Tak więc... ognisty olbrzym. Piętnaście metrów wysokości. W ogniu. C a ł y w ogniu. Miał dwa miecze. Matt ledwie zdążył p o m y ś l e ć, zanim Jotunn zwrócił się w jego stronę. Powiedziałby, że patrzył na niego, ale musiałby najpierw dostrzec oczy. Za to najwyraźniej miał usta, które się otworzyły i dmuchnął... tia, ogniem.
Płomień wystrzelił w ich stronę, jak w filmie o bezpieczeństwie w czasie pożaru, który pokazywali w szkole. Matt miał dziwną potrzebę zatrzymania się, położenia i czołgania. Na szczęście płomień zatrzymał się, choć chłopak był pewien, że spalił mu połowę brwi. Potem Jotunn wydawał się rozszerzać, jakby nabierał powietrza, dodatkowo napełniając płuca, by napędzić płomień.
Matt chwycił się ramy okna wozu strażackiego. Była jeszcze gorąca, mimowolnie się skrzywił, ale wepchnął Baldwina do środka. Młodszy chłopak wgramolił się, a Matt za nim. Weszli dokładnie wtedy, kiedy wystrzeliły kolejne płomienie, liznęły okno i uderzyły o tarczę Matta, gdy ten się za nią schował. Ogień dosięgnął drewnianej tarczy tylko po to, by zamarzła kolczastą warstwą lodu. Jednak wciąż czuł żar ognia przebijający się przez kabinę ciężarówki. Nawet Baldwin jęknął.
– Po prostu wytrzymaj –powiedział Matt – Będzie...
Płomienie zgasły, najwyraźniej trwa to tak długo jak olbrzym robi wdech.
– Wszystko w porządku? –zapytał Matt skulony za tarczą.
– Jestem niezniszczalny, pamiętasz?
Prawda, ale Matt nie był pewien, czy to oznacza, że Baldwin będzie chroniony przed ogniem – czy też spali się i powróci do życia. Baldwin mógł uwielbiać przesuwać granice, ale Matt podejrzewał, że był to jeden z testów, który wolałby pominąć.
Kolejna fala ognia uderzyła w ciężarówkę. Tym razem, pomimo lodowej tarczy, pot spłynął po twarzy Matta. Popełnił błąd sięgając po coś, jego palce chwyciły gorący metal. Krzyknął i odskoczył.
– Gorąco tutaj, hę? –powiedział Baldwin. – Lepiej miejmy nadzieję, że ten duży koleś szybko się nudzi, ponieważ czuję się jak indyk w Dzień Dziękczynienia.
Kiedy Jotunn uderzył w ciężarówkę kolejnym podmuchem, Matt zrozumiał, co Jotunn chce zrobić – nieznośnie rozgrzać kabinę i wypłoszyć ich.
– Kieruj się w tę stronę –powiedział Matt, wskazując ręką na wybite okno od strony pasażera. – Musimy się stąd wydostać.
Wyleźli drugą stroną odwróconej ciężarówki . Kiedy zwisający wąż uderzył Matta, Baldwin szepnął:
– Szkoda, że te rzeczy nie działają, co?
Naprawdę szkoda. To mógłby być jedyny sposób na zatrzymanie Jotunna. Niestety, jeżeli w pobliżu nie było hydrantu, węże były bezużyteczne.
– Na mój znak, będziemy uciekać.
– Uciekać? Gdzie?
– W innym kierunku.
Baldwin zachichotał.
- Brzmi jak plan.
Przybrali sprinterską pozycję. Potem biegnąc, prawie wpadli w budynek. Za nimi Jotunn zaryczał, jakby zdał sobie sprawę, że stracił swoją zdobycz. Wtedy Matt zobaczył, że ich goni, płomienie zamigotały w dymie.
Szarpnął drzwi, Jatunn znów ryknął. Ogień trzasnął, a Matt przeklął swoje rozgrzane plecy, gdy szarpnął za klamkę. Drzwi były solidnie – bez szkła, które można rozbić.
Buchnęło ciepło i tym razem ogień naprawdę go musnął. Baldwin krzyknął ostrzegawczo i uderzył plecy Matta.
CZYTASZ
Kroniki Blackwell tom 3 "Węże Thora" - nieoficjalne tłumaczenie
FantasyTrzynastoletni Matt, Laurie i Fen dali radę zrobić coś prawie niemożliwego - zebrali resztę potomków Nordyckich Bogów i podołali epickim wyzwaniom. Natomiast przed nimi jeszcze najtrudniejsze zadanie: walka z potworami, które mogą doprowadzić do wyb...