Aslan?! cz.2

1.1K 42 4
                                    

- Witajcie najdroższe - rzekł wielki lew.

- Urosłeś - powiedziałam to w tym samym momencie co Łucja, na co się obie zaśmiałyśmy. 

- Kiedy wy rośniecie, rosnę i ja - odrzekł Aslan. 

- Aslanie, gdybyśmy wcześniej przyszły, to czy ci co zginęli, to by się nie zdarzyło? - zapytałam ze smutkiem. 

- Nigdy się nie dowiemy co mogło się wydarzyć, ale co zdarzy się wkrótce, co do tego nie ma wątpliwości - odpowiedział lew.

- Czyli  pomożesz nam? - zapytała z nadzieją Łucja.

- Oczywiście ty zresztą też - skierował się do Łucji. 

- Aslanie, wybacz ale powinnam wrócić do Kaspiana i reszty, pomogłabym im - rzekłam do króla Narnii.

- Masz rację, moje dziecko leć my im odetniemy drogę - po tych słowach popędziłam szybko do miejsca bitwy (czyt. kopca Aslana). Znalazłam się tam po ok. 10 minutach. Pierwsze co zobaczyłam to nasze oddziały, wycofujące się. Jednak  Telmarowie odcięli im drogę ucieczki. Podbiegłam do trójki rodzeństwa oraz Kaspiana, który jako jedyny mnie zayważył.

- Sofii co ty tu robisz? Miałaś się spotkać z Aslanem - odezwał się mój brat. 

- I się z nim spotkałam, jestem tu, aby wam pomóc. Uprzedzając wasze pytanie, nie Łucji nic nie jest. Razem z Aslanem mają odciąć Telmarom drogę ucieczki - odpowiedziałam. 

Następnie popatrzyliśmy się na siebie znacząco i razem pobiegliśmy, aby chwilę później znów zaatakować wrogów. Walcząc z jednym z Telmarów, przypomniałam sobie słowa mojej mamy, i kiedy zabiłam ostatniego żołnierza będącego blisko mnie, postanowiłam spróbować odnaleźć w sobie tą siłę i odblokować swoją moc. Kucnęłam i dotknęłam ziemi, po czym zamknęłam oczy i starałam się skupić. Po chwili poczułam w sobie ogromną siłę, uchyliłam powieki i zobaczyłam jak rany Narnijczyków zaczynają znikać. Dodatkowo jakby wszystkie stworzenia otrzymały nowe siły do walki.

Nagle drzewa ożyły i zaczęły niszczyć katapulty, nie powiem jeden mocno oberwał. Wiedziałam, że to zasługa Aslana. Nie powiem uśmiech sam wkradł się na moją twarz, byłam mu wdzięczna za pomoc. Jednak ta chwila nie potrwała długo i  wszyscy zaczęliśmy ostrą walkę.

 Telmarowie nie mieli szans i widocznie Lord Sobiepan to zauważył, bo zaczął wrzeszczeć. 

- Ku Berunie! - i tak przez parę dobrych minut. Jako pierwsza zaczęłam biec za wrogimi oddziałami, reszta Narnijczyków została daleko w tyle. Kiedy byłam przy brzegu rzeki Lord Sobiepan mnie zauważył. Los chciał, że w tamtej chwili nie miałam dobrej broni. Musiałam nacieszyć się sztyletem, bo miecz zostawiłam na polanie. I tak zaczęliśmy ze sobą walczyć, jednak ja nie miałam szans to było pewne, więc po może 30 minutach byłam bez broni. Poddałam się, jego żołnierze mnie związali i przerzucili przez konia Lorda.  Odwróciłam głowę w stronę lasu, skąd zaczęli wybiegać Narnijczycy. Zauważyłam Piotra, koło niego Kaspiana, Zuze i Edmunda. Widziałam po ich minach, że się zmartwili, jednak ja posłałam im uśmiech. Wiedziałam, że za chwilę, po drugiej stronie rzeki wyjdzie Łucja, a z nią Aslan. Lord Sobiepan zaczął iść ku drugiemu brzegowi Beruny. W pewnej chwili usłyszałam, jak ktoś wyciąga jakiejś krótkie ostrze, po przeciwnej stronie naszej armii. Domyśliłam się kto jest właścicielem sztyletu. Obruciłam głowę w tamtą stronę i tak jak przypuszczałam na drugim brzegu rzeki stała Łucja ze złośliwym uśmieszkiem, jednak widziałam po jej oczach, że jest zmartwiona tym, że mnie mają. Natomiast ja tak jak Piotrowi i reszcie posłałam jej uśmiech. 

Po chwili przy boku Łusi stał Aslan, posłał mi smutny uśmiech, wiedział bowiem tak jak ja, że nie mam szans. Ja tylko pokiwałam głową na znak, że się zgadzam, a wielki lew rykną. Woda zaczynała obniżać swój poziom, Telmarscy żołnierze byli zdezorientowani, podobnie jak nasi. Jednak ja i Aslan wiedzieliśmy co to oznacza i już po sekundzie, przed nami ukazał się Posejdon. Skinieniem głowy przywitał się z Aslanem, po czym swój wzrok skierował na mnie i uczynił to samo. Może się to wam wydawać dziwne, ale znałam się trochę z bogiem mórz. Jest spoko, czasem wraz z Aslanem go odwiedzaliśmy. Wracając zaczął wyrywać most, na co ja szybko się sturlałam z konia, spadając z paru metrów do rzeki. Widziałam jedynie jak Posejdon pochłania Lorda, a później nastała ciemność. 

No to się porobiło.

 Przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału, ale nie miałam czasu i siły wstawić. Za to dziś, było inaczej i oto proszę. Stwierdziłam, że to opowiadanie jest trochę nudne, więc postanowiłam dodać trochę dramy. Mam nadzieję, że wam się spodoba. 

Do następnego 😘😘

Opowieści z Narnii: księżniczka SofiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz