FABUŁA (2/3)
Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy, to swojego rodzaju paradoks: główny bohater przebywa w miejscu ponadczasowym, ale wie, że siedzi tam sto lat. Rozumiem, że o upływie czasu mógłby go informować kruk, ale nie znalazłam nigdzie takiej informacji. Wypada to tak, jakby nie zostało wcześniej przemyślane i, chociaż znalazłoby się może na to jakieś logiczne rozwiązanie, nie pojawia się w tekście.
Generalnie jest w tym wszystkim coś intrygującego, bo zostajemy wrzuceni w życie Coraxa, kiedy wydaje się, że czas chwały ma już dawno za sobą. Nie bardzo wiadomo, czego się spodziewać i dopiero po jakimś czasie klaruje się, z czym właściwie przyjdzie mu się mierzyć. Pojedyncze sceny wypadają naprawdę nieźle, wszystko jest spójne i trzyma się kupy. Jakby tego było mało całość może naprawdę wciągnąć, także za to bardzo pracę doceniam!
Mniej więcej w połowie pojawił się problem, który może nie wpłynął jakoś dramatycznie na odbiór całości (bo od razu zaznaczę, że przeczytałam te osiem rozdziałów z ogromną przyjemnością), ale jednak trochę mnie kłuł. Ponieważ innych potknięć praktycznie nie było, na nim się skupię. Chodzi o to, jak bardzo zamykamy się z bohaterami w tej chatce i jak naiwne się to wszystko staje. Naturalnie, kiedy zaczynamy przygodę z jakąś opowieścią, nie chcemy być zasypani faktami na temat świata czy bohaterów. I tutaj twoja praca punktuje, dlatego że informacje dawkowane są stopniowo. Jednak nagle ta baza danych, która powinna w miarę rozwoju fabuły rosnąć, zatrzymuje się. Zostajemy w chatce, odcięci od dosłownie wszystkiego, i to mnie pod koniec niemal irytowało. Zaczęły nasuwać mi się pytania: na jakich zasadach siedział w tym więzieniu, skoro nikt nie zareagował, gdy uciekł? Czy nie miał innych znajomych, z którymi chciałby się spotkać po wyjściu? Wrogów, z którymi chciałby się rozliczyć? Spraw do załatwienia? Zwykłej ciekawości, żeby zobaczyć, jak wygląda świat? To wydaje się niemal nierzeczywiste, bo o ile rozumiem, że nie chciał się zdradzić ze swoim powrotem, tak nie potrafię pojąć faktu, że on jakoś tak bezmyślnie egzystuje. Żadnego planu na dalsze działania, żadnych przemyśleń odnośnie przyszłości, a nawet żadnej chęci zwyczajnego wyszalenia się po tym wieku w więzieniu.
Dochodzi do tego Strix i jego naiwne zachowania wobec niej. Kiedyś być może go oczarowała, ale po tym, jak zamknęła go na sto lat... no serio? Daje się jej głaskać, żartuje z nią, niemal jej ufa, a co w tym wszystkim najgorsze: nie zadaje żadnych pytań. Niektóre sceny są bezsensownymi wypełniaczami i frustrowało mnie czytanie o jego jedzeniu, myciu się czy docinkach z dziewczyną, kiedy powinien przyciskać ją, żeby dowiedzieć się czegokolwiek o tym, co się dzieje. Ona ewidentnie coś knuje, jest w to wszystko zamieszana, a Corax doskonale o tym wie, więc dlaczego żyje tam sobie prawie jak na wczasach?
W tym jednym problemie zawiera się również sprawa świata przedstawionego, którego jak na razie... nie ma. I znowu: to jest niemal wskazane na początku, ale później wypada to jakoś rozszerzać. Pamiętam, że kiedy Strix wspomniała o jakimś królu zakazującym magii, uznałam, że wybrałaś po prostu bezpieczną opcję i na razie wolisz nie mieszać nam z polityką. Jeszcze wtedy była to po prostu taka otwarta furtka, ale później nie pojawiła się dosłownie żadna wzmianka o tym, co dzieje się na dworze. W ogóle jest tam jakiś dwór? Nie rozwijasz też za bardzo tożsamości samego Coraxa i ciężko mi stwierdzić, jaki rodzaj istot zamieszkuje świat. Być może twoja wizja nie przewiduje po prostu jakiegoś niesamowitego odkrywania uniwersum przed czytelnikiem, ale zabrakło mi nawet jakiegoś minimum, chociażby więcej takich otwartych furtek.
BOHATEROWIE (1/2)
Ciężko mi wyobrazić sobie ogrom prób, jakim poddałaś głównego bohatera. Mówimy o kimś, kto najpierw osiągnął wielkie rzeczy okrucieństwem (albo przynajmniej próbował) przy pomocy czarnej magii, która nieraz wymagała krwawej ofiary (takie przynajmniej wnioski wyciągam z jego narracji). Później spędza sto lat w więzieniu zdany właściwie tylko na swoje towarzystwo. Zastanawia mnie, jak przełożyć taki bagaż doświadczeń na logicznie skonstruowanego bohatera. Wydaje mi się, że Corax jest jednak z kategorii tych lekkostrawnych: jego narracja jest momentami wręcz dowcipna, on sam nie ma jakichś wielce głębokich czy inteligentnych przemyśleń, a właściwie sprawia wrażenie dość... zwyczajnego.
Czytałam nawet kiedyś o eksperymencie, w którym zamykano ludzi w pustych pokojach i kazano im tam spędzać całe doby. Dostawali za to ogromne pieniądze, ale nie mieli w nich kompletnie nic do roboty, więc rekordowy czas pobytu tam przez jednego z uczestników (o ile dobrze pamiętam) to zaledwie kilka dni. Oczywiście, Corax nie jest zwykłym człowiekiem, ale i tak uważam, że cały wiek spędzony w samotności musi odciskać spore piętno na psychice. Tutaj wymaga to chyba poważnego zastanowienia: czy pójść w stronę szaleństwa, czy może jakiejś obojętności, zblazowania? Coraxowi raczej daleko do jakiejkolwiek skrajności. Miewa napady złości czy utraty kontroli, ale, patrząc szerzej, to osoba raczej zrównoważona. Co więcej, nie dochodzi w jego wnętrzu do jakiegoś wielkiego aktu skruchy, zrozumienia swoich błędów i chęci poprawy, więc to miejsce ani go nie złamało, ani nie wyzwoliło w nim żadnej chorobliwej reakcji. Poza tym człowieka, który tak brutalnie spełniał swoje ambicje, wyobrażam sobie jako trochę bardziej okrutnego, nieobliczalnego. W jakimś sensie odpowiedzialność za jego uczynki ponosi czarna materia; to jak nim zawładnęła w jednej scenie jest zresztą fajnym rozwiązaniem i opisałaś to naprawdę bardzo naturalnie. Jednak czy pomiędzy tymi napadami on mógłby zachowywać się tak... niefrasobliwie?
Generalnie Corax nie jest bohaterem źle skonstruowanym czy sztucznym. Mogę nawet powiedzieć, że polubiłam go jako narratora i fajnie wypadał w różnych sytuacjach, bo jest właśnie taki dowcipny. Miewa też momenty złości, pragnienia zemsty i tak dalej, ale całościowo nie wypada na żadnego psychopatę czy wariata. Po prostu ciężko mi pojąć ogrom wydarzeń, które przeżył, i przełożyć je na jego nastoletnie wręcz usposobienie.
Zarówno ptaki jako bohater zbiorowy, jak i sam Corvus, to świetni bohaterowie. Mówię tu o potencjale samego pomysłu, ale też o udanym wykorzystaniu go w praktyce. Wprowadzają czasem coś na wzór filmowego comic relief, ale poza tym zachwyciła mnie ich wierność i przywiązanie. Samo dobranie gatunku do bohatera też wydaje się takie w sam raz.
Strix została na razie ukazana jako Matka Teresa przez swoją niewinność, spokój i generalnie usposobienie aniołka. O ile poznamy ją też z innej strony, na co oczywiście jeszcze jest mnóstwo czasu, uważam, że jest niezła. Fajnym smaczkiem w stronę odkrywania jej ciemniejszej strony jest to, co zrobiła Coraxowi, więc liczę, że coś się jeszcze w jej sprawie zadzieje, co zresztą sugerują późniejsze rozdziały.
Trochę słabiej wypada ich relacja, ale to ma związek z tym, o czym pisałam wcześniej. Początkowo są dla siebie tacy słodko-pierdzący, mimo oczywistego urazu Coraxa, co już samo w sobie jest dziwne, ale potem staje się to wręcz nienaturalne. On o nic nie pyta, ona sobie coś knuje i on w sumie to podejrzewa, ale ma to chyba gdzieś... no nie wiem. Jakoś tego nie kupuję.
POPRAWNOŚĆ I STYL (1.5/2)
Technicznie wszystko stoi na wysokim poziomie: widać, że rozdziały nie są wrzucane pod jakimś wielkim natchnieniem, ale sprawdzane pod kątem błędów. Myślę, że styl potrzebuje jeszcze trochę ćwiczeń, żeby nazwać go takim naprawdę wypracowanym, ale nie mogę odmówić mu lekkości. Nie sygnalizujesz w żaden sposób, które zdania w narracji są jego przemyśleniami z tamtego momentu, a które nie. Chociaż łatwo się tego domyślić, wprowadza to trochę chaosu. Momentami wygląda to wręcz, jakbyś nie mogła zdecydować się na konkretny czas dla całej opowieści. Swoją drogą, nie wiem, czy jest sens przytaczać aż tyle zdań w czasie teraźniejszym wyjętych z jego głowy, skoro cała perspektywa i tak należy do niego w całości.
ORYGINALNOŚĆ (1.5/2)
Ogromny plus całości to pomysł. Główny bohater jest w sumie tym złym, ale stanowi jednocześnie swojego własnego antagonistę. Czyż to już nie brzmi wystarczająco zawile i zachęcająco? Gdyby nie spory niedosyt w kwestii świata przedstawionego, mogłabym się tylko zachwycać.
OGÓLNE WRAŻENIE (1/1)
Bardzo się cieszę, że kolejna praca, którą oceniam, jest taka udana. Nie mam nad czym się rozwodzić, wciągnęłam się i tyle! Oczywiście jest nad czym popracować, ale całość wypada naprawdę nieźle. Pomysł ma wielki potencjał i bardzo kibicuję, żeby dociągnąć go do końca. Przyznaję dumne 7 pączków!
Prozerpinka
CZYTASZ
Pączkarnia. Recenzje bez lukru!
Non-FictionJesteśmy grupą dziewczyn, które jednoczy pasja do czytania, pisania i jedzenia! Postanowiłyśmy połączyć siły, mózgi i klawiatury w służbie wattpadowej sztuki! Chcesz dowiedzieć się, co postronny Czytelnik sądzi o Twojej twórczości? A może chcesz spr...