Pół roku zajęło mi dochodzenie do siebie. W tym czasie opracowywałam plan dostania się na statek, uwzględniając potencjalne przeszkody takie jak przyłapanie, zły kurs, choroba morska, sztorm. Przygotowałam Madi i Clarke na ewentualne niebezpieczeństwa, jak mają się zachować w danych sytuacjach, a także nauczyłyśmy się języka migowego, żebyśmy mogły bezgłośnie i skutecznie porozumiewać się podczas podróży.
Po porcie kręciło się tak dużo ludzi, że z łatwością mogłyśmy się wtopić w tłum. Mimo to miałam przeczucie, że ktoś nas obserwuje.
-Lexi, uspokój się. Gdyby mieli nas dorwać, zrobiliby to już pół roku temu. - Rzuciła Clarke przedzierając się do stoiska z algami. - Przepraszam, ile za kilogram?!
-Cicho bądź! Miałyśmy się nie rzucać w oczy, a Ty tutaj się drzesz po ile algi. - Odciągnęłam ją od stolika.
-Myślisz, że ktoś zapamięta mnie jak kupuję algi?
-Mało kto chce kupić ich kilogram. Opanuj się. Chodź, musimy się dostać na statek. W takim tłumie wątpię, żeby ktoś na nas zwrócił uwagę. Chyba, że zaczniesz się pytać ile kosztuje tona ślimaków... - Clarke uderzyła mnie pięścią w ramię, na co Madi mało co nie wybuchnęła śmiechem. Jej też się oberwało.
-Nie żeby coś, ale załatwiłam nam wejście na pokład za frajer. Bez dokumentów ani biletów. Nie dziękujcie.
-Czekaj, co? Jak Ty to... - Spojrzałam się na blondynkę z niedowierzaniem.
-Później się dowiesz. Chodźcie, musimy wejść z tym facetem. - Wskazała palcem na Azjatę w bereciku. Ruszyłyśmy w jego stronę. Clarke przywitała się z nim, po czym wpuścił nas na statek.
-Prosto do samego końca, potem na prawo i schodami na sam dół. Kajuta 906 i 907, ta mniejsza jest dla młodej, łazienka wspólna. Bez obaw możecie chodzić po pokładzie, nie sprawdzą Was. Miłej podróży, muszkieterki. - Zamknął za nami ciężkie drzwi. Madi zachwycona podróżą od razu pobiegła w wyznaczonym przez chłopaka kierunku, to samo zaraz zrobiła Clarke. Ja szłam spokojnie. Do odpłynięcia mieliśmy jeszcze godzinę, a za pół dopiero wpuszczali pasażerów. Zastanawiało mnie to, co musiała dla niego zrobić, żebyśmy tu weszli. Chociaż może wolałabym nie wiedzieć...
Wchodząc do kajuty ujrzałam... łóżko małżeńskie. Czuję się jak w "Marinie". Westchnęłam ciężko i rzuciłam plecak na pościel. W całym pomieszczeniu pachniało pomarańczą. Wystrój był bardzo skromny i ciemny. Usiadłam na łóżku; było bardzo miękkie, jeszcze bardziej niż mój materac. W sumie to nie miałam zbyt często okazji żeby spać na czymś innym. W rogu pokoju dojrzałam niezbyt wysokie białe pudło.
LODÓWKA.
JEDZENIE.
Moje ślinianki rozpoczęły nadprodukcję śliny, a mięśnie w nogach i rękach napięły się tak mocno, że nie wiedziałam nawet w którym momencie wystartowałam w kierunku lodówki. Otwierając wrota do raju wpadłam w niemałe zdumienie. Rybki w puszce, owoce, warzywa, były nawet dwa talerze z posiłkiem! Na lodówce stała prawdziwa mikrofalówka. Boże, nie widziałam takiej od kilku lat...
Z rozmyślań o tym jak będę konsumować po kolei wszystkie pyszności wyrwała mnie Clarke. Weszła niemalże bezszelestnie, gdyby nie skrzypiące drzwi wejściowe do kajuty.
-O, mamy tu jedzenie? - Spytała zaskoczona i ukucnęła tuż obok mnie. Mimo tylu miesięcy spędzonych w buszu i zapachu owoców w pokoju, ona wciąż miała ten swój zapach. Słodki, jeszcze słodszy niż pomarańcza. Był wyjątkowo... mocny.
-Myślałam, że wiesz. Czy mogę... - Wyciągnęłam w jej stronę dłoń w której kurczowo ściskałam jabłko. Ta tylko się zaśmiała. Pogłaskała mnie po policzku i wyszła z kajuty.
CZYTASZ
Bezdomna /Clexa
FanfictionLexę i Clarke łączy jedna rzecz - brak dachu nad głową. W jaki sposób poradzą sobie z wrogami, przeciwnościami losu i ciągłym podróżowaniem? Historia pełna dziwnych, niekiedy wzruszających i zabawnych wydarzeń z życia dwóch zupełnie obcych sobie kob...