Rozdział 18

435 34 11
                                    

Dym wreszcie opadł i Dumbledore odsłonił twarzy, machając przed sobą wolną ręką, by odgonić jasnoszarą zasłonę i zwiększyć zasięg swojego pola widzenia. Rozejrzał się po sali.
Anima zniknął.

Dyrektor zacisnął palce na różdżce, przygrywając dolną wargę. Wysłał patronusa do pani Heilen i przykucnął przy przytomniejącym już Filiusie.

*

Trzasnął za sobą ciężkimi drzwiami i szybkim krokiem przeszedł na środek sali, dysząc ciężko.
-Nie obchodzi mnie, czy zdechniesz, czy uda ci się jakimś cudem przeżyć. Zabiorę wszystko, co ci zostało- warknął, pochylając się i łapiąc leżącego na podłodze Regulusa za mokrą koszulę i podnosząc go znad ziemi.

Powieki Ślizgona uchyliły się odrobinę, a usta rozciągnęły w zmęczony, cyniczny uśmiech.
-Dumbledore nie jest taki głupi-powiedział cichym, zachrypniętym głosem.- Może jest stary, ale nie słaby. Przeceniłeś swoje i moje możliwości. Przegrasz.

Anima zaklął siarczyście. Teraz irytował go nie tylko dyrektor, który okazał się niezwykle silny- swoją mocą dorównywał pewnie założycielom- gniew Animy podsycał teraz Regulus.

Regulus, którym powinien zdychać i błagać o szybką śmierć. Ten blady, spocony i wyczerpany bachor, który uśmiechał się cynicznie i patrzył na swojego sobowtóra z pogardą spod przymrużonych, przekrwionych oczu, które szkliły się w gorączce.

Ten bachor, który nie miał sił, żeby chociaż ruszyć palcem. Ślizgon, którego złamana różdżka leżała na wyciągnięcie jego ręki. To nie powinno tak być.

Anima krzyknął krótko i zacisnął palce na szczęce Blacka, wysysając z niego niemal całą moc magiczną, którą chłopcu została.

Regulus drgnął i rozchylił szerzej usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył. Anima puścił ledwo przytomnego żywiciela, przez co ten upadł na ziemię, uderzając potylicą o beton.

Regulus zaśmiał się, przekręcając głowę na drugi bok. Głowa, płuca i żebra go rozbolały, ale nie mógł powstrzymać rozbawienia.

Anima nie miał szans z Dumbledorem. Niedługo ktoś go zniszczy.

Wygląd Animy odrobinę się zmienił. Wciąż wyglądał, jak Regulus, ale jego rysy twarzy stały się odrobinę kobiece, a jego włosy nabrały lekkiego, brązowo- rudego odcienia.

Powoli zaczynał przybierać swój pierwotny wygląd.

*

Nauczyciele zostali powiadomieni o zniknięciu Regulusa i jego sobowtóra, który okazał się być magiczną istotą z czasów Założycieli i natychmiast zostały wszczęte poszukiwania młodego Ślizgona.

Popołudniowe zajęcia, a także mecz Quidditcha zostały odwołane, a uczniów skierowano prosto do Pokoi Wspólnych.

Oczywiście, Syriusz Black nie byłby sobą, gdyby posłuchał nakazu i grzecznie poszedł za prefektem.

Zaraz po obiedzie zaciągnął Jamesa i Remusa (Peter został, żeby dokończyć deser) za kolumnę.
-Nie będę siedział na tyłku, jak McGonagall każe, kiedy mój brat jest nie-wiadomo-gdzie-powiedział przez zaciśnięte zęby- pomóżcie mi go poszukać.

James bez słowa się zgodził, ale na twarzy Remusa pojawiło się zwątpienie.
-Wiesz chociaż, gdzie mamy zacząć go szukać?-spytał.
Syriusz zacisnął zęby.
-Nie, ale...

-Ej, patrzcie-James wskazał na coś nad ramieniem Syriusza.
Huncwoci spojrzeli we wskazanym kierunku.

Po drugiej stronie korytarza pojawił się patronus w formie włochatego psa. Patronus był słaby i ledwo utrzymywał cielesną formę.

Remus powiedział coś, na co James odpowiedział, ale Syriusz ich nie słuchał. Zbliżył się do patronusa i wyciągnął rękę, a pies wystawił łeb, by dać się pogłaskać.

Zanim jednak dłoń Gryfona zetknęła się z mglistym pyskiem, patronus rozpłynął się. Syriusz zamrugał kilka razy, zwijając dłoń w pięść.

Remus położył dłoń na jego ramieniu.
-Łapo, ten patronus wyglądał, jak twoja animagiczna forma-powiedział.
James wytrzeszczył oczy. Syriusz przełknął ślinę.

-To patronus Rega.

R.A.B- Little KingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz