Rozdział 20 - "Idźcie Za Pająkami"

24 2 0
                                    

Perspektywa Aurory:

- Pomóc nam? - zawołał Ron, a jego brwi się uniosły.
Skrzyżowałam ramiona.
- Jesteś głuchy?
Ron patrzył gniewnie. Harry na nas spojrzał.
- Skończcie. Dobrze, pomóż nam.
Wtedy głęboko się zamyślił, a ja go obserwowałam.
- Szliśmy do Hagrida.

Pokiwałam głową.
- No to chodźmy do Hagrida.
- Nie podoba mi się pomysł, że z nami idziesz - Ron się skrzywił.
- Pogódź się z tym - powiedziałam i też się skrzywiłam.
Szczerze, zgodziłabym się na wszystko, żeby ominąć sen. Nawet jeśli było tym pomaganie tym dziwakom.

Znowu.

Obydwaj weszli pod Pelerynę Niewidkę i zrobili dla mnie miejsce. Zawahałam się, ale weszłam. Byłam pomiędzy chłopakami, gdy szliśmy do Hagrida.
- Auć! Ron, stanąłeś mi na stopie! - syknęłam.
Spiorunował mnie wzrokiem.
- Kłamałbym, gdybym powiedział, że mi przykro.
Tylko prychnęłam.

Dotarliśmy do Hagrida i zapukaliśmy do drzwi. Przygryzłam wargę, czując niepokój. Otworzył drzwi delikatnym kopniakiem.
- Hej?
Miał w dłoni kuszę, na co z trudem złapałam oddech. Obydwaj chłopcy szturchnęli mnie łokciami, a ja im oddałam.
- Kto tu jest?
Harry zrzucił pelerynę, a Ron się rozpromienił.
- Po co ci to?
Zmarszczyłam brwi i patrzyłam na kuszę.
- Właśnie, Hagrid. Po co ci to?

Był zaskoczony widząc Harry'ego i Rona ze mną.
- Aurora, nie spodziewałem się ciebie...
- Po co ci ta kusza? - przerwałam mu.
Tym razem spuścił wzrok na broń.
- A po nic, tylko spodziewałem się... no nieważne. Wchodźcie, dam wam herbaty.

Byliśmy teraz w środku małej chatki i obserwowałam, jak nalewa herbatę. Trząsł się, a ja zmarszczyłam brwi, gdy zrobiło mi się go żal. Sprawił, że herbata w filiżankach się przelewała, a ja patrzyłam, jak brązowy płyn z nich wypływa.
- Hagrid... wszystko gra? - spytał Harry.
Podeszłam i łagodnie wzięłam od niego czajnik.
- Proszę, powiedz nam, co jest nie tak. - powiedziałam.
- Jasne, no pewnie.

Nie byłam przekonana. Coś go gryzło...
- Słyszałeś o Hermionie? - spytał Harry.
- O tak, obiło mi się o uszy... - westchnął Hagrid, po czym na mnie spojrzał.
- Wszystko w porządku?
Wzruszyłam jednym ramieniem.
- Ech.
W głębi duszy byłam tym lekko zaniepokojona, ale nie pokazywałam tego.

- Słuchaj, muszę cię o coś spytać - powiedział Harry.
Zerknął na naszą dwójkę i lekko się wahał. Ron pokiwał głową, żeby nie przestawał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Czy wiesz, kto otworzył Komnatę Tajemnic? - spytał szybko, zanim mógł się rozmyślić.

Hagrid wtedy spojrzał na niego i wziął głęboki oddech. O nie. No i Harry to zrobił. Przygryzłam wargę.
- Powinniście wiedzieć tylko, że... - przerwało mu pukanie do drzwi. - Jazda, pod pelerynę! - szepnął do nas - I ani pary z ust, jasne?
Stanęliśmy przed starym kominkiem Hagrida i Ron owinął wokół nas pelerynę.

To był Dumbledore i... Knot. Oczy mi się rozszerzyły i lekko drżałam. Chłopcy prawdopodobnie to czuli i spojrzeli na mnie, lekko zmartwieni.
- Aurora? - szepnął Ron.
Syknęłam na niego, żeby był cicho.
- Złe wieści, Hagridzie. Bardzo złe wieści. Nie jest dobrze.
- Mieliśmy tyle przypadków spetryfikowania, że musieli przyjść do Hogwartu! - szepnęłam do nich.
Chłopcy pokiwali głowami, zgadzając się ze mną.
- Trzy ataki na dzieci mugoli, tego już za wiele. Ministerstwo musiało zareagować. Testy statusu krwi nie są wystarczające.
Spojrzałam na Hagrida. Czy oni myślą, że on to zrobił? Spojrzałam na niego przez pelerynę, współczująco. Biedna niezdara.

- No ale ja nigdy, panie psorze. - zawołał Hagrid do Dumbledore'a.
Przysłuchiwałam się całej tej scenie, a moje oczy się rozszerzyły, gdy wspomnieli o Azkabanie.
- O nie! - wyszeptałam.
Drzwi znów się otworzyły, a był to ojciec Malfoya.
- Już tutaj, Knot? Świetnie.
Zaczął podchodzić, a ja i chłopcy wycofaliśmy się.
- Uwierz mi, nie sprawia mi przyjemności przebywanie w tym... w tym domu.
Przełknęłam ślinę. Lucjusz nigdy mnie nie przerażał. Był dla mnie miły, a ja to doceniałam, ale teraz czułam strach, że zostaniemy złapani.

Następną rzeczą, którą zauważyłam było to, że Dumbledore dostał nakaz zawieszenia. co! nie! Ale zgodził się, żeby jednak usunąć się. Westchnęłam i patrzyłam z gniewem na sytuację przede mną.

- Jeśli ktoś w Hogwarcie będzie oczekiwał pomocy, zawsze ją znajdzie. U mnie. - wtedy zerknął w naszą stronę, unosząc brwi.
Zrobiłam wielkie oczy i zakryłam usta, myśląc, że oddycham zbyt głośno. Musiał wiedzieć od początku, że tu jesteśmy.

- Gdyby ktoś postanowił czegoś szukać, to najlepiej zrobi, jak pójdzie za pająkami. - powiedział Hagrid, zanim wyszedł.
Pająki? Wtedy zrzuciłam z nas pelerynę, ciężko oddychając. Zrobiło się tu o wiele za duszno.
- Bez Dumbledore'a będzie tragedia.
Pokręciłam głową, odeszłam i poklepałam Kła.
- Patrz! - uderzył nas obu i wskazał na pająki.
Podniosłam się i podeszłam do okna, patrząc na nie.
- Idźcie za pająkami... - wyrecytowałam - Musimy iść za pająkami!

Nasza trójka wyszła z chatki, a Kieł za nami. Patrzyliśmy na schodzące po ścianie pająki. Zaczęłam za nimi iść, a Harry załapując, co robię, zaczął też iść za mną. Ron nas dogonił.
- Naprawdę będziemy szli za pająkami? - spytał, a głos mu się trząsł.
- Tak. - warknęliśmy na niego, ja i Harry.

- Lezą do Zakazanego Lasu! - znowu się odezwał, robiąc się blady na twarzy i patrząc na nas z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
- Och weź się w garść, Wieprzlej! - warknęłam - Chcesz odpowiedzi czy nie?!
Ron westchnął i zaczęliśmy iść.
- Czemu pająki? - wymamrotał Ron - Dlaczego to nie mogą być motyle?
Przewróciłam oczami i zaczęłam iść szybciej do lasu. Prawie potknęłam się o jakieś, trudne do zauważenia, gałęzie. W końcu byłam sfrustrowana, gdy dwójka chłopców chichotała, a ja posłałam im groźne spojrzenie, sprawiając, że się zamknęli.

Gdy weszliśmy głębiej do lasu, słyszałam, że Ron oddychał głośniej i spojrzałam na niego.
- Nie mógłbyś oddychać trochę ciszej?
- Zamknij się - warknął na mnie.
Wtedy usłyszeliśmy głośny huk i wszyscy podskoczyliśmy.
- Coś dużego tam się rusza. Słuchajcie. To brzmi jak coś dużego.

- Dużego?! - zawołał Ron, a jego oczy się rozszerzyły i na jego twarzy pojawił się grymas.
Wtedy się rozjaśniło, a ja zakryłam oczy przed niespodziewanym atakiem światła.
- Harry! Harry, to nasz samochód! - powiedział Ron zdumionym tonem. - Musiał być tu przez cały czas! A las sprawił, że zdziczał.
Prychnęłam.
- Samochód zdziczał? Okej.
Przewróciłam oczami, przyjmując krzywe spojrzenia od Harry'ego i Rona.

Weszliśmy głębiej do lasu, nie chcąc zgubić szlaku. Wtedy Ron zaczął biadolić.
- Harry, nie podoba mi się tu... Ani trochę mi się nie podoba.

- Cicho! - ja i Harry warknęliśmy na niego.
Zobaczyłam pająki kierujące się w stronę dużej nory.
- Możemy już wrócić? - zaskomlał Ron.
Poczułam cienką strużkę sączącą się z mojego nosa. Więcej krwi.
- Cicho Ron i chodź!
Weszłam do nory za Harrym.
Zakryłam nos, tylko troszkę krwawił, ale poczułam się odrobinę słabo.

Nora była jak jeszcze jeden duży las, więc ja i Ron rozejrzeliśmy się z szeroko otwartymi oczami. Teraz poczułam się tak jak Ron. Przestraszona. Usłyszałam przed nami jakiś dźwięk i zmrużyłam oczy.
- Kto tu jest? - usłyszałam głos i przełknęłam ślinę.
- Bez paniki - szepnął do nas obu Harry.

- Hagrid? - odezwał się znów głos - Czy to ty?
Jeszcze raz przełknęłam ślinę z trudnością.
- Okej, Ron, już wiem jak się czujesz - jęknęłam.
- Przyjaciele Hagrida. - odpowiedział Harry.
Co to do licha jest?

Natychmiast ukazało się z osiem nóg, zanim "bestia" się ujawniła, patrząc na nas swoimi paciorkowatymi oczami.

Bardzo duży pająk.

Przeciwna Granger (Rok 2)Where stories live. Discover now