2 | gotta stay high | Johnlock

418 27 0
                                    

Gdzie John odszedł, a Sherlock próbuje zapomnieć.

ilość słow: 1172

_____________________________________________________________________________________________________________

Save him. Save him. Save him, save him, save him.*

Ten sam głos. Ten głos. Wciąż i wciąż, na nowo i na nowo. Jak zacięta płyta w odtwarzaczu, jak urywek z historii, jak zdanie powtarzane wciąż i wciąż tym samym głosem.

Save him. Save John Watson. Save him.

Zamknięte oczy, drżące ręce. Duszności, trudności z oddychaniem, zimny pot spływający po plecach. I głos w twojej głowie wciąż powtarzający dwa słowa. W kółko i w kółko. Jak mantrę, jak modlitwę, jak dwa najważniejsze słowa, jak powietrze, jak coś dzięki czemu żyjesz, dzięki czemu oddychasz.

Save John Watson.

Imię i nazwisko. Tak bliskie, a zarazem tak obce. Tak znienawidzone, a zarazem tak kochane. Tak potępiane, ale pożądane. Tak tęskniące, wypowiedziane damskim głosem, z troską, z uczuciem, z empatią, z miłością.

Save him. Save him. Save him, Sherlock. Save John Watson.

Krzyk. Krzyk, który zbiera ci się w krtani, krzyk przedzierający ci się przez gardło, wypadający z ust. Krzyk pełen zimna, bezradności, tęsknoty. Krzyk bezsilnego człowieka, który spadł na samo dno, a mimo to spada jeszcze dalej. Uderza w dno własnego życia, tam gdzie dalej spaść nie może, a potem zapada się pod ziemię, wciągają go zdradliwe ruchome piaski, szepczące cicho kilka słów.

Save John Watson. Save him.

Emocje. Przejmujące kontrolę nad twoim ciałem. Bezsilność. Tęsknota. Trzęsiesz się z ich nadmiaru, chcesz krzyczeć, chcesz płakać, chcesz pokazać światu jak cierpisz, jak rozpaczasz, jak bardzo upadłeś...

Ale wstydzisz się. Wstydzisz się, bo to gdzie się teraz znajdujesz i co się z tobą dzieje, to wina jednej osoby. Jednej jedynej, która cię tak naprawę rozumie, która jest z tobą szczera, która cię akceptuje. Osoba za którą oddałbyś życie. Krzyczysz znowu, tak głośno jak możesz, aż krzyk nie zamiera ci w gardle, a w płucach kończy się powietrze. Krzyczysz znowu, tak głośno jak możesz wiedząc, że go zawiodłeś. Wiedząc, że nie zrobisz tego, że nie dasz rady.

Nie dasz rady go uratować.

Nie da się uratować kogoś, kto nie chce być uratowany.

Więc krzyczysz znowu. Widzisz go przed oczami, więc zamykasz oczy, ale mimo to nadal go widzisz. Słyszysz jego głos w uszach, więc przyciskasz do nich ręce, kręcąc głową by pozbyć się tego głosu, ale nadal go słyszysz. Widzisz go i na jawie i w snach, mimo, że nie ma go przy tobie. Czujesz jego ręce, na twoim nadgarstku, mimo, że jesteś sam w pokoju. Słyszysz jego głos przy swoim uchu, mimo, że panuje cisza. Myślisz o nim mimo iż nie chcesz, to on i tak wraca, zaprząta twoje myśli, nie pozwala ci zapomnieć, bawi się tobą, a ty nie możesz nic na to poradzić. Chcesz zapomnieć. Chcesz by to przestało boleć, chcesz zapomnieć. Chcesz tylko zapomnieć o nim.

Słyszysz go, kiedy podnosisz głowę z dywanu. Tłuste włosy opadają ci na twarz, otwierasz oczy, a świat jest rozmazany. Podnosisz się lekko, oddychasz głęboko, czujesz swój pot na czole i dłoniach. Przemieszczasz się na czworaka, w stronę stołu, tam gdzie leży strzykawka, tam gdzie leży twoje zapomnienie.

Jesteś już prawie tam, a wtedy znów go widzisz. Stoi tuż przed tobą, jego dłoń obok strzykawki. Chcesz i tak po nią sięgnąć, ale słyszysz jego głos, więc opadasz na ziemię przyciskając dłonie do uszu. Chcesz się go pozbyć, wygonić z mieszkania, z głowy, zapomnieć.

-Sherlock.

Słyszysz swoje imię, które wypada z jego ust niczym liść na wietrze. Płynnie i szybko, zanikając w jesiennym zgiełku. Wciąż nie podnosisz głowy, ale słyszysz go i nie wiesz dlaczego, lubisz gdy wypowiada twoje imię, lubisz słyszeć jego głos. Lubisz gdy jest przy tobie.

-Sherlocku, nie bierz.

Przypominasz sobie. Nie pozbędziesz się go. Jedyne co ci pomoże zapomnieć, znajduje się na stole. Więc się podnosisz, by stawić czoła swoim największym pragnieniom, a jednocześnie największym lękom. Podnosisz drżącą rękę, na oślep próbując złapać strzykawkę. Nie podnosisz wzroku, nie chcesz go zobaczyć. Nie chcesz zobaczyć tego rozczarowanego wyrazu twarzy, bezsilności i obrzydzenia.

Kiedy twoje palce wreszcie natrafiają na podłużny przedmiot, prawie wypuszczasz kilka łez ulgi. Natychmiast podciągasz rękaw i zaciskasz zęby. Jesteś przygotowany, gdy on klęka, a jego palce zatrzymują się na strzykawce, tak blisko twojej skóry.

Chcesz by cię dotknął. Podświadomie błagasz o kontakt skóry ze skórą, chcesz poczuć jego skórę, jego opuszki palców na twoim przedramieniu. Chcesz by cię dotknął, ale zamiast jego upragnionego dotyku słyszysz tylko jego głos.

-Sherlocku. Nie musisz tego robić.

Kłamstwo. On kłamie, a ty to dobrze wiesz. Musisz wziąć, by choć na chwilę zapomnieć, by choć na chwilę się go pozbyć, by choć przez chwilę odpocząć.

-Muszę-odpowiadasz drżącym głosem, odtrącając jego rękę, a potem gdy wbijasz strzykawkę w żyłę, czujesz ulgę.-muszę by zapomnieć.

Płyn dostaje się do twoich żył. Odrzucasz strzykawkę na bok, niczym się nie przejmując, a potem opadasz na ziemie w przypływie bezsilnej ulgi, gdy nie czujesz już go przy sobie. Wiesz, że zniknął, wiesz, że odszedł. Wiesz, że wreszcie dasz radę na chwilę zapomnieć o tęsknocie, która trawi całe twoje ciało.

Wstajesz z ziemi. Podpierasz się lekko o stół, twoja głowa pęka, a cały świat kręci ci się przed oczami. Wychodzisz z kuchni, lekko zataczając się na boki, a potem chwytasz pistolet leżący na twoim fotelu. Opadasz ciężko na niego i nabierasz głęboko powietrza w płuca. Spoglądasz przed siebie, na jego fotel. Tam gdzie on zawsze siedział. Kiedy zamykasz oczy widzisz go. Kiedy się śmieje, kiedy marszczy brwi, kiedy zauważa twój wzrok, który ty czym prędzej odwracasz.

Wydaje ci się, że na tym fotelu zostawił wszytko. Całe swoje marzenia, swoją osobę, swój głos, swoją duszę, która cię prześladuje, jak tylko odważysz się zamknąć oczy.

A kiedy otwierasz powieki, go tam nie ma. Tylko pusty fotel, a ty przypominasz sobie wszytko. Krzyk, kłótnię, trzask drzwi, kroki po schodach. Głuchą ciszę, która zapadła, widzisz zza szyby wzywaną taksówkę, która odjeżdża w pośpiechu. A potem opadasz na fotel, dokładnie ten, na którym teraz siedzisz i zastanawiasz się dlaczego za nim tęsknisz.

Wspomnienia cię dopadły i nie planują zosatwić. Chcesz się ich pozbyć, chcesz się go pozbyć. Więc krzyczysz po raz kolejny, mimo, że w twoich płucach nie ma już tlenu, a twój głos jest zachrypnięty, gardło obolałe. Krzyczysz z tego co ci zostało. I strzelasz.

Kula wydaje głuchy odgłos kiedy przebija na wylot materiał fotela, a potem leci dalej. Spoglądasz na dziurę w fotelu i zaczynasz znowu strzelać. Pociągasz za spust, raz, drugi, trzeci. Kule trafiają w inne miejsca, robiąc kolejne dziury. Ty strzelasz dalej. Raz za razem, aż opróżniłeś cały magazynek. Wtedy dopiero zdajesz sobie sprawę, że zacząłeś płakać.

Płaczesz żywymi łzami, płaczesz jak człowiek, płaczesz jak ktoś kim próbowałeś nie być. Płaczesz jak ktoś słaby, kto ma emocje, ktoś komu...

Ktoś komu zależy.

A kiedy on przychodzi po raz kolejny, wbiegając po schodach i wpadając jak burza do mieszkania, przez otwarte drzwi, ty leżysz na podłodze. Widzisz go i słyszysz jego głos, prawie tak jak gdyby był prawdziwy, jak gdyby był tuż obok. Więc jedyne co robisz to sięgasz po kolejną dawkę, leżącą tuz obok twojej głowy. I nie wiesz czy to sen, czy jawa, kiedy on wytrąca ci strzykawkę z ręki, ty jedynie się uśmiechasz i zapadasz w ciemność.

*uratuj go

~~》》cytat dnia《《~~

~~"Powiedz mi, kim są twoi przyjaciele, a powiem ci, kim jesteś"~~

Ernest Hemingway




'one' in 'no one'Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz