To skomplikowane

437 27 5
                                    

POV LEXA

Usiadłam na schodku przed domem. Nie chciałam rozmawiać z Octavią ani jej widzieć. Częściowo była tą, która zniszczyła moją rodzinę. I sprawiła, że zostałam bezdomna. O tym wszystkim co "zrobiła" mi Octavia, dowiedziałam się stosunkowo późno, bo dopiero na wizytach u ojca.

Zerwał się mocny wiatr. Mimo to siedziałam na schodach. Nie chciałam wejść do środka, mimo próśb Clarke. Wolałam siedzieć i marznąć, niż siedzieć w jednym domu z kimś, kto niszczy rodziny i doprowadza do zbrodni. Do moich oczu napłynęły łzy. Mimo to nie mogłam płakać. Nie potrafiłam. Zanikła u mnie jakakolwiek umiejętność okazywania smutku. Bezsilności. Słabości.

Poczułam ścisk w żołądku. Miałam przeczucie, że w Piątej Alei nie podali mi tego, o co ich poprosiłam. Wstałam z zimnego betonu i chcąc nie chcąc, musiałam wejść do domu. Otworzyłam cicho drzwi i równie bezszelestnie weszłam do środka. Z pokoju na drugim końcu budynku słyszałam cichą rozmowę. Resztki narkotyku pozwalały mi wyłapywać pojedyncze słowa, dzięki którym mogłam zrozumieć, o czym lub o kim rozmawiają.

Lexa, ćpun, morderstwo, dziwka, małżeństwo.

Wszystko brzmiało tak, jakby próbowała nastawić Clarke przeciwko mnie.
Grzebanie w kuchni w poszukiwaniu leków przeciwbólowych przerwało mi szarpnięcie za ramię.

-Czego tu szukasz złodziejko? Jeszcze Ci mało? - Warknęła Octavia. - Wynoś się z mojego domu brudasie. Albo Ci pomogę.

-O, odpuść sobie. Obie wiemy, że żadna z nas nie jest niczemu winna... - Próbowałam nieudolnie załagodzić sytuację.

-Ale Twoja kochana mamusia już jest. Nie pamiętasz skąd wzięło się Twoje kochane rodzeństwo?

-Ja Ci przypomnę, że jestem najmłodsza. Poza tym, jaki jest sens tej rozmowy? Nie ma sensu drążyć tego tematu. To sprawy sięgające prawie dekadę w przeszłość. Nie możemy po prostu zakopać topora wojennego? - Podeszłam do okna. Zaczęło padać. Octavia znowu wyszła z kuchni. Trzasnęła za sobą drzwiami od pokoju.

-Lexa, ja nie chcę się mieszać w Wasze sprawy, ale...

-To się kurwa nie mieszaj. Wychodzę. W razie czego jestem w Sydney. Cześć. - Clarke wybiegła za mną na dwór. - Czego Ty ode mnie chcesz?!

Spojrzałam na nią wzrokiem pogardy. Miała łzy w oczach, była cała blada. Podeszłam do niej. Spuściła głowę i zaczęła łkać.

-Przepraszam. Nie chciałam Cię urazić... Nie chciałam też kłócić się z Octavią. Rozumiem, jeśli nie chcecie mnie tutaj. Jest mi dobrze na ulicy, niczego mi nie brakuje. - Położyłam dłoń na jej ramieniu. Czułam jak się całą trzęsie.

-Nie chcę Cię zostawić samej. Mimo tego, że Cię właściwie nie znam. Nie znam Twojej historii, nie wiem co Cię spotkało. Ale nie chcę, żebyś znowu była sama...

-Nie martw się, przywykłam do samotności. Czasami jest lepsza niż towarzystwo ludzi, którzy oceniają Cię po nazwisku. Poradzę sobie. - Wytarłam łzy z jej policzków. - W razie czego mam Twój numer, będę dzwonić. Muszę już uciekać, trzymaj się. - Złapałam lekko jej podbródek i uniosłam jej twarz tak, aby patrzyła na mnie. - Jestem typem człowieka, któremu można wpakować cały magazynek prosto w głowę A i tak przeżyję.

Clarke uśmiechnęła się i pociągnęła nosem. Poklepałam ją po ramieniu i odwróciłam się w drugą stronę.

-Lexa, czekaj chwilę, mam coś dla Ciebie. - Podbiegła do mnie i wcisnęła mi do ręki łańcuszek z wisiorkiem. Zębatka. - To tak na pamiątkę. Miło było Cię poznać. Do zobaczenia kiedyś.

Bezdomna /ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz