Mecz między Slytherinem a Gryffindorem odbył się pod koniec kwietnia i było to najbardziej stresujące wydarzenie w całym dotychczasowym życiu Regulusa.
Latał powoli między graczami i pętlami, wypatrując znicza i usilnie próbując oprzeć się pokusie spojrzenia na Syriusza.
W momencie, gdy obie drużyny spotkały się na boisku, cała pewność siebie opuściła Regulusa.
Wcześniej tak bardzo chciał pokonać Gryfonów. Chciał pokazać bratu, że był lepszy od Pottera, Lupina i Pettigrew. Chciał pokazać, że Syriusz wciąż miał szansę, by przywrócić wszystko do porządku.
Ale potem, gdy wznieśli się nad ziemię, chciał jedynie, by mecz już się zakończył.
Czuł się źle. Nie potrafił skupić się na grze, nie docierały do niego wrzaski kapitana, jego głowa bolała, płuca paliły z każdym wdechem, a oczy piekły. Ręce, zaciśnięte na trzonku miotły, drżały i Regulus nie mógł ich uspokoić.
Jego wzrok bezwiednie powędrował na boisko, gdzie stała skrzynia, w której na co dzień schowane były piłki do Quidditcha.
Ktoś tam stał, przyglądając się Regulusowi.
To był on sam.
Bledszy i jakby półprzezroczysty, ale to był on.
Ubrany w ciemne spodnie i białą koszulę, jak Regulus zwykł ubierać się w czasie wolnym, z dłońmi schowanymi w kieszeniach spodni.
Wyjął jedną z rąk i pomachał powoli do szukającego Ślizgonów, uśmiechając się cynicznie. Regulus zamarł. Zamrugał kilkakrotnie i drugi on zniknął.
-Black, co ty wyrabiasz?!-wydarł się Flint.- Goń za zniczem!To otrzewiło czarnowłosego chłopaka.
Poderwał miotłę i poleciał za szukającym Gryfonów, który również dostrzegł złotego znicza. Regulus szybko dogonił przeciwnika, a nawet go wyprzedził i wyciągnął dłoń, by złapać złotą piłeczkę.
Leciał wyżej.
Coraz wyżej.
Już miał znicz.
Opuszki jego palców musnęły złotą kulkę.
Już ją miał.
Już prawie...
Pojawiła się czerń. Z początku mała, ale z każdą chwilą robiła się coraz większa.
Zbliżała się.
Regulus nie mógł oderwać od niej wzroku.
Czerń zaczęła przybierać konkretny kształt.
Kształt człowieka.
Regulus widział twarzy.
Jego twarz.
DAJ MI TO!
Czerń rozproszyła się, a Regulus poczuł się dziwnie ciężki. Trzonek miotły wyślizgnął się z jego dłoni i poleciał w dół, razem ze swoim właścicielem.
Regulus spadał.
Powietrze uderzało w jego plecy, a miotła była poza zasięgiem jego ręki.
Słyszał krzyki. Widział wykrzywionął w strachu twarz Pottera.
Gryfon ruszył za nim, wyciągając do niego dłoń, krzycząc coś do niego. Ręka Regulusa uniosła się bezwiednie w kierunku ręki ścigającego Domu Lwa.
Usłyszał kolejny krzyk. Krzyk Syriusza.
Potem do jego uszu dotarł donośny głos Dumbledore'a i stracił przytomność.
CZYTASZ
R.A.B- Little King
FanfictionAnglia, rok 1972. Młody Regulus Black, członek szlachetnego rodu Black rozpoczął naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, niemal od razu zwracając na siebie uwagę swoim talentem i umiejętnościami, rozpoczynając tym samym historię Małego Kr...