Listopad, 2010
"Masakra w jednej z dzielnic Sydney. Mężczyzna uzbrojony w siekierę zamordował żonę. Trójka dzieci została bez matki."
Lexa siedziała przy stole wraz z mamą i rodzeństwem. Krople deszczu uderzały w szyby agresywnie, wypełniając ciszę podczas posiłku. Luna grzebała w fasolce, a Roan bawił się ziemniakami. Nagle w mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Mama poderwała się, aby otworzyć. Nikogo nie spodziewali się o tej porze. Patrząc przez wizjer, ujrzała swojego męża.
-Gdzieś Ty był? Martwiliśmy się o Ciebie. - Powiedziała Adelia, wracając do kuchni. Max szedł za nią z rękami splątanymi za plecami.
-Lexa, Skarbie, idź do pokoju. Tatuś musi porozmawiać z mamą, Luną i Roanem. - Powiedział Max, dając Lexie buzi w czoło. Dwunastolatka wstała niepewnie i poszła na górę. Zamknęła drzwi i usiadła przy nich, aby posłuchać, o czym rozmawiają. Jedyne co usłyszała, to głos Maxa. I krzyk. Przeraźliwy, ciągnący się przez cały dom krzyk matki. Niedługo po tym kroki na schodach. To Roan i Luna. Zaczęli dobijać się do pokoju Lexy.
-Wpuść nas! To wariat, zabije nas, otwieraj te pieprzone drzwi! - Krzyczeli oboje na zmianę. Lexa odsunęła się od drzwi, zaczęła płakać. Nie wiedziała co ma zrobić. Bała się, że jeśli ich wpuści, Max zabije i ją. Po chwili krzyki i walenie ustały. Zamek w drzwiach przekręcił się; dwunastolatka w panice schowała się pod łóżko. Zamknęła oczy i zaczęła liczyć do 20. "Lexi, to tylko sen, mama żyje, Roan i Luna też" powtarzała w głowie.
Cisza.
Zerknęła na podłogę przy drzwiach; stał tam. Z siekiery spadały kropelki krwi, deszcz zaczynał mocniej bić w szybę.
-Lexa, Słońce, nie chowaj się przede mną. Nie skrzywdzę Cię. - Powiedział, podchodząc do szafy. Otworzył ją, przejrzał ubrania, po czym zamknął ją i podszedł do okna. Przejechał palcem po biurku, zatrzymując dłoń tuż obok kryształowego wazonu. - Nie bez powodu kazałem Ci iść na górę. Jesteś moim dzieckiem. Twoja matka nie była wierna. Zraniła tatusia, złamała mu serce. - Podniósł wazon z kwiatami i rzucił nim o ścianę. Po pokoju rozszedł się odgłos tłuczonego szkła. Woda ciekła prosto pod łóżko. Max poszedł za jej śladem. Położył się na podłodze i odchylając do końca koc zwisający z łóżka, uśmiechnął się delikatnie na widok Lexy. - Tu się schowałaś.
-Jeśli chcesz mnie zabić, zrób to teraz. Nie czekaj, aż wysłucham Twoich tłumaczeń. - Wytarła oczy i pociągnęła nosem.
-Skarbie, wyjdź spod łóżka. Zaraz po mnie przyjadą. - Max wstał i zaczekał, aż Lexa wygrzebie się z podłogi. Stanęła na przeciwko niego w bezpiecznej odległości. W ręku ściskała nóż motylkowy, do połowy schowany w rękawie bluzy.
-Dlaczego? - Spytała, patrząc w ziemię.
-Mama zrobiła dużo złego, zanim pojawiłaś się na świecie. Musiałem jej dać nauczkę.
-A Roan? Luna? Co oni Ci zrobili? - Zwróciła wzrok na ojca. Miał przeszklone oczy.
-Właśnie oni są tym złym. Mama nie była mi wierna. Chyba rozumiesz...
-Nie musiałeś tego robić.
-Musiałem. Inaczej by nie zrozumiała. - Drzwi wejściowe runęły z hukiem na panele. Krzyki oddziału specjalnego wystraszyły Lexę. - Kochanie, zabiorą Ci mnie. Zostaniesz sama. Nie wiem na jak długo. - Max chwycił dziewczynkę delikatnie za dłonie, przyciągając ją do siebie. - Jesteś moją małą córeczką. Nie skrzywdziłbym Cię. Nigdy w życiu. - Z jego oczu wylał się potok łez. Lexa, wciąż z zerową mimiką twarzy, przytuliła się do ojca. Do pokoju wbiegło dwóch wysokich mężczyzn. Zaczęli wyrywać Lexę z objęć Maxa. Jedyne, co widziała, gdy wynosili ją z domu, to gigantyczna plama krwi na podłodze, tuż obok stołu. Tam, gdzie dwadzieścia minut wcześniej jadła kolację. Ostatnią w swoim życiu w gronie rodzeństwa i matki.
CZYTASZ
Bezdomna /Clexa
FanfictionLexę i Clarke łączy jedna rzecz - brak dachu nad głową. W jaki sposób poradzą sobie z wrogami, przeciwnościami losu i ciągłym podróżowaniem? Historia pełna dziwnych, niekiedy wzruszających i zabawnych wydarzeń z życia dwóch zupełnie obcych sobie kob...