Rozdział 10 - Węże

24 2 0
                                    

Perspektywa Hermiony:

Harry opowiedział mi i Ronowi całą historię o tym, co usłyszał, gdy był w skrzydle szpitalnym. Ktoś inny został spetryfikowany i codziennie stawałam się coraz bardziej nerwowa i przestraszona, że następnym celem będę ja.

- Znowu? To znaczy, że ktoś już ją kiedyś otworzył? - spytałam, gdy zaczęłam wsypywać składniki na eliksir wielosokowy.
- No jasne. Nie chwytasz? Lucjusz Malfoy otwierał ją, gdy tu przesiadywał i nauczył Draco... albo Aurorę, jak to robić.
Posłałam mu dziwne spojrzenie, ale... on może mieć rację. Nikt nie wie, co ona robiła, gdy była w Dworze Malfoyów, albo kiedy razem opuścili ulicę Pokątną. Westchnęłam.
- Możliwe. Ale żeby się upewnić potrzebny jest eliksir. - powiedziałam, wsypując trochę składników do eliksiru.

- Oświeć mnie. - powiedział Ron.
Cicho parsknęłam. Z jakiegoś powodu, naprawdę dzisiaj grał mi na nerwach.
- Czemu warzymy eliksir w środku dnia, i to w toalecie dziewczyn? Co będzie, jak nas nakryją?

Wydrwiłam go i zaśmiałam się.
- Skąd. Nikt tutaj nie wchodzi.
Ron miał jakiś dziwny, zmieszany wyraz twarzy. Och i zmarszczone brwi.
- Jak to?
Odpowiedziałam tylko dwoma słowami,
- Przez Martę.
Ron wyglądał na jeszcze bardziej zmieszanego. Szczerze, myślę, że to zaczyna być jego codziennym wyrazem twarzy, bo ostatnio coraz częściej jest zmieszany.
- Kogo?
Zobaczyłam, że za Ronem duch wyłonił się ze swojej kabiny.
- Jęczącą Martę - powtórzyłam.

- Kim jest ta Marta? - spytał Ron.
Od razu duch nachylił się nad Ronem, mówiąc głośno.
- Ja jestem Marta.
Wtedy odleciała i westchnęła. No i mamy. Jeszcze więcej nadmiernie dramatycznych rzeczy.
- Nie dziwię się, że nie słyszałeś o mnie. Kto by chciał opowiadać o brzydkiej, nieszczęśliwej, płaczącej Jęczącej Marcie?
W ciszy przewróciłam oczami, gdy ona zaczęła lekko szlochać. Och na miłość boską. Wtedy zaczęła krzyczeć, po czym odleciała z powrotem do swojej kabiny i do toalety. Skrzywiłam się i powiedziałam,
- Jest nieco drażliwa.
Wszyscy wiemy, że to kłamstwo.

Perspektywa Aurory:

Zostaliśmy zebrani w pokoju pojedynków. Byłam w stanie usłyszeć wszystkie zmieszane głosy uczniów, rozmawiających wokół mnie. Nawet ja byłam zmieszana, bo dlaczego w ogóle tu jesteśmy? Zostałam ustawiona między Milicentą, a Malfoyem. Pansy była po naszej drugiej stronie, patrząc na mnie. Westchnęłam, a Milicenta mnie szturchnęła.
- Myślałaś już o tym?
- Tak i szczerze, nie mylisz się. - wyszeptałam i na nią spojrzałam - Są tu uczucia, ale proszę, nie mów nikomu. Nawet Pansy, bo oszaleje.
- Nie pisnę ani słowa - pokiwała głową - Obiecuję.
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu i rozejrzałam się wokół.

- Dlaczego tu w ogóle jesteśmy?
- Kogo to obchodzi? - spytał Malfoy i zerknął na mnie - Mamy się pojedynkować. Mam nadzieję, że będę mógł się zmierzyć z Potterem. - uśmiechnął się.
Przewróciłam na niego oczami i zobaczyłam Lockharta, wchodzącego na długi podest i zaczynającego mówić. Boże, nienawidziłam jego głosu. Sprawiał, że się krzywię i czuję niekomfortowo.
- Bliżej proszę. Proszę bliżej. Czy wszyscy mnie widzą? Czy wszyscy słyszą? - powiedział, widocznie kochając dźwięk własnego głosu. Odwrócił się, twarzą do nas - W związku z serią wypadków z ostatnich tygodni profesor Dumbledore udzielił mi zgody na założenie małego klubu pojedynków.
Wtedy się uśmiechnęłam. A dokładniej, uśmiechnęłam się na trio, stojące po drugiej stronie.
- Bym was nauczył, jak w razie zagrożenia należy się bronić.
Zablokowałam resztę jego wypowiedzi, ponownie odlatując w zamyśleniu.

Zostałam znów szturchnięta i przywrócona do świata wokół mnie i zobaczyłam na podeście Snape'a.
- Raz. Dwa. Trzy. - usłyszałam Lockharta.
- Expelliarmus! - powiedział Snape.
Po machnięciu różdżką, wystrzelił z niej snop światła, uderzając Lockharta i sprawiając, że trochę odleciał. Parsknęłam, po chwili wyjąc ze śmiechu.
- Czy on z tego wyjdzie? - spytała moja siostra.
- Kogo to obchodzi? - zawołałam do niej.
Zobaczyłam jej groźne spojrzenie i puściłam jej oczko.

- Doprawdy świetnie, że im pan to zademonstrował. - powiedział Lockhart. Jęknęłam. Oczywiście teraz będzie kłamał i powie, że wiedział, co się stanie - Ale niech pan, profesorze, można było przewidzieć, co pan zamierza uczynić i gdybym tylko zechciał, nie dopuściłbym do ataku.

- Co za żałosny nauczyciel. Prawie jak większość tych uczniów - wymamrotałam pod nosem.
Malfoy prychnął i spojrzał na mnie. Też na niego spojrzałam i wydawało się, jakbyśmy patrzyli na siebie bardzo długo. Głos Snape'a popsuł ten moment.
- Może byłoby lepiej zapoznać naszych uczniów z metodą zasłony przed zaklęciami?

Lockhart przez chwilę milczał, po czym odpowiedział.
- To doskonały pomysł, profesorze. - wtedy obrócił się, patrząc na nas wszystkich - Ktoś na ochotnika? Może, Potter, Weasley na podest.

- Różdżka Weasleya sieje zniszczenie nawet przy prostych zaklęciach - powiedział Snape dosadnie - Jeszcze wyśle Pottera połamanego do szpitala. Czy może przyjść osoba, którą ja wyznaczę?
Potter wszedł na podest, a ja natychmiast chwyciłam rękę Malfoya, podnosząc ją do góry. Nie wyglądało na to, żeby miał coś przeciwko. Po prostu się uśmiechnął. Zobaczyłam, że mojej siostrze i Ronowi opadły szczęki, gdy to zobaczyły.
- Malfoy, choćby? - spytał Snape, nawet nie zerkając.
- Idealnie - szepnęłam i wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.

Wtedy wskazał na Malfoya, gestykulując do niego, żeby wszedł na podest. Malfoy, zobowiązany rozkazowi bez wahania wdrapał się tam, a ja się uśmiechnęłam. Teraz zaczyna się robić kompletnie fantastycznie. Zaklaskałam w ekscytacji, gdy do siebie podchodzili, patrząc na siebie nawzajem. Napięcie w pokoju rosło i złapałam Milicentę, podekscytowana.
- Strach obleciał? - spytał Malfoy, nadal mając ten chytry uśmieszek, który lubiłam, gdy był przyklejony do jego twarzy.
- Chciałbyś - odgryzł się Harry.

Obydwoje stanęli na końcach podestu.
- Au! Trzymasz mnie za mocno!
Poluzowałam uścisk na Milicencie.
- Przepraszam - szepnęłam - Jestem podekscytowana.

Wyciszyłam cokolwiek mówił Lockhart, bo byłam zbyt zajęta skupianiem się na Malfoyu. Wreszcie rzucili zaklęcia.
- Everte Statum! - zawołał Malfoy, machając różdżką.
Wyleciał z niej czerwony promień, sprawiający, że Harry odleciał do tyłu, jak Lockhart. Wybuchnęłam śmiechem, a Malfoy na mnie spojrzał i mrugnął. Poczułam ciepło przypływające do moich policzków, ale miałam wrażenie, że nie to miał na myśli. On zawsze lubił się popisywać.
- Rictumsempra!
Wtedy Malfoy odleciał, lądując trochę gwałtowniej niż Harry, więc się skrzywiłam, a moje oczy zmieniły się na czerwone i poczułam delikatną bańkę gniewu. Udało mi się to opanować i zmienić moje oczy z powrotem.

Snape właściwie podniósł Malfoya i popchnął go do przodu.
- Serpensortia! - warknął Draco.
Od razu z jego różdżki wyleciał wąż, lądując na podeście. Syknął i zaczął pełznąć do Harry'ego.

Patrzyłam na węża, wyciszając w głowie głosy nauczycieli. Zobaczyłam, jak Harry otwiera usta i mówi w innym języku, ale z jakiegoś powodu bardzo dobrze wiedziałam, co to było. Oczy mi rozbłysły i przerwałam Harry'emu, gdy wąż pełznął w stronę krukona. Wyłączyłam się i również zaczęłam mówić w tym języku. Wąż wtedy spojrzał na mnie, a po chwili na Harry'ego. Poczułam na sobie teraz wszystkie oczy, gdy wąż syknął i znów ruszył w stronę Harry'ego. Harry powiedział mu, żeby sobie odpuścił, ale dlatego, że jestem w Slytherinie, wąż wolał słuchać mnie niż jego.
- Vipera Evanesca - usłyszałam natychmiast.
Wąż w zasadzie się rozpadł. Harry spiorunował mnie wzrokiem, a ten krukon spojrzał na nas obu.
- W co wy pogrywacie?
Zmarszczyłam brwi i wzruszyłam ramionami. Lockhart i Snape popatrzyli pomiędzy nami.

Moje oczy delikatnie się rozszerzyły. To było do przewidzenia, że lekcja się teraz skończyła.

Dlaczego u licha umiałam to zrobić?

Przeciwna Granger (Rok 2)Where stories live. Discover now