W sali treningowej dostałam atrapy mieczy, którymi walczyłam wcześniej. Były na nich jakieś znaki, nie wiedziałam po co one są, więc zapytałam Jace'a.
– Czemu są tu te znaki?
Podszedł do mnie i zabrał mi jeden z mieczy, pokazał mi jeden ze znaków.
– To specjalna runa. Dzięki niej nawet jak bym cię trafił, o tak – dotknął mojej nogi mieczem – tylko dużo mocniej, czujesz tylko dotknięcie. Dzięki tej runie nie poczujesz obrażenia, jakie mogłoby wystąpić po takim ciosie.
– Czyli nie poczuję bólu, jeśli dostanę z całej siły mieczem w udo?
– Dokładnie – poczochrał mnie i oddał broń.
Odszedł, by wybrać swoją, a ja zaczęłam wymachiwać mieczami. Kiedy przyzwyczaiłam się do ich wagi oraz kształtu, przestałam i usiadłam na podłodze. Pierwsi byli Izzy i Jace. On w tej grupie jest po to, by podnosić innych, to widać. Alec opierał się o meble, tak jak wczoraj, a ja siedziałam przy polu walki.
Izzy natarła na Aleca, a ten zaczął wykorzystywać moją technikę uników i bloków. Zaczęłam się jak porąbana uśmiechać. Izzy zmęczyła się po kilku minutach, a Alec to wykorzystał i uderzył mieczem w jej brzuch. Ta tylko odsunęła się i mruknęła coś.
– Kiedy zmieniłeś taktykę, Alec? Jest dziwna, ale dobra – spytał Jace, a wtedy przestałam się uśmiechać i wzięłam miecze.
– To jak Jace, teraz ty i ja?
– Prawdopodobnie masz zerowe wykształcenie z bronią, więc walczysz z Izzy.
I tu wszedł Alec.
– A pamiętasz jak nas uczyłeś? Właśnie nie żadna Izzy, tylko ty bierz miecz i do dzieła, możesz zwolnić tempo.
Alec uśmiechnął się cwanie, wiedząc, że właśnie wpakował mnie w totalne gówno. Poprawiłam sznurówkę buta i pasek na udzie u spodni, wyciągnęłam koszulkę i poprawiłam stanik. Wzięłam w ręce atrapy i stanęłam dumnie. Walka z Łowcą to nie to, na czym się uczyłam, ale może być równie ciekawie.
Jace ze śmiechem stanął przede mną i naszykował się do ataku.
Gdy ruszył ręką wiedziałam, że zaatakuje górą, tak więc zacznę popis. Lekko się rozpędził wymierzając w moją stronę rękę, ja robiąc obrót za niego uniknęłam ataku, naszykował się na następny.
Zaatakował znów górą, więc gdy był blisko, schyliłam się i uderzyłam go w udo. Ten zdziwiony znów się obrócił. Przyszła moja kolej. Obróciłam mieczami i natarłam na chłopaka. Prawo, lewo, schyl się, potem znów prawo, lewo.
Tym razem było słychać odbijane o siebie miecze z drewna. Jace z wielkiego uśmiechu i wolnego tempa przeszedł w skupienie. Zaczął poruszać się szybciej, ale nie tak jak ja. Kilka obrotów rozproszyło jego uwagę, więc uderzyłam go w ramie i podbrzusze. W pokoju było teraz czuć gniew, Jace natarł mocniej i szybciej. Zrobiłam jeszcze kilka uników i stanęłam za nim uderzając go mieczem w plecy. Dobrze, że tego tak nie czuć. Robiąc salto w tył stanął przede mną i zaatakował, zdecydowałam się na koniec walki. On nie ma słabych punktów, chyba że dezorientację.
Schyliłam się i uderzyłam w jego nogę, stanęłam za nim i wskoczyłam na jego barki, po czym złapałam za głowę i obróciłam nami o trzysta sześćdziesiąt stopni, co zaburzyło jego orientację. Odepchnęłam go robiąc fikołka i potem podcięłam mu nogi, upadł na ziemię. Gdybym robiła to w normalnym tempie, może by się obronił, ja jednak nieco wykorzystałam swój dar. Wzięłam jego miecz i przyłożyłam do środka pleców.
CZYTASZ
Angel
Fanfiction"(...)a dziewczyna ze znakiem gwiazdy zakończy wojnę między podziemiem, a niebem" 1/3 trylogia