Powrót

364 29 2
                                    

POV LEXA

Weszłam do pokoju owinięta ręcznikiem. Na łóżku siedziała Clarke, ale gdy mnie zobaczyła, od razu się poderwała. Stanęła wyprostowana na przeciwko mnie i czułam, jak bardzo się denerwuje. Widziałam jej rozbiegany wzrok, rumieniące się policzki, szybki i nierówny oddech, drżące dłonie. Ja natomiast stałam niemalże w bezruchu. Idealnie udawało mi się zgrywać niedostępną. Z każdą sekundą ciszy miałam coraz większą ochotę zrzucić z siebie moje jedyne okrycie, ale musiałam być opanowana. Nagle Clarke wzięła głęboki oddech i wypięła klatkę piersiową w moim kierunku, skrzyżowała ramiona i wystawiła lekko prawą nogę.

-Zdejmuj ten ręcznik, mam już dosyć czekania. - Wybuchnęłam śmiechem. Clarke stała i patrzyła się na mnie ze zdziwieniem.

-Skarbie, jeśli tak bardzo chcesz zobaczyć mnie nago, to najpierw sama się rozbierz. Albo spróbuj Ty zdjąć ze mnie ręcznik, wybieraj. - Podeszłam do szafy i wyjęłam losową bluzkę z półki podpisaną "Lexa". Schylając się po bieliznę do szuflady, poczułam dłoń między moimi nogami. Wciągnęłam mocno powietrze nosem i oparłam się jedną ręką o szafę. Poczułam, jak Clarke porusza swoją dłonią delikatnie w przód i w tył, co rusz nabierając większego tempa. Robiło mi się coraz cieplej. Nagle przestała i zabrała rękę. - Dlaczego przestałaś?

Odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam, że stoi całkowicie naga. Zakręciło mi się w głowie. Stałam jak wryta i oglądałam jej cudowne, idealnie wyrzeźbione ciało, jakby zrobił je najwybitniejszy rzeźbiarz na całym świecie. Spoglądała na mnie zza czerwonych włosów które po chwili spięła w niedbałego koka. Złapała mnie za dłoń i pociągnęła delikatnie w stronę łóżka, na którym kazała mi usiąść. Cały czas mój wzrok skupiał się na jej piersiach. Zrzuciłam z siebie ręcznik, Clarke odłożyła go na kaloryfer.

-Połóż się, Lexi. - Wykonałam jej rozkaz. Nigdy w życiu nie byłam aż tak uległa. Zawsze to ja dominowałam, zawsze ja wszystko inicjowałam. Ale ta dziewczyna działała na mnie jak nikt inny dotąd. Tylko przy niej czułam tak silne podniecenie, kotłujące się myśli, serce mi przy niej przyspieszało. I tylko u jej boku czułam, że dopada mnie ta straszna choroba, jaką jest miłość. Ta prawdziwa, nieskażona grzechem świata, niedostępna dla nikogo innego. Ostatnie co widziałam, to twarz Clarke znikającą między moimi nogami.

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Godzina nie była za specjalnie późna, dochodziła 9 rano. Zarzuciłam na siebie szlafrok i zaspana poszłam sprawdzić, kogo niesie o tej porze. Patrząc przez wizjer, ujrzałam policję. Od razu się zlękłam. Wróciłam cicho do pokoju i obudziłam Clarke prosząc, aby to ona otworzyła. Westchnęła głośno i z jednym zamkniętym okiem, owinięta drugim szlafrokiem, poszła otworzyć. Ja w tym czasie siedziałam w łazience, tak na wszelki wypadek, gdyby postanowili wejść do środka.

-Pani Griffin? - Spytał funkcjonariusz.

-Tak, coś się stało?

-Można tak powiedzieć. Musi pani jechać z nami na komendę, ktoś tam na panią czeka, niejaka Madison. - Na imię wystrzeliłam z łazienki jak strzała, prosto do pokoju. Ubrałam się najszybciej jak mogłam i w sumie miałam gdzieś, że mogą mnie zatrzymać za te kradzieże.

-Ja po nią pojadę, Clarke. Zostań w domu. - Policjant spojrzał się na mnie krzywo. - Narzeczona Clarke, do usług. Mam prawo odebrać moją szwagierkę z posterunku. - Uśmiechnęłam się do stróża prawa jak wariatka i wychodząc, pocałowałam Clarke, aby łyknął historyjkę. Po kilkunastu minutach byliśmy już na posterunku. Chyba był nowy, bo nawet się nie zorientował, że ja to ja.

-Lexa? - Zdziwiona Madi poderwała się z ławeczki w celi. Wyglądała zabawnie za kratami.

-A pani kim jest? Greg, miałeś przyprowadzić jej siostrę, nie jakąś obcą babę! - Komendant też chyba świeżak. Czemu nikt mnie tu nie poznaje? - Jest pani jakoś powiązana z Griffinami?

-Więzy małżeńskie z Clarke. Przyjechałam odebrać młodą, można? - Podeszłam do wejścia do celi i zastukałam w zamek. Komendant podszedł i otworzył posłusznie celę, z której wybiegła Madi prosto w moje objęcia. - Można wiedzieć co przeskrobała Madi?

Komendant otworzył grubą teczkę z której wyjął kartkę z opisem i wręczył mi ją.

Picie alkoholu w miejscu publicznym. Świetnie. Zaśmiałam się głośno.

-Naprawdę nie macie nic innego do roboty tylko uganiać się w nocy za małolatami z piwem? Zróbcie lepiej porządek z ćpunami w parku, zaczynają się tam powoli budować. - Oddałam dokument i skierowałyśmy się w stronę wyjścia. - Do widzenia panom.

Wróciłam do mieszkania z Madi i przywitał nas krzyk Clarke. Młoda tylko przytaknęła i poszła do swojego pokoju. Spojrzałam na blondynkę i westchnęłam ciężko, siadając przy stole. Clarke włączyła radio i zabrała się do robienia obiadu. Nawet nie zjadłam śniadania...

Clarke milczała. Nawet na mnie nie patrzyła. Przez te kilka miesięcy mojej nieobecności bardzo się zmieniła. I ja chyba też. Czułam się tak, jakbym jej w ogóle nie znała i smuciło mnie to. Jedyne co nas tego dnia łączyło, to nasz nocny seks. Nic więcej. Miałam wrażenie, że mnie wykorzystała.

-Dlaczego tak się naraziłaś jadąc po Madi? Dobrze wiesz, że mogli Cię rozpoznać i złapać. I znowu bym Cię straciła. - Zaczęła łkać. Poderwałam się z krzesła i podeszłam do niej, obejmując ją w pasie.

-Ale nic mi się stało, Clarkey. Wiesz, że bym sobie z nimi poradziła.

-Weszłaś w paszczę lwa, Lexa. Nie rozumiesz, że się boję? Boję się, że już Cie nie zobaczę. Raz Cię straciłam. - Odkręciłam ją w moją stronę.

-I drugi raz nie stracisz. Obiecuję. - Usłyszałam za sobą skrzypienie podłogi, Clarke skierowała w tamtą stronę swój wzrok.

-Wtedy też obiecywałaś. - Usłyszałam głos Madi. - Wtedy obiecywałaś mi, że mnie nie zostawisz, że zostaniesz z Clarke. I co? Odeszłaś. - Podeszłam do niej i położyłam dłonie na jej ramionach.

-Skarbie, wiem, że popełniłam ogromny błąd, ale ja chciałam Was chronić. Myślisz, że łatwo mi się żyje, narażając Was na atak ze strony Paxtona? Zrobiłam to, bo Was kocham i nie chciałam, żebyście miały najścia na mieszkanie z mojego powodu. - Przytuliłam Madi. Clarke wróciła do gotowania, a ja z młodą wyszłyśmy na balkon zapalić.

-I jak, powiedziałaś jej? - Spytała Madi.

-Jeszcze nie. Wczoraj dużo się działo... Chcę zabrać ją dzisiaj do Eligiusa. Idziesz z nami?

-Nie, umówiłam się z Adenem. Poza tym przeszkadzałabym Wam tylko... - Uśmiechnęłam się szeroko. Wróciłyśmy do mieszkania na obiad. Do wieczora było już tylko przyjemnie; grałyśmy w Monopoly, słuchałyśmy muzyki, żartowałyśmy. Czułam się jak w prawdziwej rodzinie. Czułam, że wreszcie ją mam. Dostałam od nich drugą szansę i nie mogę jej tak zmarnować.

Bezdomna /ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz