14 | deadly addiction | Parksborn

276 13 2
                                    

Gdzie to wszystko zdecydowanie przytłacza Harry'ego, a Peter nie może przestać.

ilość słów: 1521

_________________________________________________________________________________


Pierwszy raz, kiedy Harry zmywał zaschniętą krew z rąk Petera wydawał się być tak odległy.

Peter zapukał w jego okno, ukryty w ciemności nocy. Harry wpuścił go, przerażony stanem chłopaka.

Peter siedział w toalecie, z głowa opartą o białe kafelki i niewidzącym wzrokiem wbitym w sufit, kiedy Harry zmywał z jego rąk krew.

Siedział w samych bokserkach, a jego ciało było brudne w wielu miejscach. Miał ją na twarzy, na dłoniach, na klatce piersiowej i pod paznokciami.

Nawet jedna kropla nie była jego.

Peter siedział w ciszy, przybity własnymi myślami, a Harry zmywał czerwoną ciecz, własnymi drżącymi rękoma i słonymi łzami, które skapywały z jego policzków.

Peter nie odezwał się.

Harry umył go, przebrał i położył do łóżka. Peter był otępiały, chłodny, robiący wszystko, o co Harry go poprosił.

Potem Harry położył się razem z nim, na swoim jednoosobowym, wąskim łóżku. Mokre włosy Parkera łaskotały podbródek Harry'ego. Peter był tak blisko, leżeli ściśnięci, a Harry czuł ciepły oddech Petera, który wysyłał dreszcze wzdłuż całego ciała.

Od dawna nie byli tak blisko, a Harry z każdą sekundą pragnął więcej i więcej.

- Harry... - odezwał się w końcu Peter, nie ruszając się z zajmowanego na materacu miejsca. Uniósł jedynie lekko głowę, spoglądając w oczy Osbornowi, który zachłysnął się brakiem emocji w tęczówkach Petera. - Przepraszam.

- Co się stało? - zapytał Harry przyciągając Petera bliżej - Dlaczego... Peter... było tyle krwi...

- Nie mojej - odszepnął Peter zamykając oczy. - Ale Harry... - jego oczy otworzyły się szeroko, a on przysunął się tak blisko Harry'ego, że blondyn czuł jego ciepły oddech na twarzy. - To nie była moja wina. Ja nie chciałem. Harry, to nie była moja wina - kropelki śliny wyleciały z ust Petera, podczas gorących zapewnień. - To nie była moja wina - skończył Peter, zamykając oczy delikatnie.

I Harry mu uwierzył.

Przyciągnął go bliżej siebie, próbując pozbyć się wspomnienia zapachu i widoku krwi na ciele Petera. Próbował zapomnieć, gdy przytulił do siebie przyjaciela, całując go delikatnie w czoło, pozwalając, by zasnął w jego ramionach.

Peter wyszedł jeszcze tej samej nocy, a Harry czekał. Czekał trzy dni, cierpliwie siedząc każdej nocy, przy oknie, wypatrując jakiegokolwiek znaku obecności Petera.

Wiedział, że Peter musiał wszytko przemyśleć. Wiedział tez, że Peter wróci. Nie wiedział kiedy, ani w jakich okolicznościach. Wiedział tylko, że wróci. Peter zawsze do niego wracał.

I wrócił.

Wrócił po tygodniu, ponownie wślizgując się w nocy do pokoju Harry'ego przez okno.

Stał na środku pokoju, a silny wiatr wlatujący do pomieszczenia przez otwarte okno, owiewał jego postać, która wydawała się taka zimna...

- Harry - szepnął wyciągając przed siebie ręce i robiąc krok w stronę blondyna.

Harry zerknął na jego ręce, zauważając czerwone plamy na jego kostiumie. Były na dłoniach, przy porwanym materiale na lewym boku Petera. Na twarzy miał tylko rozcięty łuk brwiowy, który Harry zauważył jak tylko Peter zdjął maskę Spider-mana.

'one' in 'no one'Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz