Mój ambitny, niedzielny poranek wyglądał tak samo jak sobotni. Zbyt dużo czasu zajmuję mi zebranie w sobie siły i wyjście spod cieplutkiej kołderki. Po drodze do łazienki zgarnęłam ten sam zestaw ubrań co dzień wcześniej, który przygotowałam sobie na krześle. Przemyłam twarz wodą i umyłam zęby. Ubrałam "sportowe" ubranie i zeszłam do kuchni. Dzisiaj wyjątkowo nikogo nie było. Poczułam ulgę, nie chciałam znów słuchać uszczypliwych komentarzy na swój temat. Zabrałam jogurt do picia z lodówki, który miał być moim śniadaniem.
Przystanęłam przy drzwiach prowadzących na mały korytarz i rozejrzałam się po salonie. W mojej głowie od razu pojawiły się obrazy całej naszej rodzinie w komplecie. Prawdziwej rodzinie. Wyrwałam się z zamyśleń kiedy skończyłam jogurt. Wyrzuciłam butelkę do kosza, założyłam czarne adidasy i wyszłam na zewnątrz.
Pogoda pogarszała się z dnia na dzień. Na drzewach liści nie było już wcale a wiatr zabierał gdzieś wszystkie te, które leżały na ziemi. Ruszyłam pod adres wskazany mi przez panią Stelle.
Luke
Nastał ostatni dzień wolności więc musiałem go jakoś dobrze wykorzystać. Niestety, na dobry początek, nie mój oczywiście, znowu zostałem wcielony w rolę kucharza który musiał zrobić śniadanie dla całej rodziny. Decyzję podejmował nie kto inny jak mała blondynka, która zawsze wymyśla coś, do czego brakuje składników.
— Dzisiaj zjemy naleśniki! — zawołała wesoło Lucy.
Rozejrzałem się po szafkach z nadzieją, że znajdę wszystko co potrzebne. Musiał stać się jakiś cud ponieważ niczego nie brakowało.— Ja chce z nutellą! — dziewczyna usadowiła się na wysokim krześle po drugiej stronie blatu.
Do kuchni weszła nasza rodzicielka z kubkiem kawy w dłoni.
— Za słodkie. — skrzywiła się — Ja wole z serem.
— Ja poproszę z dżemem! — krzyknął tata schodząc po schodach.
Zrezygnowany zajrzałem do lodówki.
No pewnie. To co piękne szybko się kończy.
— Trzeba iść do sklepu. — już chciałem powiedzieć, że pójdę, co nie byłoby niczym dziwnym ponieważ i tak wypadło by na mnie, jednak za oknem zauważyłem Skyler. — Także wy kupcie a ja zrobię jak wrócę! — krzyknąłem w pośpiechu w stronę rodziców zakładając bluzę.
— A ty dokąd?! — powiedzieli równocześnie.
— Ja... idę pobiegać!
Wybiegłem z domu i ruszyłem za dziewczyną. Szybko nadrobiłem dzielący nas dystans. Na swoją kondycję nie mogłem narzekać.
— O, cześć! Też biegasz? — dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona i wyjęła słuchawkę.
— Co mówiłeś?
— Mówiłem: O, cześć! Też biegasz? — lekko uniosła kąciki ust.— Tak jakby, ale od jutra w innym kierunku. — zrobiłem minę zbitego szczeniaczka na co ta wystawiła język.
Biegliśmy chwilę w ciszy. Nagle dziewczyna się zatrzymała i zaczęła rozglądać się dookoła.
— Czego szukasz?
— Kryjówki gdzie mnie nie znajdziesz. — zaśmiała się i nie czekając na moją odpowiedź pobiegła skręcając w jedną z małych uliczek.Nie czekając ruszyłem za nią. Dziewczyna zatrzymała się przed małym, skromnym domem. W około niego rosło bardzo dużo kwiatów we wszelakich kolorach. Dom wyglądał trochę jak te wszystkie ładne domki z bajek tylko ten był trochę mniej zadbany. Skyler weszła na ganek, ze mną u swojego boku czego tym razem nie skomentowała i zadzwoniła dzwonkiem. Po chwili naszym oczom ukazała się starsza pani. Koło jej nóg pojawił się mały kundelek, który na mój widok zaczął szczekać. Odruchowo schowałem się za dziewczyną.
— Broń mnie. — powiedziałem udając wielce przerażonego na co ta się zaśmiała.
— Dzień dobry proszę pani.— Witaj słoneczko. Bardzo ci dziękuję. Dziwnie się teraz czuje bo to pierwszy raz kiedy Lucky pójdzie z kimś innym na spacer. — kobieta podała nam smycz.
— Proszę się nie martwić. — Skyler posłała kobiecie czuły uśmiech, ta w odpowiedzi kiwnęła głową i życzyła nam powodzenia.
Szatynka skierowała się w stronę dużego parku którego jeszcze nie widziałem. Pies zaczynał się powoli do mnie przyzwyczajać, a już po kilku minutach biegał wesoło obok moich nóg.
W drodze do parku dziewczyna wyjaśniła mi sytuację.
— Rozumiem. Czyli od dzisiaj codziennie wyprowadzamy jej psa?
— Wyprowadzamy? — zapytała zdziwiona dając szczególny nacisk na "my".
— Oh, no już mnie tak nie błagaj, skoro tak bardzo chcesz to ci pomogę. — powiedziałem teatralnie. Dziewczyna lekko się zaśmiała i pokiwała z rezygnacją głową.
Chcę słyszeć ten śmiech codziennie.
Chcę żeby potrafiła się tak śmiać przy wszystkich.
Spacer zajął nam jakieś pół godziny. Kiedy kundelek wydawał się być zadowolony ze spaceru ruszyliśmy w drogę powrotną.
— Teraz wyglądamy jak taka mała szczęśliwa rodzinka. — zaśmiałem się. Jednak dziewczyna nie zrobiła tego samego. Nawet z takiej odległości poczułem jak cała się spięła.
— Em, przepraszam. Wszystko okej? — chciałem położyć jej rękę na ramieniu i sprawić żeby na chwilę na mnie spojrzała jednak przypomniałem sobie jej słowa które wypowiedziała do mnie ze łzami w oczach na basenie.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech i bez odpowiedzi ruszyła dalej. Dalsza droga minęła nam w ciszy. Przez cały czas wydawała się zamyślona.
Jak długo będziesz udawała twardą Skyler?
CZYTASZ
Don't touch me, please
Conto-Nie dotykaj mnie - powiedziała poważnym tonem. -Dlaczego? O co ci chodzi? - Nie odpowiadając ruszyła przed siebie. Bez namysłu złapałem ją za nadgarstek. Poczułem jak cała się spięła. Powoli odwróciła twarz, w jej oczach pojawiły się łzy. -Nie do...