22 | room number 12 | Stony

347 37 9
                                    

Gdzie, Tony wie, że nie powinien tam iść, ale nic nie może zrobić.

ilość słów: 1198

_________________________________________________________________________

Tony wiedział, że nie powinien. Wiedział, że to był jeden z najgorszych pomysłów, jaki kiedykolwiek przyszedł mu do głowy. Że i tak znowu skończy ze złamanym sercem.

Ale i tak to zrobił.

W tamtym momencie to była chwilą słabości, która nigdy miała się nie wydarzyć.

Tony był pijany, sam w swoim warsztacie. W dłoni trzymał ten przeklęty telefon z klapką, jedyną rzecz jaką mu została po Steve'ie oprócz złamanego serca.

Naprawdę nie chciał do niego dzwonić. To nie tak miało być.

Jednak sygnał połączenia rozbrzmiał przy jego uchu, a zaraz po nim delikatny i niedowierzający głos Steve'a.

- Tony?

Stark trwał przez chwilę w ciszy, wsłuchując się w głos Steve'a, wypowiadającego jego imię, jakby naprawdę mu na nim zależało.

Jednak wiedział, że to nie było prawdziwe.

Więc się rozłączył.

Próbował zniszczyć ten głupi telefon. Wyrzucić go z okna, zniszczyć w warsztacie, utopić w morzu. Jednak zawsze coś to powstrzymywało, a on w ostatniej chwili zawsze wkładał go do swojej kieszeni.

Wszędzie z nim chodził i nie mógł się zdobyć na to by go wyjąć.

Chodził z nim mając głupią nadzieję, że Steve zadzwoni.

I pewnego dnia to Steve zadzwonił.

Tony odebrał nic nie mówiąc, ale był pewien, że Steve słyszał jego przyspieszony oddech.

Nic nie powiedział. Ale Steve tak.

- Tony, wiem, że pewnie nie chcesz mnie znać, jednak jeśli będziesz chciał się spotkać, będę czekać w motelu, w pokoju numer 12, przy drugim zjeździe do Filadelfi, za dwa dni.

Tony nie chciał tam jechać. Nie chciał, by Steve wiedział, jak bardzo go potrzebuje i jak bardzo sobie nie radzi. Nie chciał go widzieć, po dwóch miesiącach, kiedy jego serce jeszcze nie zdążyło się scalić. Nie chciał znowu skończyć sam, zraniony.

Jednak jedyne w czym Tony był naprawdę dobry, to ranienie samego siebie, dlatego tam pojechał.

Zapukał do drzwi pokoju 12. Z sercem w gardle i oddechem uciekającym z piersi wszedł tam, a wszystko wtedy stanęło.

Nic się już nie liczyło oprócz Steve'a.

Nie zmienił się tak mocno, przez te dwa miesiące, od czasu kiedy widział go ostatnim razem na Syberii, odchodzącego razem z Barnesem.

Jego włosy były trochę dłuższe, na twarzy przybyło kilka małych zmarszczek, a lekki zarost zdobił jego podbródek.

Tony nigdy nie kochał go, tak mocno jak w tamtym momencie.

Nie rozmawiali wiele.

Tony nawet nie miał siły krzyczeć, wszystkiego, co wcześniej sam ułożył w swojej głowie. Nie miał siły wyrzucać Steve'owi całego swojego bólu i gniewu.

To wszystko znikło, kiedy tylko go zobaczył, pozostawiając Tony'ego pustego, bez niczego w środku.

W tamtym momencie wiedział, że wybaczył by mu wszystko.

'one' in 'no one'Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz