Rozdział 5 - Głosy

34 3 0
                                    

Przegapiłam kolację, bo po prostu nie czułam, żebym tego potrzebowała. Zamiast tego spałam, dopóki czegoś nie usłyszałam. Delikatnie usiadłam, lekko mrużąc oczy.
- Chodź... Chodź. Chodź do mnie. - to był głęboki, chrapliwy i zły szept, który posłał ogromne ciarki po moich plecach. Przygryzłam wargę, czując oblewający mnie strach.
- Coś ci się przesłyszało, Granger - szepnęłam do siebie.
Wstałam i poszłam do salonu, gdy nagle zrobiło mi się duszno w dormitorium. Wkrótce głos obumarł, a ja znów siedziałam sama, w kompletnej ciszy i ciemności. Wtedy poszłam do holu, żeby złapać trochę świeżego powietrza, gdy w pokoju wspólnym robiło się jeszcze duszniej.

Spacerowałam, patrząc na ułożenie cegieł i na to, jak wyglądały na trochę nierówne. Przejechałam po nich ręką, pozwalając sobie poczuć różne struktury, gdy to znów się stało.
- Krew. Czuję krew. Rozszarpię cię... - odezwał się znów ten głos. Spojrzałam na ścianę i zaczęłam go śledzić.
- Zabiję cię. Zabiję. Zabiję!
Wtedy wpadłam na Hermionę, Rona i Harry'ego.
- Słyszeliście? - spytał Harry.
Krzyknęłam zaskoczona, a oni na mnie spojrzeli.
- Co ty do diabła tutaj robisz?! - spytał Ron.
- Mogłabym was zapytać o to samo - warknęłam.
Harry pokręcił głową.
- Głos. Słyszeliście ten głos?

Uniosłam brew.
- W ścianach?
- Tak - Harry spojrzał na mnie, zaskoczony - Ten głos w ścianach. Coś o zabijaniu, krwi i przyjściu do mnie.
- Głos? Jaki głos? - spytała moja siostra.
- Słyszałem go u Lockharta i jeszcze raz na... - głos mu się zawiesił, gdy tamten głos powrócił. Rozejrzałam się.
- Już czas...
- Znowu on. - moje oczy się rozszerzyły.
Harry pokiwał głową.
- Chce kogoś zabić - powiedział Harry i zaczął odbiegać, a ja pobiegłam za nim.
- Harry, Aurora, czekajcie! Nie tak szybko! - zawołała Hermiona.
Zatrzymałam się, gdy Harry przestał biec.

Podłoga była mokra. Dlaczego była mokra? Spojrzałam w dół, marszcząc brwi. Zaczęłam iść, a Harry za mną. Rozejrzałam się po ścianach, wchodząc w kałuże na mokrej podłodze. Zatrzymałam ich i zobaczyłam pająki, odchodzące w rządku przez okno.
- Dziwne... - szepnął Harry.
Przytaknęłam.
- Zachowują się podejrzanie.
- Nie lubię pająków - Ron przełknął ślinę i odezwał się lekko roztrzęsionym głosem.
Co za kompletny mięczak. Spuściłam wzrok na odbicie w kałuży.
- Co to jest? - spytałam.
Oni przenieśli tam swoje spojrzenia. Wtedy podniosłam głowę, widząc coś napisanego krwią. Moja siostra przeczytała to na głos.
- Komnata Tajemnic została otwarta, strzeżcie się wrogowie dziedzica... Napisane krwią.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na nią.
- Dzięki, Kapitanie Oczywisty.
Spiorunowała mnie wzrokiem.

Wkrótce potem zobaczyłam kota, zwisającego do góry nogami.
- O nie. - wskazałam - To kotka Filcha...
Wtedy usłyszałam uczniów, schodzących się ze wszystkich stron. Harry podszedł do kota, żeby bliżej mu się przyjrzeć. Zrobiło mi się niedobrze i oparłam się o ścianę, pochylając się do przodu, z rękami na kolanach i zamkniętymi oczami. Mój żołądek się skręcał i poczułam, że znowu się pocę, ale przewalczyłam to. Rozejrzałam się, widząc wszystkich ślizgonów w jednym miejscu, a gryfonów w innym.

Poczułam się gorzej i zakaszlałam w rękaw, patrząc na mokrą plamę krwi, którą na nim zostawiłam. Wytarłam ją. Szybko podbiegłam do grupy ślizgonów. Czyjaś ręka chwyciła mocno moją i właściwie mnie pociągnęła. Zerknęłam w górę, widząc tylko tył głowy z blond włosami. Malfoy. Westchnęłam i wyrwałam rękę z jego uścisku.
- Nie mam czasu na twoją dwubiegunowość. - wymamrotałam.
Zignorował mnie i znów mnie złapał.
- Strzeżcie się wrogowie dziedzica? - przeczytał na głos - Kolej na was, szlamy. - powiedział i spojrzał na Hermionę.
Wtedy spuścił swój wzrok na mnie, a jego spojrzenie lekko zmiękło. Co jest do cholery.

Po chwili usłyszałam Filcha.
- Co się tu dzieje? No już, zróbcie mi przejście. - zobaczył Pottera - Potter, co ty tu...
I wtedy to się stało. Wtedy spojrzał w górę, widząc swoją kotkę, a mi naprawdę zrobiło się go żal.
- Pani Norris? - jego usta drżały, gdy spojrzał na Harry'ego - Zamordowałeś moją kotkę.
- Nie, nie - Harry pokręcił głową.
- Zabiję cię - powiedział Filch najpierw spokojnie, ale gdy złapał Harry'ego moje oczy się rozszerzyły - Zabiję! - powiedział już groźniej.
Wtedy Dumbledore zawołał Filcha, zanim zobaczył napis.
- Uczniowie, macie się udać do waszych dormitoriów. - powiedział, a my wszyscy zaczęliśmy odchodzić, gdy dopowiedział - Wasza trójka... zostaje.
Westchnęłam z ulgą, że nie zostałam przyłapana. Poczułam, że Draco odciąga mnie szybko za sobą, gdy odchodziliśmy.

Opuściłam swoje ciało. Potknęłam się na podłodze, do momentu, w którym Malfoy musiał zacząć mnie nieść. Zachichotałam do siebie, zanim odfrunęłam z powrotem do nauczycieli i trio, słysząc Lockharta, mówiącego o jakimś przeciwzaklęciu, które podobno znał. Oczywiście. Zawsze się przechwala.
- Ale jak ją spetryfikowano, tego nie wiem. - wyjaśnił Dumbledore.
- On wie - Filch wskazał na Harry'ego - to jego robota. Widzicie, co napisał na ścianie.
- To nie ja, daję słowo - Harry zaczął się bronić - Nie tknąłem pani Norris.
- Kłamiesz - warknął Filch.

- Pan pozwoli, dyrektorze - wtrącił Snape - Może Potter i oni trafili w to miejsce w niewłaściwym czasie - wtedy uniosłam brwi - Jednakże, okoliczności są podejrzane. Na przykład dziś nie zauważyłem Pottera na kolacji.
- To akurat moja wina, Severusie - odezwał się Lockhart - Widzisz, Harry pomagał mi odpowiadać na listy.

- Zaczęliśmy z Ronem szukać Harry'ego, panie profesorze. Wtedy wpadliśmy na Aurorę, Harry i Aurora powiedzieli... - spojrzała na Harry'ego.
Przygryzłam wargę, możesz mnie nienawidzić, Hermiona, ale nie wydałaś mnie.
- Tak, panno Granger? - spytał Snape.
- Powiedzieliśmy z Aurorą, że nie jesteśmy głodni. Aurora w drodze do swojego salonu, a my w drodze do swojego zobaczyliśmy panią Norris.
- A gdzie jest teraz panna Granger? - spytała McGonagall.
- Poszła do swojego pokoju wspólnego z Draco i resztą ślizgonów. - odpowiedziała Hermiona.
Westchnęłam z ulgą, że mnie nie wydali.

Wtedy odleciałam w powrotem do swojego ciała, co sprawiło, że obudziłam się w pokoju wspólnym, a wszystkie twarze były zwrócone ku mnie. Wtedy usłyszałam jeszcze jedną rzecz.
- Winny dopóki nie ma dowodów, Severusie. A tymczasem stanowczo nakazuję ostrożność.

Zamrugałam, wzdychając i przetarłam oczy.
- Co się stało? - spytała Pansy.
Spojrzałam na nią i wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem.
- Aurora, czasami czuję się, jakbyś nie mówiła nam wszystkiego - westchnęła Milicenta.
Podniosłam się trochę za szybko, bo zachwiałam się, ale po chwili złapałam równowagę.
- Bo nie zrozumielibyście połowy z tego, Milicenta. Żadne z was. Spójrz, nie chcę się kłócić z wami, z prawie wszystkimi ślizgonami w salonie. Idę do łóżka. Do zobaczenia jutro.
Po prostu wyszłam do mojego pokoju, nie będąc pewna, czy powiedzieć im o tym jak się czuję. Jęknęłam i opadłam na łóżko, zakopując twarz w poduszce. Jedyne co teraz chciałam to wrócić do domu, ale nie mogłam.

Dlaczego wszystkie potworne rzeczy muszą dziać się akurat wokół mnie?

Przeciwna Granger (Rok 2)Where stories live. Discover now