Byłam w domu Magnusa. Bawiłam się jedną z jego fiolek, kiedy ktoś mi ją zabrał. Był to chłopiec o czarnych oczach. Byłam prawie pewna, że to Alec.
– Małym dziewczynką nie wolno się bawić eliksirami.
– A to niby czemu? – Spytałam i założyłam moje małe rączki na piersi.
– Możesz sobie zrobić krzywdę.
Dotknęłam jego ręki, która zaświeciła się po styku z moją. Poczułam mrowienie, a na całym ciele pojawiły się łuski.
– Jesteś czarownicą?
– Tato mówi, że jestem jak on.
– Twój tata jest czarownikiem?
– Wiem, że jest, widziałam u niego fioletowy dym z dłoni.
Chłopak uśmiechnął się i poczochrał mnie po włosach, wtedy obok pojawiła się mała Izzy w warkoczykach.
– Kto to jest?
– To czarownica, chyba córka Magnusa.
– Czarownicy mają dzieci?
– Najwyraźniej? Jak masz na imię, Kitty?
–Nie Kitty, tylko Lilia! – Krzyknęłam na niego i zabrałam fiolkę. – Swoją drogą, ta mikstura nie zrobi mi krzywdy, to wywar z ziół, jest lecznicza.
Wystawiłam mu język, a ten stanął bliżej i popatrzył na mnie z góry.
– Jesteś nieposłuszną małą dziewczynką.
– Ali zostaw ją, jest słodka. Skoro wie, co to, to znaczy, że chyba ojciec ją uczy.
Podeszłam do Izzy i ją przytuliłam, zaczęłam dotykać jej włosów.
– Ładna jesteś, chcesz być moją przyjaciółką?
Izzy uśmiechnęła się do mnie i przytuliła mocno.
– Ali, ja chcę, żeby to była moja parabatai.
– A co to? – Spytałam patrząc na nią.
– To taka magiczna więź między łowcami.
– A czy to znaczy, że będziemy mogły wyrzucić twojego złego brata przez okno?
Moje małe kitki zabłysły i zaczęły śmiesznie falować.
– Wypraszam sobie, jestem po dobrej stronie mocy, a Izzy to moja siostra i nie wyrażam zgody na to, by miała dziwną parabatai.
Wtedy zaczęłam się śmiać i stanęłam na kilku książkach, by być na równi z Aleciem.
– A ja sobie nie życzę, byś mnie przezywał łowco – dotknęłam go w nos, a ten się zaśmiał.
– Co ty zrobiłaś – mówił przez śmiech.
– Taka sztuczka.
Usiadłam przy nim, a Izzy mnie przytuliła. Wtedy do pokoju wszedł Magnus.
– Lilia?
- Tu jestem tato. Patrz, mam nowych przyjaciół! – Wstałam i pobiegłam do niego, przytulając się do jego nogi.
– Agnes, mamy problem.
W pokoju pojawiła się kobieta, z małą wersja Jace'a obok. Ten spytał kim jestem, a Magnus uderzył się ręką w twarz.
– Lilia skarbie, idź na górę i przynieś swoją kolekcję kamieni, a ja naszykuję herbaty.
Mała ja odbiegła, ale wizja ciągle trwała.
Magnus podchodził do dzieci i machał im ręką przed twarzą, by zapomniały o mnie. Nawet Agnes powiedziała, że to dla mojego dobra, a potem wyprowadził ich z pokoju. Gdy zeszłam z kamykami w pudełku, nie było nikogo.
– Tato, co zrobiłeś z tymi dziećmi?
– Lilia, nie możesz tego pamiętać.
Zaczął do mnie iść, moje włosy się zabłysły, a z oczu poleciało kilka łez.
– Nawet o tej dziewczynce?
– Nawet o dziewczynce.
Zaczęłam płakać, a po chwili Magnus machnął ręką i stałam znów spokojnie.
– Tato, czemu ja płakałam?
– Bo cię łaskotałem tak mocno, że zaczęłaś płakać ze śmiechu – złapał mnie na rączki i zaczął się kręcić ze mną. Krzyczałam i się śmiałam, wtedy wizja znikła.
Siedziałam przy chłopaku, a jedna łza spłynęła mi z policzka. Nawet wtedy uważałam, że Izzy jest ładna, a Alec jest niedobry.
Zobaczyłam, że blondyn na łóżku się poruszył i gwałtownie podniósł. Zamarłam w bezruchu. Jego szare oczy otworzyły się, a twarz wykrzywiła w ogromnym uśmiechu.
– Lilia! – Krzyknął, a ja jak poparzona zeskoczyłam z krzesła, przewracając się. Chłopak, jak torpeda, znalazł się obok mnie i pomógł mi wstać. Byłam z nim teraz oko w oko. Był cholernie do mnie podobny.
– Nic ci nie jest?
Nawet jego głos był podobny do mojego.
– Nie, kim jesteś?
– Jestem saty...
– Nie o to chodzi, ale skoro przy tym jesteśmy, jeśli chcesz być żywy to mów, że jesteś człowiekiem, ktoś cię skaleczył i nieprzytomnego zostawił, a gdy się obudziłeś byłeś już tu.
– Dobrze. Lilia, pamiętasz mnie? Może to mało realne, bo miałaś wtedy kilka minut, kiedy trzymałem cię na rękach. Jestem Louis Fairchild.
Zaświecił oczami i podał mi dłoń.
– Lilia Bane, nie mam ogólnego nazwiska, jednak wszędzie używam tego.
Powiedziałam jak w hipnozie, jego zapach stał się do zniesienia.
– Jak mnie znalazłeś?
– Wiele rzeczy pachnie tu tobą, widziałem cię kilka razy, ale nigdy nie miałem jak podejść.
– Lou, pamiętam twoje oczy, twój płacz, kiedy mój ojciec cię zabrał.
– Szesnaście lat temu, miałem wtedy cztery lata.
– Dlaczego jesteś tak podobny do mnie?
– Mamy urodę naszej matki, jedyne co nas wyróżnia to to, że mamy włosy po ojcach, oczywiście są różni. Twój ojciec to anioł, a mój był satyrem. Jednak włosy mieli te same, prócz małego dodatku.
Chłopak podszedł i mnie połaskotał, a włosy automatycznie zaświeciły się na biało.
– Właśnie tego. W rodzinie Fairchild każdy ma srebrne albo rude włosy – uśmiechnął się do mnie i przytulił.
– Fairchild to są nimfy i satyrowie?
– Nie, powiem ci streszczenie tego co się stało. Nasza praprapraprapra babka zakochała się w satyrze i pewnej nocy zniknęła zażywając specjalne nasiona, by mogła mieć z nim dzieci.
– Nasiona Lili...
– Właśnie te, ktoś cię uczył?
– Mój adopcyjny ojciec.
– Nieważne, tak czy siak, nie mogła już wrócić do Idrisu, czyli miasta...
– Światła.
– Wychowywała swoje dziecko, ukrywając się. Kolejna kobieta, naszego rodu, również miała dziecko z satyrem i tak przez kilka pokoleń, aż do naszej matki, która była już całkowicie czystą nimfą łąk. Zakochała się w pewnym satyrze, który spłodził mnie, a potem został zamordowany i dopiero po latach poznała anioła, jednak z początku myślała, że to człowiek. Pewnej nocy, na balu, zakochali się, potem na świat przyszłaś ty. Miałaś świecące włosy po tacie i złoto szaro niebieskie oczy. Niebieski to był twój własny kolor. Przyszłaś na świat w zaćmieniu księżyca, w górach otoczonych lasami, na środku jeziora, a matka na cześć kwiatu, który kiedyś już raz odmienił los Fairchild nadała ci imię, Lilia.
– Czyli jeśli dobrze rozumiem, przez pewną kobietę w naszej rodzinie, przestaliśmy być łowcami i zaczęły się rodzić nimfy i satyrowie?
– Tak. I ważny dodatek, nasza babka, która to zapoczątkowała, miała brata, czyli zasadniczo my jesteśmy odłamem rodziny i reszta nadal jest łowcami. Przynajmniej była, dopóki Jocelyn nie zniknęła z powierzchni ziemi, razem z dziećmi, które spłonęły przez jej męża, którego imienia nie pamiętam.
Złapałam się za głowę.
– Na anioła i mojego ojca, co się dzieje?
Louis, który najwyraźniej jest moim bratem, przytulił mnie i zaczął głaskać po plecach.
– Dobra, koniec czułości – odsunęłam się od niego. – Nie mów im, że jesteś Fairchild, tylko że jesteś Louis, nic więcej. Ja idę po kogoś, kto ogarnie to wszytko, bo ja nie mam do tego głowy.
Wyszłam z pokoju i poszłam po osobę, która będzie wiedziała co zrobić.
– Izzy, nie rób jej tego, jest za młoda, by zrozumieć, dlaczego tak zrobiłaś.
– Ale skoro sprawia jej to przyjemność, to dlaczego mam tego nie robić?
– Bo to nieodpowiednie, nie ucz się ode mnie, Izzy Lightwood.
Wtedy Jace się obrócił i zobaczył mnie. Weszłam do pokoju.
– Izzy? – Spytałam, a ta tylko zakryła dłońmi twarz.
– Przepraszam, myślałam, że tak będzie lepiej dla ciebie, bo mi to i tak nie przeszkadzało.
Podeszłam do niej i ją przytuliłam.
– Nie szkodzi, wiesz co, chcę byś sobie coś przypomniała. Spójrz w moje oczy – uniosła głowę, a wtedy moja skóra pokryła się łuskami. – Przypomnij sobie dzień, kilkanaście lat temu, gdy miałaś sześć lat i byłaś w domu Magnusa Bane. Przypomnij sobie to, co zobaczyłaś.
Jej oczy powoli się zamknęły, po chwili je otworzyła i spojrzała na mnie, z wielkim uśmiechem pocałowała mnie w czoło.
– Czy nadal jest aktualna ma propozycja?
Wtedy Jace podszedł do nas i spytał o co chodzi, a ja szybko mu opowiedziałam, co było kiedyś. Chłopak, jakby doznał olśnienia, uśmiechnął się w naszą stronę.
– Mogę prosić teraz o pomoc kogoś ogarniętego? Nasz pacjent się obudził.
Powiedziałam, a oni zesztywnieli.
– Ja będę pierwszy! – Krzyknął Jace, a Izzy zaczęła biec. Ja spokojnie ruszyłam korytarzami. Weszłam do tamtego pokoju ostatnia. Louis był przepytywany przez Izzy, a Jace zapisywał. Wtedy zobaczyłam, że blondyn bawi się pierścionkiem mojej matki.
– Louis, mogę ten pierścień? On należał do mamy.
–Wiem Lilia, oni wiedzą, że jesteśmy...?
- Tak, parę dni po pełni, nie pocałowałam żadnego chłopca i dostałam gorączki. Powiesz mi, co to za pierścień? Przez niego przypomniałam sobie kilka sytuacji.
– Więc tak, to jest pierścionek zaręczynowy, zrobiony przez ojca, twojego ojca, miał jakby przypominać o tym co jest prawie zapomniane. Cząstka mocy ojca jest w tym, możesz przypomnieć sobie dowolną sytuację, której nie pamiętasz. Przyniosłem go tu razem z pamiętnikiem matki, którego nie mogłem otworzyć, bo tylko ty to będziesz umieć, ale nie istotne, bo i tak miałem ci go dać razem z pierścieniem.
Uśmiechnął się do mnie po czym podszedł i nałożył na mój palec pierścionek. Jace zaczął coś mamrotać, a Izzy skończyła „raport".
Podeszłam do okna i wzięłam pamiętnik.
– Izzy? Czy on może tu zostać?
– Tak, moja mama mówi, że przydadzą się każde nowe ręce, a skoro jeszcze żyje po runie i nie ześwirował, to jeśli chce może zostać.
Uśmiechnęłam się i złapałam za rękę Louisa.
– Mamy wolny pokój naprzeciwko twojego, nic tam w zasadzie nie ma, ale może tam się zagospodarować, zaprowadź go, by nie musiał spać w bibliotece jak ty.
Zabrałam chłopaka, który posłusznie za mną szedł, a jego oczy po zetknięciu się z moim, błyskały.
– Lou, musisz opanować te rozbłyski oczu.
