FABUŁA (1/3)
Po przeczytaniu dwóch pierwszych akapitów czuję się trochę skołowana. Nie żeby takie rozpoczęcie historii było złe, ale ja tam lubię jak pierwsze kilka zdań trochę mnie kopnie. Nie trzeba zaczynać od eksplozji, żeby kopniak zabolał, ale zarzucanie czytelnika numerkami i nazwami własnymi może nudzić. To, co dzieje się potem, jest jeszcze bardziej mylące. Scena z paniką w obliczu pożaru skonfrontowaną ze spokojnym robotem dla mnie wybrzmiała wręcz komediowo. Później dziewczyna uspokaja się relaksującym prysznicem, następuje tu kluczowy opis dla całego rozdziału (ładna, brązowe włosy, niezłe ciałko), przed lustrem pada ofiarą serialowej retrospekcji, po czym zbija to lustro w napadzie wściekłości. Po pierwsze, kiedy czytam takie wspomnienia widzę Fineasza i Ferba, bo twórcy bajki świetnie wyśmiali taki sposób przywoływania przeszłości. Świadomość, że jest jedyną ocalałą po wojnie, powinna jej towarzyszyć każdego dnia, a nie powracać jak urywek filmu i tylko wtedy doprowadzać ją do szału. Rozumiem, że może nie jest do końca stabilna emocjonalnie, co wychodzi później, ale sam ten rozdział jest chyba taki jak ona xD Najpierw wpada w komedię, później narracja sugeruje, że dziewczyna jest już spokojna, a ona ni z tego, ni z owego rozwala losowy przedmiot. Ciężko to zrozumieć, gdy w rozdziale przeważają opisy dotyczące świata, a wgląd w jej głowę został zminimalizowany. Dziewczyna nie tylko błyskawicznie po incydencie ma już ochotę na ostrą jazdę, ale pozwala sobie nawet na ochy i achy dotyczące latających stworzeń, mimo że widuje je codziennie. Wydaje mi się, że problem nie leży w samej bohaterce, ale bardziej w narracji. Mam wrażenie, że stwarzasz klimat zupełnie nieadekwatny do tego co dzieje się w jej wnęrzu, albo odwracasz uwagę opisami czegoś, co nie ma z nią związku. Pijąc w tamtej okolicy każdego dnia, nie wierzę, że dziewczyna wymiotuje po pierwszym drinku. Nawet ja nie mam takiej słabej głowy. Pomysł na relacje z Karen bardzo mi się spodobał, więc szkoda, że został potraktowany po macoszemu, a wręcz spłycony. Opisanie go tak szybko, bo już w czwartym rozdziale, zabija wszelką tajemnicę, a te kilka zdań zupełnie nie oddaje powagi tej tragedii. Znały się trochę, zostały parą, ale skończyło się źle. To zdanie opisało tę historię w równie emocjonujący sposób.
Od rozdziału szóstego coś się zmienia, dziur fabularnych i zgrzytów jest zdecydowanie mniej. Fabuła jakoś się ukierunkowała i, mimo że dwa kolejne rozdziały są w zasadzie przejściowe i nic się w nich nie dzieje, bez tych rozpraszających głupotek czytało się całkiem przyjemnie. Przynajmniej do momentu, w którym uznałaś, że twoja bohaterka musi słuchać tego, co ty lubisz/ tego, co byłoby niezłym soundtrackiem do filmu science-fiction i dodatkowo wrzucasz ten kawałek w tekst. Po pierwsze, nie ma takiej siły, która mnie przekona, że to jest dobry zabieg. Jeśli ktoś traktuje swoją pracę poważnie, nie robi z niej playlisty ani galerii. Amen. Po drugie, to jest piosenka popularna teraz. O ile jestem w stanie zrozumieć, że kilka kawałków przetrwało do tej przyszłości, o której piszesz, tak nie mogę pojąć, że jest ich aż tyle, bohaterka słucha tylko tego i co najgorsze - to nic nie zmienia. Czy to jest naprawdę takie ważne, że puściła sobie Kendricka Lammara a nie Madonnę? Może to przebudzenie się przy starej piosence było jakimś fajnym smaczkiem, ale tyle kawałków z dalekiej przeszłości to już trochę przesada. Nie uważasz, że warto postawić na rozwój jej świata? Skoro ta muzyka ma dla ciebie takie znaczenie, dlaczego kiedy ona wchodzi do knajpy słyszy sartańską muzykę? Co to w ogóle znaczy? Szybka, wolna, smutna, wesoła? Ręka w górę, kto widząc w tekście tytuł znanej piosenki nie umie jej sobie odsłuchać na youtubie? A teraz ręka w górę, kto słyszał kiedykolwiek jakiś sartański kawałek? Dobrze opisana muzyka, której czytelnicy nigdy wcześniej nie słyszeli, może podziałać na ich zmysły bardziej niż klip z youtube.
Jak już mówiłam, zmniejsza się ilość rzeczy nielogicznych, ale wciąż się pojawiają. Pomysł na coś żyjące w pudle fajny, ale tylko idiota włożyłby rękę, żeby to coś nakarmić. Rozumiem współczucie, ale nie kreujesz swojej bohaterki na głupią, a wkładanie ręki do klatki, w której może siedzieć lew z wścieklizną, nie jest zbyt rozsądne. Znowu stara muzyka i co najlepsze - słuchanie jej w środku rozpierduchy. Chyba podchodzisz do tego tekstu zbyt filmowo. Tak, twórcy Strażników Galaktyki mogli sobie pozwolić na taką stylistykę, bo tworzyli film pełnometrażowy. Tak, to może się udać również w książkach, ale nie kiedy wydają się one standardowe, a nagle wyjeżdżają z czymś takim. Poza tym, walka opiera się w dużej mierze również na słuchaniu, nie tylko na widzeniu. Osoby niewidome bywają mistrzami sztuk walki, polegając głównie na tym zmyśle. A ona jest w stanie powalać przeciwników jak muchy, odcinając się od czegoś tak istotnego? Później Minerva analizuje ziemskie sztuki i zupełnie nie mogę tego kupić. To jest tak odległy świat, że mogłaby czytać coś, co z naszej perspektywy powstanie w przyszłości. Szekspir może i jest uniwersalny, ale to, że czyta akurat jego, wprowadza takie okropne zamieszanie w postrzeganiu twojego świata. Te retrospekcje wywołane dotknięciem zakładniczki są jakoś usprawiedliwione, bo jeszcze nie wiadomo, o co w sumie chodzi. Ale ta, która pojawia się w trakcie rozróby, jest jeszcze bardziej tandetna niż tamta przed lustrem. A tak w ogóle to po co jej te leki, skoro słyszy głosy, wspomnienia dalej ją atakują i nie potrafi zapanować nad gniewem?
BOHATEROWIE (1.5/2)
Główna bohaterka ma skomplikowaną przeszłość i problemy z psychiką, ale sprawia wrażenie takiej, która nie pogardzi dobrą zabawą i ryzykiem. Jest ciekawa i wielowymiarowa. Zdarzało mi się nie rozumieć jej postępowania, ale, jak już wspominałam, to chyba problem na poziomie narracji, a nie samej bohaterki. Początkowo jej przeszłość zdawała mi się interesująca przez swoją złożoność, ale później poczułam się już trochę przytłoczona. Jakby miała setki lat, przez ten czas przeżyła kilka małżeństw i wojen. Niby czeka na jedną, ale wspomina drugiego, tutaj jakieś retrospekcje wojny, tu coś zupełnie innego. Najpierw zdawało mi się to tajemnicze, ale pod koniec po prostu namieszałaś. Kolejną postacią wartą uwagi jest Minerva. Problem sztucznej inteligencji zyskującej uczucia był już mielony w filmach i książkach setki razy, ale podoba mi się, że nie chodzi o roboty przejmujące władzę nad światem. Ona powoli staje się pełnoprawną bohaterką. Jej ludzkość pojawia się stopniowo i mam nadzieję, że ten wątek pociągniesz dalej w tym samym stylu i tempie. Pozostała dwójka jest dużo mniej wyrazista, ale nie mam z nimi jakiegoś wielkiego problemu. Liczę, że jeszcze coś ciekawego się z nimi zadzieje.
POPRAWNOŚĆ I STYL (1/2)
Styl masz plastyczny, opisy czyta się przyjemnie i chociaż naturalnie nie ma warsztatu, którego nie da się jeszcze szlifować, twój jest niezły. Z drugiej strony wiele niezręczności ("[...] neonowa nazwa nad wejściem brzmiała [...]"), zupełne ignorowanie przecinków i momentami wręcz przytłaczająca ilość literówek. Jestem absolutną przeciwniczką chodzenia na łatwiznę w literaturze, a u ciebie mogłabym podać kilka przykładów. Pomijając już te nieszczęsne klipy muzyczne, myśli głównej bohaterki podajesz w ukośnikach, kwestie maszyn przytaczasz w nawiasach kątowych, dochodzą do tego łopatologiczne retrospekcje. Po prostu jestem zdania, że magia słowa jest nieograniczona i szkoda ją spłycać do czegoś takiego.
ORYGINALNOŚĆ (0/2)
Czytając tę pracę miałam przed oczami typowy świat rodem z każdej space opery. Widziałam, że nie kryjesz się z odniesieniami do gier komputerowych, a po krótkim researchu odkryłam, że wręcz czerpiesz z nich garściami. W tym wypadku, nie tylko nie mogę tu mówić o oryginalności, a wręcz muszę stwierdzić, że zupełnie olałaś kreację świata przedstawionego. Jako osoba zupełnie niezaznajomiona z grami komputerowymi, niewiele potrafię powiedzieć o świecie z twojej pracy. Widzę go trochę jak realia Gwiezdnych Wojen z tą mieszanką ras i życiem na różnych planetach. A to trochę mało, szczególnie biorąc pod uwagę, iloma pojęciami rzuciłaś na przestrzeni tych piętnastu rozdziałów. Prawie uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy zobaczyłam zwrot: sylwetki ludzi i nieludzi. Jako taki świeżak w twoim uniwersum, mogłabym sobie wyobrazić sylwetkę człowieka i krzesła albo ludzi i losowych zwierząt. Bo skąd mam wiedzieć, co masz na myśli, pisząc o nieludziach? Elfy, krasnoludy?
OGÓLNE WRAŻENIE (0/1)
Nie mogę powiedzieć, że dobrze się bawiłam, czytając twoje opowiadanie. Główna bohaterka ciągnie je do przodu, pomysł na fabułę ma spory potencjał, ale cała reszta leży. Przede wszystkim, skupiłabym się na zlikwidowaniu chaosu. Musisz też zdecydować się na jeden klimat: albo fanfiction, albo scenariusz filmowy, albo parodia space opery, albo całkowicie odrębne i twoje dzieło. Takie mieszanie bywa niestrawne (Smakowite żarciki xD.).
Prozerpinka
***
Przypominamy o naszej Smakowitej rekrutacji! Jeśli chcesz dołączyć do naszego grona, napisz do nas wiadomość prywatną! :)
CZYTASZ
Pączkarnia. Recenzje bez lukru!
No FicciónJesteśmy grupą dziewczyn, które jednoczy pasja do czytania, pisania i jedzenia! Postanowiłyśmy połączyć siły, mózgi i klawiatury w służbie wattpadowej sztuki! Chcesz dowiedzieć się, co postronny Czytelnik sądzi o Twojej twórczości? A może chcesz spr...