Sydney - Charleville

429 36 3
                                    

Kilka dni bezustannej podróży potrafi zmęczyć człowieka. A przynajmniej tego normalnego. Mając w organizmie Lotos, byłam w stanie przejść od Sydney aż do Charleville. Jednak przez przymusowe postoje, czas mojej wycieczki przedłużył się z 10 na 15 dni. W tym czasie zdążyłam dostać trzech czarnych krwotoków z nosa, zostać potrącona cztery razy przez auto i przeżyć bliskie spotkanie z dziko wędrującym kangurkiem na jednym z pustkowi. Ta noc była wyjątkowo chłodna, mimo ciepłej pory roku. Mój organizm z każdą dawką narkotyku potrzebował jej więcej, bo standardowa ilość nie wystarczała. Zatrzymałam się na dworcu na noc. Musiałam odpocząć, bolała mnie głowa. Ciężko usiadłam na krzesełko i wyjęłam z plecaka małe pudełeczko. Ostatnia dawka Lotosu. Nie miałam z czego zrobić kolejnych, nie miałam żadnych pieniędzy, żeby kupić chociaż nową strzykawkę. Spojrzałam się w niebo; na ciemnym granacie rozsiane były gwiazdy. Lekki wiatr targał kosmykami moich włosów, które łaskotały mnie w twarz. Pocierałam dłonie o siebie, żeby nie zamarzły. Liczyłam na cud. Żeby ktokolwiek się tam zjawił. Nawet to przeklęte dziecko. Z minuty na minutę zaczynało się robić coraz zimniej. Przechodziły mnie dreszcze. I w sumie trudno było mi określić, czy przez to, że temperatura jakimś dziwnym trafem spadła do dziesięciu stopni Celsjusza, czy był to kolejny etap braku Lotosu w organizmie. Nagle poczułam silny ból głowy, zupełnie, jakbym dostała czymś ciężkim. Świat zawirował i to dosłownie, wszystko dookoła mnie zaczęło się kręcić. Spadłam z siedziska. W czasie swojego ćpuńskiego upadku na zimny jak diabli beton, upuściłam pudełko z Lotosem.

-Kurwa jego mać! - Krzyknęłam, czołgając się w stronę flakonika. Wiedziałam, że nic z niego nie zostało. - Nie, nie, nie!

Desperacko zaczęłam wciągać strzykawką resztki płynu, które zostały na dnie rozbitego opakowania. Niewiele myśląc, wbiłam się w szyję. Tak mała ilość wystarczy na 6 godzin, nie więcej. Musiałam dostać się do Charleville najszybciej, jak było to możliwe. Po szybkim obliczeniu drogi jaka mi została doszłam do wniosku, że zdechnę, zanim uda mi się wejść do miasta. Mimo to odsiedziałam kilka minut usiłując uspokoić organizm, po czym spakowałam manatki i ruszyłam dalej.


Charleville, mieszkanie przyjaciółki Clarke

Clarke niedługo po opuszczeniu pokoju, który dzieliła z Lexą, postanowiła skontaktować się z Octavią. Miała nadzieję, że przyjaciółka przyjmie ją z otwartymi ramionami. Odkąd Clarke wyprowadziła się z Charleville do Sydney, ich jedynym sposobem kontaktowania się był telefon. Niestety przez to, co wydarzyło się w życiu Clarke, nie wpłynęło dobrze na relację dziewczyn. Octavia jednak nie zapomniała o tym, że razem z blondynką przeżyła swoje najlepsze lata dzieciństwa. Poza tym, była jej winna przysługę; Clarke przez tydzień ukrywała ją w swoim domu.

-Clarkey, pora karmienia! - Zawołała brunetka. W mgnieniu oka Clarke siedząca w drugim końcu domu, znalazła się w jadalni przy stole.

-Co dzisiaj dobrego na obiadek? - Spojrzała na kuchenkę, na której dogotowywało się jedzenie. Octavia zaśmiała się, po czym wyjęła talerze i zaczęła nakładać posiłek. Gdy zdjęła przykrywkę, po całym mieszkaniu rozszedł się cudowny zapach gotowanego mięsa. Ślinianki Clarke zaczęły nadprodukcję śliny. -Kobieto, idź do Masterchefa! - Wybełkotała, zajadając się obiadem.

-Nie mówi się z pełnymi ustami. - O poklepała blondynkę po głowie, na co ta uśmiechnęła się szeroko. Z jej buzi wystawały kawałki mięsa i warzyw, na co Octavia zareagowała z lekkim obrzydzeniem. Jadły w ciszy, którą przerywała muzyka z radia.

W całym domu rozległ się dzwonek telefonu. "Fooling Mode" z Naruto grał z każdą sekundą coraz głośniej. Clarke poderwała się z krzesła i rzuciła się w kierunku swojego tymczasowego pokoju. Czekała na telefon od kilku dobrych dni. Zerknęła na ekran i wiedziała, że to ona. Przesunęła znacznik w prawo i przyłożyła telefon do ucha.

Bezdomna /ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz