Wigilijny poranek rozpoczął się od potężnej śnieżycy, która spowiła ulice Londynu. Devin zsunęła się z łóżka, ziewnęła i przeciągnęła się leniwie. Ubrała na siebie ciepły sweter i zimowe buty. Zbiegła na parter gospody, gdzie znajdowały się stoliki, bar i wielu zbłąkanych czarodziejów. Wśród nich dziewczyna dostrzegła rudą czuprynę, którą znała ze szkoły. Po chwili namysłu przybrała wesoły wyraz twarzy i gwiżdżąc pod nosem podeszła do stolika. Na przywitanie posłała chłopakowi szeroki uśmiech zmieszany z podejrzliwym wyrazem twarzy. W zamian dostała tylko grymas zdziwienia na piegowatej buzi rudego.
-Cześć Weasley!- rozbrzmiała dźwięcznym głosem.
-Williams?- odpowiedział przybierając jeszcze dziwniejszą minę.- Co ty tu...?
-Spędzam święta.- powiedziała entuzjastycznie.
-Sama?- zmarszczył czoło podejrzliwie.
-A ty?- przerwała przymykając oczy.- Gdzie Potter i Granger?
-Sam chciałbym wiedzieć.- mruknął pod nosem, a Devin uznała, że nie będzie dopytywać.- Myślałem, że wróciłaś do Hogwartu.
-Mam zadanie do wykonania.- ściszyła głos upewniając się, że nikt nie patrzy.- Z tego, co wiem to wy też mieliście.- zauważyła.
-Co musisz zrobić?- dopytywał dopijając napój z wąskiego kubka.
-Dostać się do Szkocji, znaleźć Nurmengard i dogadać się z dziadkiem.- wyliczyła szybko kończąc wypowiedź uśmieszkiem.
-Yhm...- mruknął udając, że jest to codzienność.
-Mam tylko problem. Kominki są strzeżone bardziej niż myślałam.- przyznała podpierając sobie czoło.
-Nie te prywatne.- palnął bez zastanowienia, a Devin błysnęły oczy od podekscytowania.- Nie, nie znam żadnego takiego.- skłamał widząc jej spojrzenie.
-Nie mogę się teleportować, a podróż publiczną siecią Fiuu to istna śmierć. To moje jedyne wyjście.- powiedziała błagalnym tonem.
-Mówię, że nie znam takiego!- zaprzeczył ponownie.
-Weasly nie umiesz kłamać.- przyznała wykrzywiając twarz w zdegustowany grymas.
-No dobra. Jest takie miejsce...- zatrzymał się i nachylił bliżej.- Nie tutaj, ściany mają uszy.- dodał obserwując otoczenie.
-Spakuj się i spotkamy się przed wejściem od strony Pokątnej.- szepnął wstając.- Ja muszę coś jeszcze załatwić.- dodał zanim zniknął za wejściem na magiczną ulicę.
Devin zjadła śniadanie i zapłaciła za pokój po czym ruszyła zabrać swoje rzeczy. Gdy już to zrobiła wyszła na zewnątrz pubu i stanęła tak, by nie zwracać na siebie uwagi. Czekała 10 minut, 15, 20, 30 a Weasley się nie zjawiał. Przechodziła z nogi na nogę nucąc nerwowo pod nosem. W końcu doszedł ją dziwny dźwięk rzucanych zaklęć dobiegający z głównej ulicy. Wychyliła się by zobaczyć jego źródło. Zauważyła 4 śmierciożerców ciągnących lekko zmasakrowanego rudzielca. Chłopak starał się szarpać, jednak marnie mu to wychodziło.
-Uciekaj!- krzyknął, gdy zauważył śmierciożerców za Devin.
Dziewczyna odwróciła się i chciała zacząć biec, lecz poplecznicy Czarnego Pana byli coraz bliżej. Czarodzieje dookoła popadli w panikę i zaczęli uciekać z ulicy. Wszyscy pochowali się w swoich domach, sklepach czy też gospodach. Williams podjęła szybko decyzję i rzuciła kilka niewerbalnych zaklęć w stronę śmierciożerców ciągnących Ron'a.
CZYTASZ
SIMILAR BUT DIFFERENT
FanfictionŚlizgońscy arystokraci czystej krwi i ich trudna droga do miłości. Devin Williams i Draco Malfoy. Podobni? A może różni?