Gdzie Morgan lubi soboty, ale jeszcze bardziej lubi Steve'a.
ilość słów: 1029
________________________________________________________________________________________________________
Morgan bardzo lubiła soboty.
Soboty to były dnie, kiedy mogła leżeć w łóżku do południa, dnie kiedy mama nie budziła jej codziennie by zawieźć ją do szkoły. Dnie, kiedy mogła odpocząć.
W soboty też zazwyczaj przychodził Steve.
Morgan nie wiedziała dlaczego Steve wciąż przychodził. Chyba dlatego, żeby mama mogła odpocząc i pójść porozmawiać z tatą.
Morgan lubiła soboty, bo to znaczyło, że ona i Steve spędzą cały ten czas razem, oglądając jakieś filmy, grając w gry lub piekąc ciasteczka.
Morgan bardzo lubiła soboty.
I bardzo lubiła Steve'a.
W soboty Morgan rzadko widziała mamę. Często znikała na długi czas, jeśli nie na cały dzień. Wracała wieczorem, z opuchniętymi oczami ale wielkim uśmiechem. Zawsze przytulała Morgan z całej siły, całowała ją w czoło i kładła do łóżka.
Czasami Morgan nie szła od razu spać. Czasami schodziła na dół, bawiąc się w szpiega. Dokładnie tak jak ciocia Nat.
Pewnej soboty usłyszała rozmowę mamy i Steve'a.
Mama płakała, a Steve próbował ją pocieszyć. Morgan nie pamięta za dużo z tej rozmowy. Kiedy tylko usłyszała płacz mamy uciekła, pozwalając mamie w spokoju wypłakać się.
Od śmierci taty prawie każdą sobotę spędzała ze Steve'm.
Wcześniej go nie znała. Może tylko trochę.
Za to tata pokazywał jej dużo filmów. Wiedziała wszystko o Kapitanie Ameryce, wciąż pamiętała tarczę, która leżała w garażu.
Kiedy zapytała się o nią taty. Ten jednak tylko smutno się uśmiechnął i zamyślił się przez chwilę ignorując Morgan, jakby umysłem powrócił do dawnego wpsomnienia.
Morgan więcej nie pytała.
Soboty zazwyczaj spędzali tak samo. Oglądali bajki i zajadali się zrobionym przez Steve'a popcornem.
Siedzieli razem na kanapie oglądając po raz kolejny "Jak wytresować smoka" (ulubioną bajkę Morgan), zajadając się solonym popcornem. Morgan zawsze potem opierała się o ramię Steve'a lub kładła głowę na jego kolanach.
Czasami też Steve czesał jej warkoczyki. Razem wybierali gumeczki i spineczki, a Steve robił jej warkoczyki. Raz nawet zaplótł och bardzo dużo, tak że wszystkie włosy Morgan były związane w drobniutkie warkoczyki. (Ostatnim razem chodziła tak przez tydzień. Dzieci w szkole bardzo jej zazdrościły, ale kolejnej soboty Steve rozpłotł warkoczyki, by wreszcie umyć Morgan włosy.
Czasami też grali w gry. Steve zawsze wygrywał w szachach i warcabach (grali w nie tylko wtedy, kiedy to była kolej Steve'a na wybieranie gier), a Morgan zazwyczaj wygrywała w Jengę i Monopoly. (Steve zawsze narzekał, że to przez to, że miała malutkie paluszki i o wiele łatwiej było jej wyciagać klocki z wieży. Co do Monopoly, musiał jej kiedyś zapłacić kilka milionów, kiedy wybudowała cztery wieżowce. Steve uśmiehnął się, a Morgan mogła przyrzec, że zobaczyła w jego oczach łzy, kiedy powiedziała mu, że nazywała je Stark Tower, tak jak dawną więżę taty.
I czasami też piekli ciastka. Najlepiej czekoladowe, bo te Morgan lubila najbardziej. Zawsze lubiła podbierać je ciepłe z blachy, wtedy czekolada jeszcze rozpływała się w ustach ( z mlekiem smakowały najlepiej) jednak zawsze musiała się kryć przed Steve'm.
CZYTASZ
'one' in 'no one'
Fanfiction"one" in "no one" czyli wszytko i nic. Wszytko co mi się przyśni, ale nigdy nie będzie niczym innym niż ulotnym, sennym marzeniem...