Witamy w Ameryce

322 30 4
                                    

Do końca rejsu zostało 12 godzin. Grałam z Clarke w karty. Od tamtej nocy nie potrafiłam na nią spojrzeć nie rumieniąc się... 

-I beng, po makale. Wygrałam! - Wykrzyknęłam radośnie.

-Zagrajmy w coś innego.

-Tylko dlatego, że nie umiesz w to grać?

-To, że przegrałam kilka razy nie oznacza, że nie umiem grać w Makao. - Clarke skrzyżowała ręce.

-Kilka? Dokładnie 56 razy, kochana. 56! Gdybyśmy grały o pieniądze to byłabym teraz bogata!

Naszą sprzeczkę karcianą przerwał hałas jaki zrobiła przewracająca się w progu Madi. Na jej twarzy malował się strach.

-Jest, są, oni, dwóch... - Wydyszała dziewczyna. Spojrzałam na Clarke, która była kompletnie zdezorientowana.

-Kurwa mać. Clarke, zabierz Madi do jej kajuty, zamknijcie się od środka na wszystkie zasuwy i zamki, weźcie broń z plecaków. Nie wychodźcie, dopóki ja tam nie przyjdę. Zrozumiano? To już, ruszać się. Wezmę słuchawkę, będziemy w kontakcie.

Zapięłam pas z kaburą na broń do której schowałam dwa pistolety z tłumikami i dwa noże. Odprowadziłam dziewczyny do pokoju Madi, a mój i Clarke zamknęłam od zewnątrz i wsunęłam klucze pod drzwiami pomieszczenia w którym siedziały siostry. Włączyłam słuchawkę i ruszyłam przed siebie.

Lexa: Jak mnie słychać?

Clarke: Głośno i wyraźnie, a nas?

Lexa: Też. Niech Madi opisze mi tych facetów. Ja się tutaj rozejrzę.

Clarke: Co z nimi zrobisz?

Lexa: To co Woods robi z wrogami.

Pierwsze miejsce w które poszłam to stołówka. Nie było tam zbyt wielu osób. Jedynie emeryci z wnukami i młode małżeństwa. Żadnych podejrzanych gości. Ze stołówki przeszłam na zewnątrz. Tu również nie było nikogo, kto wzbudzałby moje podejrzenia.

Lexa: Madi, gdzie Ty ich widziałaś?

Madi: Kręcili się przy tych pomieszczeniach sterników.

Clarke: Co Ty tam robiłaś?

Madi: Chciałam obejrzeć jak to wygląda, nigdy nie byłaś ciekawa?

Lexa: Ej, to nie pora na kłótnie. Idę szukać dalej. I rozmawiajcie na migi.

Rozejrzałam się dookoła, lecz nikogo nie było. Mimo to słyszałam ciężkie kroki. Bardzo znajome. Ten sam równomierny oddech, a po chwili zapach. Mocne, ostre perfumy. Stałam jak wryta, kompletny paraliż ciała nie pozwalał mi się odwrócić. Zaczęłam bardzo żałować tej podróży. Poczułam, jak nachyla się do mojego prawego ucha. Dym papierosów otulił moją twarz; West, czerwone. Właśnie takie palił.

-Tęskniłaś? - Zamknęłam oczy i modliłam się, żeby to był sen. Niestety, gdy się odwróciłam okazało się, że jest to rzeczywistość. Obrzydliwa, brodata kreatura stała tuż za mną.

Clarke: I jak, znalazłaś ich?

Paxton zdjął słuchawkę z mojego ucha, po czym założył na swoje.

-Cześć, Clarkey, hej Madi. Spotkałem Waszą... Wróć, moją Lexę. Mam nadzieję, że się nie obrazicie.

Wyłączył słuchawkę i schował ją do kieszeni. Pogładził mnie po włosach swoim obrzydliwym łapskiem i znów poczułam papierosy.

Bezdomna /ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz