Po zmroku

252 23 11
                                    

Powrót do domu nie był przyjemny. Clarke nie odzywała się do mnie przez całą drogę, Madi nie patrzyła się w moim kierunku. Atmosfera tak gęsta, że można było siekierę zawiesić. Gdy dotarłyśmy na miejsce, Clarke pędem wyszła z auta, rzuciła mi klucze pod nogi i trzasnęła za sobą drzwiami frontowymi. Podniosłam klucze i zaparkowałam w garażu.

-Clarkey zabroniła mi się do Ciebie odzywać, ale nie ma jej tu. Powiem Ci, że jest na Ciebie wściekła. Uważa, że wzięłaś prochy, mimo jej zakazu. - Westchnęłam ciężko. Madi wyskoczyła z samochodu, słysząc głos Clarke. Siedziałam w aucie jeszcze kilka minut. Wyjęłam ze schowka papierosy i poszłam do ogrodu. Rozsiadłam się w altance i zapaliłam. Nie mogłam sobie przypomnieć tego tygodnia, który spędziłam w szpitalu, jedna wielka dziura w głowie. Z sąsiedztwa dochodziły donośne śmiechy. Wszyscy w okolicy udawali, że nie wiedzą, że wróciłam.

-Nie wiedziałem, że palisz. - Zlękłam się, gdy usłyszałam głos ojca. Patrzyłam na niego jak na ducha. Usiadł obok mnie. - Mogę się poczęstować?

-Clarke Cię tu zaprosiła? Długo u nas będziesz? - Podałam mu papierosa i zapalniczkę. - Nie wiedziałam, że tu jesteś.

-To bardzo sympatyczna dziewczyna. Wiem, że to już nie jest mój dom, tylko Wasz i powinnyście podejmować decyzje wspólnie, ale... No Clarke pozwoliła mi u Was mieszkać. - Pokiwałam bezsilnie głową. - Ja rozumiem, nie chcesz mnie tu. Wciąż wszystko pamiętasz, ale nie tylko Ty. Wszyscy pamiętają...

-Do dziś żałuję, że nie byłam na miejscu mamy. - Wydukałam przez ściśnięte gardło. Myślałam, że zaraz przypalę mu fajka na oku.

-Nawet tak nie mów.

-Boję się o swoją rodzinę, gdy tu jesteś, wiesz? Masz córkę lesbijkę, która wychowuje siostrę swojej narzeczonej. Według Ciebie to jest patologia, tak jak to, że mama miała z innym facetem dwójkę dzieci. Może gdyby nie Ty, to miałabym normalne życie? Nie wpadłabym w żadne problemy, nie musiałabym szlajać się po domach dziecka, po rodzinach zastępczych. Nie bałabym się wyjść na ulicę. - Wytarłam twarz w rękaw bluzy, którą kupiła mi kiedyś Clarke.

-Coś Ci grozi? - W jego głosie wyczułam przejęcie.

-Z Tobą? Dwa razy więcej niebezpieczeństwa. Bez Ciebie? Wystarczająco dużo, żebym musiała uciekać do Ameryki. Nawet nie wiesz jakie wybryki mam na koncie.

-Nie mieliśmy ze sobą kontaktu, odkąd wyprowadziłaś się od Indry. Masz z nią w ogóle jakiś kontakt? - Zgasił papierosa i wyrzucił peta na trawnik.

-Podnieś to, to nie kić, żebyś śmiecił na trawniku. - Od razu podniósł go i wrzucił do popielniczki. - Nie widziałam jej od ładnych paru lat. Kilka razy mijałam Gaię na ulicy, ale nie witałam się z nią. Wyglądałam jak ostatni menel, nie chciałaby ze mną rozmawiać.

-Powinnaś do niej pojechać. Na pewno się zastanawiają, co się z Tobą działo przez te wszystkie lata.

-Nie chcą wiedzieć. Ty też nie chcesz. - Zakuło mnie w klatce piersiowej.

-Clarke powiedziała, jak się poznałyście, co razem przeszłyście. Jest na Ciebie zła, że znowu brałaś.

-NIE BRAŁAM! - Krzyknęłam na ojca, ale szybko się uspokoiłam. - Nie przewidziałam skutków ubocznych ostatniej dawki...

-Czyli brałaś?

-To już dawno było. Wtedy, jak dowiedziałam się, że Roan i Luna sprzedali nam ten dom. Schowałam się tu za krzakiem i... - Schowałam twarz w dłonie. Ojciec przytulił mnie tak, jak kiedyś, zanim to wszystko się stało.

