrien. Dlatego wysłał podanie i zapragnął zostać modelem. Zapragnął zdobyć sławę, pieniądze i przyjaciół blondyna. Zapragnął mieć wszystko, co miał on. Ślepe uczucie wprowadziło go w narkotyki i problemy psychiczne.
Luka Couffaine właśnie siedział naćpany w barze i powoli sączył piwo. Jego kariera modela zakończyła się. Menager nie chciał pracować z ćpunem, a brunet nie potrafił rzucić narkotyków czy pójść na odwyk. Stracił jedyny cel w życiu. Podąrzanie za posiadaniem rzeczy Adriena, a teraz blondyn miał żonę i dzieci. Luka za to miał narkotyki i alkohol. Agreste był szczęśliwy, a Couffaine z każdym dniem swojego życia był bliżej do popełnienia samobójstwa.
Na kolanie trzydziestolatka spoczęła droba dłoń. Przed sobą zobaczył rudą dziewczynę z ilością tapety, która starczyłaby na oszpachlowanie całego baru.
- Hej, przystojniaku! - zaświergotała, trzepiąc rzęsami. Luka zastanowił się czy gdzieś na świecie, przez jej sztuczne dodatki, właśnie zaczęła się trąba powietrzna.
- Nie interesujesz mnie. - odparł smętnie, zrzucając jej ręke ze swojej nogi. Luka chętnie zabawiłby się, ale ta kobieta nie była ani atrakcyjna, ani w jakiś sposób ładna, żeby on mógł ją przelecieć. Podrapał się po zarośniętym policzku i oparł dłoń na nim, bawiąc się drewnianą podstawką od piwa.
- No nudno tu. - usłyszał męski głos. Nie podniósł głowy. Nie chciał patrzeć na innych facetów. Oni sprawiali, że coś dziwnego się z nim działo. - Jestem Fletcher. - nadal na niego nie spojrzał. - Dobra, słuchaj. Jeśli tak naprawdę nie chcesz, żebym tu siedział to powiedz, żebym spierdalał, a nie opierasz tą głowę na ręce i udajesz, że mnie tu nie ma.
- Spierdalaj. - wymamrotał Couffaine.
- Powiedz mi to w twarz. - Luka przewrócił oczami i uniósł spojrzenia. Przed nim siedział przystojny chłopak z farbowanymi, zielonymi włosami. W brwi miał kolczyka, a jego roześmiane tęćzówki wpatrywały się w Lukę. Och, Boże! Jakie on miał oczy! Jedno całkiem niebieskie, niczym niebo, a drugie zielone w odcieniu wiosennej trawy.
- Ty... - zaczął, ale nie mógł oderwać wzroku od jego oczu. - Wow. - wyszeptał, a chłopak zaśmiał się.
- Jak mówiłem, jestem Fletcher. - wystawił do niego swoją ręke z czarnymi paznokciami i tuszem na knykciach. Tatuaż układał się w napis DEAD. Luka powoli uniósł swoją rękę i złapał za dłoń farbowanego. Po jego ciele przeszedł dziwny prąd. - Masz imię? - zapytał, a Couffaine się otrząsnął.
- Jestem Luka. - chłopak uśmiechnał się.
- To co tutaj robisz? - zielonowłosy rozejrzał się po barze, studiując twarze zebranych tu ludzi. Po chwili wrócił do niebieskich oczów Luki. Chwycił jego piwo i napił się wielkiego łyka. - Fuj, zamówiłeś najgorsze.
Luka Couffaine był zaczarowany tym szalonym, farbowanym chłopakiem.
Minęły trzy miesiące od zapozania się tej dwójki. Zostali przyjaciółmi. Wychodzili razem na imperezy, oglądali mecze, rozmawiali, nawet razem pracowali w jednej z restauracji jako kelnerzy. Tego dnia Luka miał swój kolejny dołek psychiczny. Leżał w swoim pokoju i płakał. przez całą znajomość z Fletcherem dał radę ukryć ten stan, który pojawiał się u niego od czasu do czasu, ale nie tym razem.
- Luka! Wstawaj, złamasie! Mam śniadanie dla nas! - lecz Couffaine nie odpowiedział. Leżał zakopany w kołdrze na łóżku i cierpiał. Przez wspomnienia, czarne scenariusze przyszłości, przez demony, które odwiedzały go codziennie i nie dawały mu spokoju. - Luka? Jesteś tu? - wszedł powoli do sypiali bruneta i zauwążył go szlochającego. Rzucił jedzeniem na podłogę i podbiegł do niego. - Luka? Luka! Co się dzieje? - zaczął ścierać łzy z jego policzków. Couffaine nic nie odpowiedział, dławił się łzami i patrzył z zaniepokojone, piękne tęczówki kolorowłosego.
Fletcher skopał z nóg buty i położył się obok bruneta. Przyciągnął jego ciało do swojego i uspokojająco gładził po plecach, szaptając miłe słowa do jego ucha. W końcu Couffaine wykończony zasnął, a wraz z nim pięknooki z uśmiechem na ustach. Bo mu również było miło być blisko bruneta.
Na drugi dzień, żaden z nich nie wspomniał o minionej nocy. Luka był cicho, a Fletcher odtwarzał w głowie ciało bruneta w jego ramionach.
- Luka, co się w czoraj stało? - brunet nie patrzył na kolorowłosego, który wczoraj przed ich spotkaniem zmienił kolor z zielonego na fioletowy. - Powiesz mi? - złapał za jego dłoń, pocierając kciukiem jego skórę. Przeszedł ich dreszcz, a Luka podniósł głowę.
- Mam tak czasami. - wymamrotał zawstydzony.
- Czasami dławisz się łzami i cierpisz? - zapytał, unosząc brew. Czuł coś do Couffine. Czuł coś do niego. Czekał na odpowiedź. Po kilku sekundach ciszy uniósł jego dłoń i pocałował jej wierzch. - Powiesz mi? - i brunet opowiedział całą historię. Koszmar dzieciństwa, błędy życia nastoletniego, złe rzeczy, które zrobił, będąc dorosłym. Płakał, a Fletcher ścierał łzy z jego policzków. Pod koniec wstał z krzesła i przytulił Lukę. Oboje przy sobie czuli się wspaniale. Ich dłonie były dopasowane. Ich oczy wpatrzone w siebie. Myśleli o sobie nawzajem.
- To dziwne. - szepnął Couffaine. To było dziwne uczucie. Czy to jest miłość? Czy tak czuje się miłość? Bezpieczństwo, gorąc, motylki w brzuchu, mięknące kolana, uśmiech. Czy to była ona? Kolorowłosy nic nie odpowiedział tylko połączył ich usta w pocałunku pełnym emocji. Ich usta również były do siebie dopasowane. Tak samo jak serca bijące w ich klatkach piersiowych.
Życie Luki Couffaine było smutne, ale pojawił się taki jeden mały, gorący, kolorowy płomyczek. Fletcher - przyniósł mu szczęście i miłość, które pragnął od pierwszych chwil swojego życia.
***
hahhahaha, tak zrobiłam o gejach XD NMZC :P
![](https://img.wattpad.com/cover/125637252-288-k351448.jpg)
CZYTASZ
Troszkę inaczej... MIRACULUM
FanficHistoria troszkę inna niż zwykle. Adrien i Marinette, niegdyś przyjaciele, teraz wrogowie utrudniający sobie życie. Jedno wydarzenie zmienia ich nastawienie do siebie. Czy w świecie kłamstw i niesprawiedliwości mają szansę na szczerą miłość? I i II...