– Przepraszam, czasem nie umiem.
– Dobra, z tego, co czytałam to satyrowie też mają swoje środowiska, najczęściej góry, łąki, lasy, rzadko woda, jaką ty masz?
– Jestem satyrem łąk, a ty nimfą wodną?
– Przyrody, każde środowisko mnie uspokaja, ale to tylko dlatego, że przeważa u mnie anielska krew, jestem po prostu inna.
– Nie szkodzi, jesteś moją siostrą.
Odwróciłam się tak, że na mnie wpadł, mój naszyjnik nagle się rozświetlił.
– Nie nazywaj mnie tak – warknęłam na niego, a ten zadrżał.
– Masz naszyjnik babci, on też, gdy się złościła, świecił, wtedy traciła kontrolę i mogła kogoś skrzywdzić.
– Co?
- Naszyjnik, zwiastuje niebezpieczeństwo, demony, reaguje na złość właściciela, kolejna pamiątka rodzinna.
Naszyjnik zgasł, a ja weszłam do windy, z której wyszedł Alec.
Gdy zrozumiał, że mnie minął, wrócił się na piętach i wszedł znów do widny.
– Gdzie zabierasz blondyna? – Spojrzał na chłopaka swojego wzrostu, który wyraźnie nie był zachwycony jego obecnością.
–Izzy stwierdziła, że to Nocny Łowca, przeżył runę więc prowadzę go do pokoju. Louis to Alec, brat tamtej dziewczyny, Alec to Louis, mój brat.
– Twój brat?
Blondyn stracił panowanie i położył na chłopaku rękę, mocno ściskając. Alec jęknął, a oczy brata zabłysły, wtedy do mnie dotarło, że robi mu krzywdę. Chciałam ich odsunąć od siebie, a kiedy winda się otworzyła Lou puścił Aleca i wyszedł, a czarnowłosy opadł prosto w moje ręce.
– Louis! Tak nie wolno!
– Dobrze jest Kitty, dał mi swoje wspomnienia o tobie, trochę bolesne, że tak mnie mocno złapał, ale żyje.
Podniosłam jego głowę.
– Mógł ci zrobić krzywdę.
– Mógł, ale teraz wiem, że prędzej popełni samobójstwo, niż znów cię straci.
Blondyn był dużo dalej, a Alec patrzył mi w oczy.
– Czemu opiekujesz się mną?
– Mimo że powinienem cię zabić, bo jesteś nimfą? I, mimo że irytujesz mnie okropnie, chronię cię i chodzę z tobą po twojego kolegę? Opiekuję się tobą, bo Jace i Izzy cię lubią, a poza tym skoro nimfy chroniły kielich, to ty możesz gdzieś w głębi wiedzieć, gdzie jest.
Nie wiem, dlaczego, ale poczułam, jak jego słowa mnie miażdżą, kopnęłam go w krocze i kliknęłam najniższe piętro po czym wyszłam z windy, a on jęczał z bólu.
– Gdzie twój głupi kolega?
– Pojechał do Nibylandii – mruknęłam i otworzyłam pokój naprzeciwko mojego.
– Twój pokój, mój jest naprzeciwko – odwróciłam się z zamiarem odejścia.
– Lilia... – złapał mnie za rękę.
– Tak?
– Widzę twoją zdruzgotaną aurę, jeśli coś się dzieje, powiedz mi, wiem, że mnie nie znasz, ale ja ciebie tak. Swoją drogą, jesteś podobna do mamy.
Powiedział i zniknął w pokoju. Ruszyłam do siebie, a tam rzuciłam się na łóżko.
Spojrzałam na pamiętnik, miał skórzaną okładkę i tę gwiazdę wysadzaną diamentami.
Przyłożyłam do niej dłoń, a ta zabłysła. Chwilę potem wyleciała z niej jakaś kartka.
Postanowiłam to zignorować, zabrałam dłoń, a pamiętnik zakluczył się ponownie.
- rozdział poprawiony przez: opsididitagainx/vcrayonsv
CZYTASZ
Angel
Fanfiction"(...)a dziewczyna ze znakiem gwiazdy zakończy wojnę między podziemiem, a niebem" 1/3 trylogia