-Nie musisz mi się tłumaczyć. Kocham Cię taką jaka jesteś, Lexi. Też kiedyś byłem głupi...

-Jak było naprawdę? Czemu to zrobiłeś matce? Czemu oszczędziłeś akurat mnie? - Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. Odsunął się ode mnie i wziął głęboki oddech. Jego wzrok powędrował na paczkę papierosów. - Bierz, odkupisz mi później.

-Byłem wtedy z kolegami w barze i trochę wypiliśmy. W środku był też taki jeden, siedział w rogu knajpy, z kimś rozmawiał. Nagle podszedł do nas, przedstawił się i poprosił, żebyśmy kupili mu dwa piwa. Wyglądał na bardzo młodego, około czternaście, piętnaście lat. Frank zamówił mu to co chciał, w zamian za to wcisnął nam wszystkim w łapę saszetkę w jakimiś prochami i odchodząc, życzył dobrej zabawy. Ja byłem na tyle głupi, że to wziąłem. Chłopaki nie chcieli, ja czułem głupią potrzebę nawalenia się jak idiota.

-Świetnie... Stary, a głupi. Nie wie, że się nie miesza. - Zaczęłam się śmiać. Nie wiedziałam kompletnie jak mam zareagować na wieść o tym, że straciłam matkę przez to, że ojciec się naćpał. - Wiesz co, późno się robi. Myślisz, że Clarke mnie wpuści do sypialni?

-Próbuj. Lexa, żałuję tego. I to bardzo. Przepraszam, że przeze mnie nie mieliście dzieciństwa. - Kiwnęłam głową i wróciłam do domu, zostawiając ojca samego w altanie. Idąc na górę, zaszłam do pokoju Madi. Zapukałam cichutko i gdy nie usłyszałam odpowiedzi, uchyliłam delikatnie drzwi. Leżała na łóżku ze słuchawkami na uszach, dookoła leżało kilka naszych wspólnych zdjęć, gdy mieszkałyśmy jeszcze w USA. Weszłam do środka na palcach i zebrałam fotografie, odkładając je na biurku. Zarzuciłam na nią kocyk i ucałowałam w czoło. Zgasiłam światło i wyszłam. Bałam się wejść do sypialni, ale musiałam porozmawiać z Clarke. Stanęłam niepewnie przed drzwiami i gdy miałam już złapać za klamkę, usłyszałam skrzypnięcie drzwi łazienkowych.

-Wejdź, to też Twoja sypialnia. - Szepnęła Clarke okręcając się szlafrokiem. Weszła pierwsza, ja za nią. Stałam jak idiotka i patrzyłam, jak zdejmuje z siebie okrycie i wchodzi do łóżka. - Masz zamiar spędzić tak noc? - Spytała, przykrywając się kołdrą.

-Chciałabym z Tobą porozmawiać, ale nie wiem czy w ogóle zechcesz mnie wysłuchać. Jeśli nie chcesz dzisiaj spać ze mną, powiedz, ja pójdę do salonu...

-Aż taka zwyrodniała nie jestem. - Uśmiechnęła się. - Wskakuj. Przebrałam się w piżamę i położyłam się obok Clarke.

-Muszę Cię przeprosić za to, co zrobiłam. Chciałabym się jakoś wytłumaczyć, ale nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens. - Spojrzałam na nią i poczułam silny ból serca.

-Lexi, nie przejmuj się tym. Madi wyjaśniła mi, jakie są skutki uboczne tego gówna. Mam tylko nadzieję, że mówiła prawdę i serio nic nie brałaś...

-Przysięgam na naszą miłość, że nie wzięłam nic od ostatniego incydentu. - Wyszeptałam i pocałowałam ją czule w usta.

-Nie krępuje Cię to, że Twój tata nas przyłapie? - Spytała, wkładając dłonie pod moją koszulkę i obejmując nimi moje piersi.

-Wie na czym polega miłość. Myślę, że akceptuje nasz związek, może i z trudem, ale jak będziemy dzisiaj cichutko, to nawet nie będzie wiedział, że coś się tu wydarzyło... - Moje pocałunki zsunęły się na jej szyję, a ręce powędrowały w kierunku bielizny, którą zwinnie z niej zdjęłam. Atmosfera nakręcała się, a ja znów czułam, że wszystko będzie dobrze.

Bezdomna /ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz