Rozdział 17

455 33 14
                                    

Hej ho! Jest tu ktoś? Jak tam żywot mija? :)

*

Pani Heilen nie nawrzeszczała na dwójkę grupkę Gryfonów za zakłócanie spokoju w Skrzydle Szpitalnym tylko dlatego, że wiedziała, jak ważna dla Domu Lwa jest przyjaźń.

Profesor McGonagall również nie skomentowała tego "aktu huńctwoctwa", a jedynie zacisnęła wargi w cienką kreskę i splotła palce.

Syriusz uśmiechnął się blado na widok przyjaciół, a James nie zaczął skakać po łóżku z radości na widok Lily tylko dlatego, że wciąż czuł się słabo.

-Co tam się stało?-spytał Remus, przeskakując wzrokiem z przyjaciół na opiekunkę domu i spowrotem.

Uśmiech zniknął z twarzy Syriusza.
-To był Regulus-odpowiedział za niego James.- Zrobił nam coś dziwnego. Jakby wyssał z nas całą energię i...

-To nie był on-wtrącił się Syriusz.- Wyglądał, jak Reg, ale to nie był on.
-Panie Black...

-To nie był on!-Syriusz podniósł się gwałtownie, aż zakręciło mu się w głowie.

Remus od razu pojawił się przy nim i pomógł mu ułożyć się na poduszkach.

McGonagall nic nie powiedziała, ale coś jej podpowiadało, że sprawa dotyczy czegoś poważniejszego.

*

Dumbledore wciąż wyglądał na spokojnego, chociaż wewnątrz szalał w nim gniew.

Anima okazał się o wiele silniejszy, niż dyrektor myślał.

Nie był tak silny, jak Grindelwald, albo nawet Tom Riddle, jednak miał na tyle mocy, by z łatwością poradzić sobie z profesorem Flitwickiem, jak z dzieckiem.

Albusowi łatwiej by było, gdyby
w sali byli jedynie on i Anima, a w tej sytuacji, oprócz unieszkodliwienia Animy, musiał jeszcze uważać, by nieprzytomny Filius nie odniósł żadnych ran.

Anima czuł się świetnie. Dodatkowa porcja energii magicznej, wyssanej
z nieprzytomnego nauczyciela zaklęć, okazała się bardzo użyteczna w krótkiej potyczce z dyrektorem szkoły.

Dyrektor nie miał nieskończonych pokładów mocy i w końcu osiągnie swój limit, natomiast Anima mógł
w każdej chwili odnowić swoje siły kosztem nauczyciela, lub swojego żywiciela.

-Gdzie jest Regulus Black?-spytał powoli Dumbledore.

Anima nie odpowiedział. Wziął szeroki zamach i już miał cisnąć klątwę, kiedy znowu coś uderzyło w niego wewnątrz.

Zamarł z szeroko otwartymi oczami
i ustami, próbując złapać oddech.

Dumbledore bezwiednie opuścił różdżkę, przyglądając się nastolatkowi ze zdziwieniem.

Anima w końcu się ruszył. Powoli opuścił ręce, biorąc głębokie wdechy. Po skroni spłynęła mu kropla potu.
-Cholerny bachor-warknął.- Pozbędę się go, gdy skończę z tobą, starcze.

Rzucił pierwszą klątwę.

*

Jego ciałem wstrząsnął dreszcz, który zostawił po sobie nieprzyjemne, ale na szczęście tylko chwilowe mrowienie. Wstrząs odrobinę go wybudził, wyrywając z otępienia, w którym trwał do tej pory. Powoli przechylił głowę na drugą stronę i rozchylił suche wargi, łapiąc w płuca powietrze.

Pomieszczenie miało znajomy zapach, ale chłopak nie mógł sobie przypomnieć, skąd znał tę woń.

Powoli zacisnął palce i usta, podkulił nogi i, opierając się do chropowatą ścianę za nim, powoli się podniósł. Jego nogi drżały, ale dzielnie utrzymywały ciężar ciała chłopaka. Jego koszulka była mokra od potu i...

Nic nie widział.

Ogarnęła go panika.

W pomieszczeniu, w którym go zamknięto, było ciemno, czy rzeczywiście stracił wzrok?

Nie, nie mógł oślepnąć. Niby w jaki sposób?

Przełknął ślinę. Przeszedł kilka kroków, powoli i ostrożnie stawiając stopy, podpierając się obiema rękoma ścianę po swojej prawej stronie.

Jeden krok.

Drugi.

Trzeci.

Upadł. Jego nogi ugięły się pod nim i ciało uderzyło boleśnie o zimny beton. Pot spływał mu po plecach i twarzy. Łapał ciężko powietrze w płuca.

Wokół siebie nie słyszał nic.

Rozpłakał się.

R.A.B- Little KingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz